20 listopada 2017

Od Nerona CD Shante, Elsey

To coś, co siedzi w ciele Shante, jest przeciwko mnie. I to tak delikatnie mówiąc. Mam pewne podejrzenia...jeżeli to jest ta sama bezlitosna istota, którą doskonale znam to, jest źle. Skrzywdziłem Shante, wiem, ale teraz nie mam czasu na poprawę swoich błędów. Jest o wiele gorzej, niż myślałem. Demon lub nieczysta dusza bez żadnych problemów może przejąć strapioną, pustą duszę. To doskonałe lokum dla wygnańców. Idealny moment, by wrócić na ten świat w postaci wilka. Miałem wiele takich przypadków. Egzorcysty to nie są...modlitwy, jak każdy myśli. Egzorcysty to rozmowa z nieczystą postacią zamieszkującą nasze serce. Dlatego chce spróbować porozmawiać z tym czymś. Shante od zawsze trzymała się z duchami. Przez długi czas byli jej jedyną rodziną. Te dusze także nie rozpoznały Shante. Przestraszyły się, jednocześnie odgradzając mnie od niej. Same chyba w końcu zauważyły, że nie jestem niebezpieczny. Przetarłem delikatnie miejsce, w które przed chwilą oberwałem z łapy.
- Możecie iść ze mną? Lepiej znacie ,,to coś,,co siedzi w ciele Shante - szepnąłem cicho, kierując swój wzrok przed siebie. Czułem ich obecność, ich przestraszone myśli wyczuwałem na kilometr. One chciały dla niej jak najlepiej, dlatego stały się moimi wspólnikami. Twierdząco skinęły głowami i delikatnie unosząc się nad ziemią, pofrunęły w stronę jaskini Shante. Zerwałem się do biegu, by za nimi nadążyć. Po chwili znajdowaliśmy się już przed jaskinią.
Zapukałem. Nikt nawet nie odpowiedział. Zapukałem po raz kolejny z nadzieją, że otworzy mi Shante, a nie jej wściekły sobowtór. Po ponownej ciszy sam wszedłem do środka.
- Chce porozmawiać! - krzyknąłem, a echo rozniosło się po całej jaskini. Pod moimi łapami zatrzęsła się ziemia, a ja sam w jednej sekundzie zostałem powalony na ziemię.
- Wynocha! - wrzasnęła, szczerząc kły. Jej śliną obryzgała mój pysk.
- Elsey, myślałaś, że się nie zorientuje? - warknąłem, spychając ją z siebie. Ta popatrzyła na mnie z chytrym uśmiechem. Śmiała się szyderczo, wolnym krokiem okrążając moje ciało.
- Nie zapomniałeś hmm? - syknęła mi do ucha, aż w środku mojej głowy zawirowały nerwy. Przemilczałem to, ostro zaciskając zęby.
- Jednak aż taki głupi nie jesteś - posłała mi oczko, jednocześnie oblizując cały swój pysk. Odrzuciła ciało Shante na ziemie, a sama pokazała mi się jako cień. Tak samo obrzydliwa, jak wtedy, jest zniszczona od środka i do tego została wybrana. Do zabijania i niszczenia, to jedyny powód jej obecności na tym świecie. Wbiłem ze zdenerwowania pazury w ziemię. Jednym skokiem chciałem znaleźć się przy ciele Shante, jednak wylądowałem na ziemi.
- Ani się waż jej dotykać! - wrzasnęła, wydzierając z wnętrza swojego mitycznego ciała niski, ciężki głos.
- ONA JEST MOJA - zmarszczyła cielisty łeb, ukazując swoje ciemne kłaki.
-Popatrz...jak mogłeś ją zostawić kochaniutki? Niby ja kochasz, a pozwoliłeś jej zostać ze mną? Bo co? Bo dziadulek zmarł? Przykre, był równie żałosny, jak ty - zaśmiała się ironicznie, oblizując brudny z ziemi pazur. Miałem ochotę skoczyć na na i zetrzeć jej tę tępą mordę z twarzy. Ale nie mogłem, nie istniała bowiem realnie.
- Została tu sama, a ty, jak dziecko opłakiwałeś jakiegoś starca. I co? Nie czujesz się winny, popatrz na nią. Ona ma cię dosyć, jesteś źródłem jej problemów. To przez Ciebie tutaj leży - syknęła, przechodząc swoim ciałem przez moje.
- Jej problemem jesteś ty! - krzyknąłem, warcząc wściekle na przeciwniczkę. Juz zniszczyła mi życie, drugi raz tego nie zrobi.

Shante?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template