– Powiedział z zachwytem basior, spoglądając to na różnobarwne ryby krążące w krystalicznej wodzie, to na towarzysza.
Odkrył to miejsce jeszcze za szczeniaka gdy zabłądził, ale wcale nie był wystraszony. Od razu je pokochał za ten spokój oraz naturalność, w której wilcza łapa nigdy przedtem nie postała. Jakiś czas później udało mu się ponownie dotrzeć do tej schowanej części lasu. Zbadał ostrożnie okolicę, a gdy miał już pewność, że jest bezpieczna, od czasu do czasu samotnie przychodził tam okrężną drogą by odpocząć jak również obserwować życie toczące się do przodu. Najchętniej bywał nad jeziorem przed nocą pełni, o zachodzie słońca kiedy niebo barwiły niezwykłe odcienie fioletów i czerwieni. Szczególnie lubił też obserwować krążące nad głową ptaki, ławice ryb kumulujące się w najgłębszym punkcie wody oraz porastającą wokół to nieco skaliste jezioro, bujną roślinność zamieszkaną
o dziwo przez niektóre pajęczaki, które plotły prześliczne, białe pajęczyny. To właśnie za tym miejscem Asu najmocniej tęsknił gdy z rodziną odchodzili na północ.
Czarny wilk pierwszy wszedł na płyciznę jeziora. Woda była tak czysta, że Assuva był w stanie dostrzec jak jego nowy znajomy z każdym kroczkiem stawia swoje stopy głębiej. Żółtawy piasek na dnie zapadał się i unosił, ziarnko opadało po ziarnku, delikatnie i bez mulenia wody. Gdy tylko wiatr dał o sobie znać słabym powiewem, wybudzając z zamyśleń, Assuva dołączył uśmiechnięty do Thantosa. Ostrożnie zszedł do poziomu wody po ciemnych kamieniach. Obaj rozkoszowali się chwilę ciepłem wody nagrzanej od letniego słońca. Ryby przepływały przy nich obojętnie. - Wcale się nie boją – Odezwał się nagle Thantos nie odrywając wzroku od tafli jeziora. - Dokładnie. To dlatego, że nikt tu nie przychodzi, nikt na nie, nie poluje. Niczego się nie boją, bo nie mają czego. Nie wiedzą, czego miałyby się bać... – Odpowiedział mu cicho Assuva. Po wypowiedzeniu tych słów szybkim ruchem włożył łeb pod wodę. Po sekundzie wyciągnął głowę z wody a w pysku trzymał grubą rybę mieniącą się na tęczowo.
Zwierzę trzepało ogonem na prawo i lewo. - Teraz twoja kolej – Powiedział trochę niewyraźnie, bo z zębami zagłębionymi w rybie aby mu nie uciekła. Odwrócił się szybko i wyszedł ze swoją zdobyczą na ląd. Usiadł na piasku i dobił rybę jednym ciosem, by się już nie męczyła. Zaczął przyglądać się co zrobi Thantos. Wilk bez wahania zanurzył pysk w wodzie i złapał bez problemu, na swoje wielkie, ostre kły dorodną rybę. Ametistowi przeszła przez głowę myśl jak on by wyglądał gdyby miał takie wielkie zęby... Machnął jednak głową odrzucając pomysł. Taka szczęka nie pasowałyby mu, wyglądałby w przeciwieństwie do Thana śmiesznie. Położył się na piasku ze zdobyczą miedzy łapami i zaczął rozrywać powoli mięso. Zastrzygł uszami. - Mam ją! – Krzyknął nagle radośnie Thantos i nawet lekko zamerdał ogonem. Wrócił energicznym krokiem na ląd i usadowił się wygodnie niedaleko basiora. Również zaczął spożywać swoją rybę. Zjedli w milczeniu. Czerwonofutry obgryzł rybkę aż do bielutkich kości i odłożył na bok zaś jego znajomy pożarł ją w całości przeżuwając. Nawet się oblizał. Asu zamrugał tylko zdziwiony, nie skomentował. Słońce coraz mocniej grzało. Assuva dostrzegł na przyciągającym promienie słoneczne, czarnym futrze kolegi krople potu, a na swoim odczuł jak ciecz spływa mu na łapy, chociaż nie było mu gorąco. Porozmawiali trochę o jedzeniu, o uprzejmości alf, o szerokich zbiorach biblioteki, waderach aż w końcu zeszli na temat podróży.... - Thantosie słyszałeś kiedyś o Zatoce błękitnych mgieł?
- Coś obiło mi się o uszy.
- A byłeś tam kiedyś? - Assuva podparł łapą głowę.
- Nie, ale ty owszem, jak mniemam? - uśmiechnął się delikatnie w odpowiedzi basior, dostrzegając stęskniony wzrok Assuvy. - Ano byłem, a by to raz! Cudowne widoki i jeszcze bardziej relaksująca atmosfera niż tu. Wszystkie wilki je kochają. Wiesz, to jedno z najstarszych miejsc watahy. Świeżość powietrza, różnokolorowe i kształtne chmury, albo te nastrojowe to mgły coś niecodziennego...
