16 listopada 2017

Od Kalisty Laguny Merlin cd Nightshade

Ta biała wadera chyba miała mnie za głupią.
- To glina. Kaczkę można tak upiec. Wystarczy natrzeć ją gliną i zostawić. Po upieczeniu pióra i cała reszta
z wierzchu zostaną na glinie, przyklejone - tłumaczyła niepotrzebnie. Przecież domyśliłam się tego już jak zerknęła na błoto... ehh. - I co? Rozpalasz już ten ogień? - jęknęła - Ale ja nie... - zaczęłam mówić - Ja też nie, chyba że chcesz mrożonki - dokończyła pośpiesznie po czym wzruszyła ramionami. Poczułam jak puls skoczył mi na skroniach. Westchnęłam nerwowo. Nawet nie wiedziała co chciałam powiedzieć, a już dokończyła zdanie po swojemu. Nienawidze takiego wtrącania w słowa. Odpuściłam tylko dlatego, że chciałam już jeść. Mój brzuch burczał, cicho domagając się choćby kawałka udka kaczego. - Nie, nie mam ochoty na lody. Może później. - zarzuciłam sarkazmem, którego nawet nie zrozumiała, bo odpowiedziała "Spoko". Uniosłam łapy w górę. Rozmasowałam mocno swoje skronie. - Rozpalę nam ognisko, ale potrzebuje troche więcej suchych rozgałęzień z lasu, by ogień szybciej chwycił inne kawałki drewna. Poszukaj proszę kilku, a ja w tym czasie sprubuję odpalić z tego co tutaj zastałyśmy. - powiedziałam patrząc na ułożone w okrąg kamienie.
Prawdopodobnie ktoś wczoraj tu imprezował do późna...
Odkładając swoje dwie kaczki na bok próbowałam przypomnieć sobie zaklęcie mocy ognia. Nightshade kiwnęła głową i w podskokach poszła w głąb lasu. Co za dziwna osoba... Nie przypomina zupełnie wilków lodu, które dawniej znałam. Takich, które były chłodne, cierpliwe i nieufne
z natury. Ona jest... taka jakaś odmienna. Ciekawe dlaczego? Nie wykryłam w jej kodach żadnej, choćby drobnej mieszanki genetycznej...
Gdy wadera odeszła wystarczająco daleko i upewniłam się, że zostałam sama, pazurami naszkicowałam na ziemi okrąg, a w nim odpowiedni znak. Klasnęłam w dłonie, a naznaczony wzór rozbłysł. Uśmiechnęłam się do siebie, położyłam lewą łapę na rysunku i wyszeptałam szyk słów na wezwanie mojej osobistej książki zatytułowanej: "Księga pierwsza czarów żywiołu: faza ognia". W ciągu trzech sekund już leżałam na piasku i przerzucałam stronnice oprawionego szarą skórą tomu, jedna po drugiej, w poszukiwaniu konkretnego zaklęcia, które chociaż wydawało się łatwe, zawsze wylatywało mi z głowy. - Jak to było? Inferno? Integro? - mamrotałam niewyraźnie, z nosem pośród tekstu. Nawet nie zwróciłam uwagi kiedy Nightshade przebiegła gdzieś obok, na palcach. - Ach mam je! Incendio! - krzyknęłam od razu skupiając wzrok na poukładany wcześniej w stożek, stosik drewna. Kula energi migiem uformowała się w powietrzu i poleciała we wskazane miejsce. Gdy wylądowała podpalając opał, na boki buchnęły iskry. Na szczęście w około paleniska nie rosły drzewa, ale za to "wyrosła" mi nagle szaro - niebieska wadera ze stosem cienkich patyków w pysku... Nie rozumiejąc co właśnie dostrzegła, otworzyła zdumiona szczękę upuszczając do okręgu kamieni gałązki, które zebrała. Iskry odprysnęły wysoko, na ukos prosto w puchatą kitę parząc jej ogon. Podskoczyła i na widok płomyka na futrze spanikowała. - Moje ciało płonie, jest całe w ogniu! Pomocyyy! - zaczęła biegać w kółko. - Stój Nightshade! Tylko pogarszasz sytuację! - próbowałam ją zatrzymać, ale mnie wymijała dalej krzycząc w nieboskłony. W pewnym momencie, bezmyślnie podstawiłam jej łapę pod nogi, potknęła się. Płomień wcale nie powiększał się, był tam gdzie się rozpalił. Młoda wadera niepotrzebnie spanikowała, ale cóż, nie wiedziała przecież, że jest niegroźny dla wilków zaś groźny dla przedmiotów. Wcale nie chciała mnie słuchać, musiałam jakoś zareagować.
Niestety upadła prosto na zostawioną przeze mnie otwartą księgę i podpaliła wystająca zakładkę ze skóry. - Nie! - krzyknęłam. Za późno skoczyłam do nich, płomień już zajmował się okładką. Wtedy Nightsade chyba sobie przypomniała o oczywistej prawdzie, że jest wilkiem lodu. Spoważniała w wyrazie twarzy, po czym zamroziła swój ogon razem z moją księgą czarów. Odetchnęłam z ulgą, że tak cenna wiedza ocalała, co mnie obchodził jej zadek... - Chcesz mnie wkurzyć tak bardzo, czy tylko troszeczkę? - spiorunowałam Nightshade wzrokiem. Niebieskawa wadera milczała patrząc tylko pusto na to co zrobiła. W ciągu kilku minut lód roztopił się i wszystko wróciło do stanu sprzed wypadku. Błyskawicznie chwyciłam swoją własność i odesłałam zgodnie z zaklęciem do domu. Usłyszałyśmy cichy trzask, książka zniknęła. Westchnęłam. Mój żołądek przerwał ciszę, było go już bardzo wyraźnie słychać. - Ognisko zgaśnie za kilka minut. Chodźmy już upiec te kaczki, bo skręca mnie z głodu. - powiedziałam i wrzuciłam nasz "gliniany obiad" do ognia. Nightshade usiadła obok mnie, położyła łapę na moim ramieniu.
- Kalisto ja... - zaczęła mówić

Night akcja zwrotna. Co teraz powiesz? XD

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template