Ale nadal nie dotarłam do celu.
Minęło już trochę czasu, odkąd… Odkąd pamiętam. To może brzmieć śmiesznie ale to prawda. Jakiś czas temu zostały mi odebrane moje wspomnienia. Moja pamięć została doszczętnie wyczyszczona. Jedyne co się zachowało to imię. Antilia. Pomyślałam że to moje imię. Nawet mi się spodobało.
Tak więc od tamtej pory wędruje. Dokąd? Sama nie wiem. Jednak mam wrażenie, że jeśli dotrę do celu, po prostu to poczuję. A przynajmniej mam taką nadzieję… Więc oto jestem. I wędruje tak od dłuższego czasu. Minął już prawie rok…
Las, który przymierzałam, rozrzedzał się. Strzeliste sosny i wysokie dęby ustępowały miejsca mniejszej roślinności- niskim brzozom i młodym drzewkom, które niedługo sięgną gwiazd. Wesołe sikorki śpiewały miłe dla ucha melodie. Poranek był rześki ale nie chłodny. Wręcz przeciwnie- dosyć ciepły. . Nieboskłon został pomalowany ciepłymi barwami wschodu słońca. Delikatny wiatr czesał moje jasne futro. Powolnym krokiem zbliżałam się do krawędzi trawy. Byłam prawdopodobnie na jakimś klifie. Z oddali dochodził szum spadającej wody. Uśmiechnęłam się pod nosem. Lubiłam wodospady. Mogłam godzinami przy nich siedzieć i je obserwować. To mnie uspokaja. W końcu dotarłam na krawędź skał. Widok był niesamowity.
Nie było to jeden, a kilka dużych wodospadów. Pięknie wyrzeźbione przez siłę wody skały wapienne dodawały uroku temu miejscu. Na ich szczytach rosły drzewa różnych gatunków. Z ich koron powoli wzlatywały różne gatunki ptaków w celu poszukiwania jedzenia. Delikatna mgiełka unosiła się znad spienionej wody. Jakaś kolonia ptaków przelatywała właśnie nad tym niesamowitym miejscem, wydając dźwięki, które się odbijały się od białych skał. Widać było, że to miejsce tętni życiem. Podeszłam bliżej krawędzi. Wzięłam głęboki oddech aby nasycić swoje płuca niesamowitą wonią lasu i wody. Chłonęłam ten, widok całą sobą. Było tu pięknie i spokojnie. Przyda mi się jakieś miejsce do chwilowego odpoczynku…
Z zadumy wyrwał mnie trzask łamanej gałązki. Natychmiast odwróciłam się w poszukiwaniu źródła dźwięku. Powolnym krokiem zbliżyłam się do najbliższego krzewu, zza którym prawdopodobnie ktoś się ukrywał. Obnażając zęby podeszłam do krzewu. Stamtąd wyskoczyła młoda sarna, która szybko zniknęła w głębi lasu. Rozluźniłam się odrobinę, aby obserwować jak zwierzyna ucieka jak najdalej od łowcy.
Niestety, to był błąd.
Z ukrycia wyskoczył jakiś wilk. Doszło do szybkiej szamotaniny, gdzie to ja częściej odbywałam niż przeciwnik. W końcu udało mi się go zrzucić z siebie, po czym wzniosłam się w powietrze za pomocą swoich błękitnych skrzydeł. Szybko wleciałam w koronę drzew aby ukryć się przed przeciwnikiem. Z góry zaczęłam go powoli obserwować po czym zapytałam:
-Kim jesteś?! -
Ktosiu? Mało coś dziś napisałam :v