16 listopada 2017

Od Thanatosa CD. Assuvy

Po spożyciu obydwu ryb zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy, Assuva był bardzo inteligentnym wilkiem, cieszę się, że natrafiłem na kogoś takiego, już na początku mojego pobytu w nowej watasze... Rozmawialiśmy o jedzeniu, atmosferze panującej w watasze, bibliotece, aż w końcu zeszliśmy na temat o podróżach. Miałem, co opowiadać, ponieważ przez długi okres mojego życia włóczyłem się po różnych miejscach, krainach, lecz na razie nie chciałem się zbytnio na ten temat wypowiadać, ponieważ moja przeszłość, mimo licznych podróży, nie była zbyt kolorowa. Nie ma co psuć atmosfery takimi opowieściami. Assuva zauważył, że nie chce zbyt wiele mówić na ten temat, dlatego to on przejął inicjatywę. Zaczął mi opowiadać o Zatoce Błękitnych Mgieł. Widać było po nim, że był bardzo podekscytowany opowiadaniem o tym miejscu, ponieważ nieprzerwanie opowiadał o cudownej atmosferze panującej tam, o wiecznych mgłach i tak dalej. Po powiedzeniu już wszystkiego, co chciał powiedzieć, Asu zadał mi dość istotne pytanie.
- Chciałbyś to miejsce zobaczyć w całej okazałości?
Opowieści mojego towarzysza bardzo mnie zainteresowały, dlatego stwierdziłem, że można by się tam udać.
- Czemu nie? Skoro jest to aż tak zachwycające – wzruszyłem ramionami.
Wilk w tym momencie poderwał się do pozycji stojącej, gotowy do wyruszenia w podróż. Basior zaczął bardzo szczegółowo opowiadać mi, jak tam dotrzeć. Mówił, że trzeba będzie się wybrać na dość długą wycieczkę... W góry... Słysząc to, lekko zbladłem, zrzedła mi mina i przygryzłem wargę, zapominając, jak to się zawsze kończy. Assuva zauważył to.
- Umm, czy powiedziałem coś nie tak? Jakoś mina ci zrzedła? – zapytał.
- Nie. W porządku. Tylko sobie coś przypomniałem – lekko spuściłem głowę, uśmiechając się słabo. Przy okazji otarłem pysk łapą. Powoli wstając, dopowiedziałem – prowadź.
Zaczęliśmy kierować się w stronę ciemnego, starego i gęstego lasu szybkim, energicznym tempem. W lesie można było zauważyć „resztki” wydeptanej kiedyś ścieżki. Teraz jest ona prawie niezauważalna... Po jakimś czasie zwolniliśmy do marszu, w powietrze pojawiło się dziwne napięcie.
- Thanatosie, czujesz coś? – odezwał się basior, widocznie on też poczuł to dziwne napięcie.
Uniosłem w górę łeb i zacząłem węszyć. Nie poczułem nic, oprócz wilgoci, która towarzyszyła nam od początku podróży. Podzieliłem się tą informacją z moim towarzyszem.
- Rozumiem – powiedział cicho, nie przerywając marszu.
Powróciliśmy w tym momencie do naszego poprzedniego tempa, nawet jeszcze bardziej przyspieszyliśmy. Biegliśmy, przedzierając się przez wiele krzewów slalomem. Lekko wyprzedziłem Assuve, lecz co jakiś czas zerkałem na niego kątem oka, żeby go nie zgubić. Przebiegliśmy jeszcze parę metrów, postanowiłem znów spojrzeć na Assuve... I nagle się zatrzymałem. Otworzyłem szeroko oczy. Nigdzie go nie było. Po prostu... Zniknął? Nie... To niemożliwe. Z własnej woli nie zostawiłby mnie raczej w środku lasu. Rozglądałem się po okolicy. Straciłem trochę orientację, ale to nie było teraz zbyt ważne... Gdzie jest mój towarzysz?! Trochę spanikowałem, ale przecież musiałem się ogarnąć. Co, jeżeli Assuvie coś się stało? Tylko ja w tym momencie mogę mu pomóc. Potrząsnąłem głową, nie dajmy się zwariować... Odetchnąłem głęboko i zacząłem iść, uważnie rozglądając się, w stronę miejsca, z którego przybiegliśmy.
Po parunastu minutach dostrzegłem jakiś dziwny, duży dół. Szybkim krokiem podszedłem do niego. Z jednej strony były ślady łap, pewnie Assuvy. Zajrzałem w głąb rowu, nie był on bardzo głęboki, jednakże postanowiłem nie ryzykować i nie wchodzić tam. Zacząłem jeszcze bardziej przyglądać się dziurze. Widać było, że nie jest to zwykła dziura, ponieważ miała ona jakiś dziwny, równie duży korytarz prowadzący... Sam nie wiem gdzie, ale gdzieś na pewno. Usiadłem, musiałem chwilę się zastanowić, co robić. Jednakże długo nie musiałem tego robić... Skupiłem się na jednej rzeczy, zamknąłem oczy. Po chwili otworzyłem je. Przede mną siedział cień, nawet ładnie mi wyszedł. Przyjął on postać średniej wielkości, chudego wilka o długich nogach. Jednakże nie miał on futra, kręgosłupa, czy innych kości, jak inne, normalne wilki. Był to po prostu szaro-czarny cień. Poprosiłem go o znalezienie Assuvy. Cień kiwnął głową, nie mówiąc nic, zeskoczył do dziury i szedł prosto, tunelem. Dzięki temu, że w pewien sposób jest on ze mną połączony, wiedziałem, gdzie się znajduje i szedłem po ziemi, tuż nad nim...
