- Szlag, obrzydliwe to.
Wyplułem na wpół posiekany już przez moje ostre kiełki kawał krwistego, tłustego, jeleniego mięsa. Moje kubki smakowe nie były zadowolone z tego co im dostarczyłem. To zwierzę musiało być chyba chore, smakowało jak błoto zmieszane z końskim łajnem, a do tego było jakoś dziwnie gumowate. No nic, przynajmniej ukróciłem jego cierpienia. Odechciało mi się jeść. Postanowiłem poszukać czegoś ciekawego do roboty. Ruszyłem w stronę Rzeki Valar. Może spotkam kogoś do towarzystwa? Strasznie tu nudno. A to opowiadanie i tak muszę pisać ze względu na czystkę, więc nie musze się starać, bo i tak nikt tego nie przeczyta. A jeśli się mylę to serdeczne pozdrówka. Ale kontynuując: Poszedłem sobie nad rzeczkę, usiadłem po to by się położyć, sturlałem się z górki, wszedłem na nią ponownie, znowu się sturlałem turluturlu yaay, zamoczyłem łapę w wodzie, pomachałem nią, zadrapałem przepływającą rybkę, nie było mi jej szkoda sama się obiła o moją łapę. Postanowiłem sobie wpaść do wody. Zimna. Popływałem chwilę. Ciepła. Wydostałem się na brzeg, otrzepałem futro i ponownie sturlałem się z górki. Mi się naprawdę nudzi. Wpierni***łem się w kamień. Bolało. Uniosłem się w górę i podleciałem do dziury w drzewie. Włożyłem tam głowę i zostałem świadkiem kopulacji wiewiórek. Postanowiłem nie zaszczycać tego wydarzenia swoją atencją, więc ruszyłem podokuczać Lumie. Na pewno się ucieszy heh. Fuj, ale to mięso było obrzydliwe.