- Mgły? - Thantos uniósł brwi
- Tak. Co ciekawe nigdy nie znikają. Dodatkowo noc i dzień trwają tam tyle samo czasu. Podobno w centrum tej zatoki starszyzna przychodzi medytować nad ważnymi sprawami, zakochani mają dla siebie więcej czasu, wojownicy ćwiczą układy wojenne i walczą z cieniem, a co niektórzy nawiązują kontakt z duchami przodków w noc pełni... - Opowiadał zachwycony młodzik. - Brzmi interesująco. - Stwierdził Thantos.
- Chciałbyś to miejsce zobaczyć w całej okazałości?
- A da się?
- No pewnie, że tak. Inaczej bym nie pytał.
- Czemu nie. Skoro jest to aż tak zachwycające... - Wzruszył ramionami. - A jakże! - Assuva poderwał się na nogi. - Mam nadzieję, że masz jeszcze trochę czasu dla mnie? Musielibyśmy wybrać się na długą wycieczkę w góry, a potem... Umm czy powiedziałem coś nie tak? Jakoś mina ci zbladła. - Zmartwił się Asu. - Nie. W porządku, tylko coś sobie przypomniałem. - Uśmiechnął się słabo Thantos, długie zęby znowu zraniły mu przy tym górną wargę i pociekła mała stróżka krwi, którą szybko otarł łapą. - Prowadź. - dodał po chwili. - Tędy, musimy przebić się przez ten las. - Wskazał na północ po czym jednocześnie ruszyli truchtem. Żaden z nich nie zdawał sobie sprawy, że są obserwowani...
Las był ciemny, stary i gęsto zarośnięty. Nawet wydeptaną kiedyś ścieżkę ledwo było widać spomiędzy roślin. Assuva zastanawiał się czy jak wcześniej tędy szedł ten krajobraz był taki sam? Niestety nie pamiętał... On, słynny zwiadowca, a jednak nie zapamiętał. Po kilkunastu minutach zwolni do marszu. W powietrzu pojawiło się drobne napięcie. - Thatosie, czujesz coś? - Odezwał się Assuva.
Czarnofutry uniósł w górę nos i zawęszył. - Nic szczególnego oprócz towarzyszącej nam od początku wędrówki wilgoci.
- Rozumiem...
Ponownie przyśpieszyli, przebiegli jeszcze kilka metrów przedzierając się slalomem pomiędzy niektórymi krzakami. Nagle Assuva potknął się o coś, co wyrosło przed nim na drodze. Zareagował odruchowo podbijając się tylnymi nogami w górę. Prawie chwycił z powrotem równowagę, niestety ziemia niespodziewanie otworzyła się pod jego łapami. Wpadł do dziwnego dołu. - Aaa! - poleciał w ciemność, ale nie spadał długo. Z głuchym dźwiękiem wylądował na przebitym worku pełnym liści i mokrej ziemi. Mocno zabolało jednak był na czterech łapach jak kot, zniósł ból i wstał czym prędzej otrzepując się. Wypluł jeszcze piasek z pyska. Zerknął w górę widząc słabe światło. - Thantos jesteś tam? - Krzyknął, ale w odpowiedzi usłyszał tylko opadające w dół kamyki obijające się o siebie. Znajdował się przewidywalnie jakieś dwa metry pod ziemią.
- Szlag - zaklął ruszając ustami tak gwałtownie, aż sucha warga mu pękła. Poczuł znajomy metaliczny smak. Gdzieś przed oczami pojawił mu się obraz tego niezwykłego wilka, na którego gapił się jeszcze kilka godzin temu. - Czy nic mu nie jest? Czy Thantos też wpadł w dół? Dobra, skup się Assuva, rozejrzyj się. Musi być stąd jakieś wyjście... - Tym razem szeptał do siebie. - Ogniu, przydasz mi się przyjacielu. - Powiedział po czym podniósł się na dwie łapy i otarł pazurami o skalistą ścianę. Jak na zawołanie, dzięki jego magii na przednich łapach pojawiły się małe lecz wystarczająco jasne, żarzące się to na czerwono to na pomarańczowo płomienie. Rozświetliły wnętrze jak pochodnie. Victoria zamrugał powiekami. Z zaintrygowaniem mógł stwierdzić, że jest w jakiejś starej kopalni. Sklepienie wnętrza było zabezpieczone mocnymi deskami usmolonymi prawdopodobnie węglem. Co metr do skały przymocowane były pale podtrzymujące konstrukcję, które ciągnęły się w dwie strony. Wilk uczynił kilka cichych kroków w głąb szerszego korytarza, po lewej stronie. Poczuł na sobie chłodny powiew powietrza idący z tamtąd, więc po drugiej stronie musi znajdować się jakieś miejsce gdzie ono uchodzi. Być może wyjście lub nowszy szyb wydobywczy. Płomień na jego łapach zmniejszył się nagle. Im dalej miękko kroczył, tym więcej wilgoci. Coraz więcej wody i jakiejś jeszcze, lepkiej na oko, żółtawej substancji widać było w szczelinach na ścianach.
Asu zatrzymał się i nastawił uszu. Ktoś się zbliżał, ale nie pachniał do końca wilkiem...
Thantos? Przepraszam cię, coś mi pomysł uciekł o czym mogliby jeszcze dyskutować...