*** Perspektywa Cienia ***
Wszedłem do dziury, bez wahania zacząłem kierować się w stronę końca tunelu. O ile ten tunel miał koniec... Czułem obecność i kroki Thanatosa tuż nade mną. Mimo ciemności widziałem wszystko bardzo dobrze. Będąc coraz głębiej w tunelu, zacząłem bardziej rozglądać się. Zauważyłem, że nie jest to zwykły tunel, a opuszczona kopalnia. A przynajmniej wyglądała na opuszczoną...
Nagle napotkałem rozwidlenie. Postanowiłem pójść w lewą stronę. Atmosfera była coraz dziwniejsza, w niektórych miejscach było można zauważyć małe kałuże, przyglądałem się nagle, gdy...
- Fuu, co to za szajs? – powiedziałem strasznie cicho do siebie.
Okazało się, że wdepnąłem w jakąś obrzydliwą, żółto podobną substancję, która lepiła i ciągnęła się, jak guma. Starałem się zetrzeć te substancje z łapy, ale niezbyt mi się to udawało, dlatego starając się nie zwracać uwagi na to coś, na mojej łapie, szedłem dalej. Po paru minutach ujrzałem światło, coś, co wyglądało jak poświatą ognia. Czyżby to był Assuva? Podszedłem bliżej. Stałem jakieś 3 metry za nim, nie chciałem go przestraszyć, ale wolałem nie podchodzić bliżej.
- Hej Ty! – szepnąłem.
Basior gwałtownie odwrócił się i spojrzał na mnie. Wyglądał, jakby nie był zbyt pokojowo nastawiony wobec mnie, nie dziwię się. Wyciągnąłem w jego stronę łapę, wyglądałem, jakbym chciał go zatrzymać, czy coś, i powiedziałem:
- Spokojnie! To Thanatos mnie przysłał, więc proszę o mało destrukcyjne zachowanie wobec mojej osoby – powiedziałem, nadal będąc dość cicho. Basior patrzył się ciągle bardzo uważnie na mnie, pewnie nie był zbyt przekonany moimi słowami.
- W jaki sposób chcesz niby udowodnić to, że przysłał cię Thanatos? – zapytał.
- Hmm... Może niech sam w sobie Than Ci to udowodni? – zaproponowałem z szelmowskim uśmiechem.
Rozpłynąłem się w powietrzu...
*** Powrót do perspektywy Thanatosa ***
Ciągle wszystko nadzorowałem, wiedziałem, gdzie aktualnie znajduje się mój Cień, co się z nim dzieje. O rozmowie też wiedziałem. Nie chciałem niepokoić mojego towarzysza w dalszym ciągu, dlatego zdematerlizowałem Cienia i teleportowałem się na jego miejsce.
Przede mną stał Assuva. Wyglądał na dość mocno zdziwionego tym, co się przed chwilą stało.
- Spoko, to tylko ja – powiedziałem, uśmiechając się – tamto, co widziałeś przed chwilą to mój Cień, mogę wytwarzać takie twory, są one ze mną połączone, to ja nimi władam – wytłumaczyłem mu, na czym to polega.
- Okej, rozumiem – odpowiedział mi Assuva i dodał – rozejrzyj się. Ta kopalnia jest jakaś dziwny niby opuszczona, ale jednak...
Basior podszedł do ściany, a ja za nim. Oświetlił swoim ogniem jakąś dziwną... substancję? Była lekko żółtawa, można by powiedzieć, że nawet trochę fluorescencyjna, ponieważ biła od niej ledwie widoczna poświata. Dokładnie się jej przyjrzałem.
- Nigdy wcześniej, niczego podobnego nie widziałem – stwierdziłem, marszcząc brwi.
- Ja również – przytaknął mi Assuva.
Nagle poczułem dziwne, lekkie drgania podłoża. Dochodziły ze strony tunelu, w której nie byliśmy. Przysunąłem się bliżej basiora.
- Wiesz co... Nie jesteśmy tu sami... – Szepnąłem bardzo cicho.
- Też tak podejrzewałem, jednakże zjawił się ten twój „Cień” i myślałem, że to jego wyczułem – odpowiedział mi, również bardzo cicho szepcząc.
- Niee, to na pewno nie chodziło o Cienia, ponieważ jego nie da się wyczuć – zrobiłem chwilę przerwy w mówieniu, a następnie dopowiedziałem już trochę bardziej podekscytowany, uśmiechając się – idziemy sprawdzić, co to może być?

Assuva?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template