- Kesame? - odwróciłem się w stronę wadery. Podeszła powoli w moją stronę, wyłaniając się z cienia jaskini.
Świat spowijała szarość. Dwa gady wypalały wśród drzew coś na kształt legowiska. Wokół roznosił się zapach spalonych drzew. Wszystkim kojarzył się to z wojną. Ale nie mnie. Mi przypominał o Inveth.
- Zadomowiły się tu - mruknęła szara wadera. - Tracimy watahę, Nico.
Jej oczy się zaszkliły. Z pewnością łamała się w środku. Ja też. Oboje staraliśmy się to ukryć, by dodać drugiemu otuchy. Czy to miało jakikolwiek sens? Wątpię.
- Trzeba będzie się przesiedlić. Wiesz o tym.
- Przesiedlić prawie siedemdziesiąt wilków?
- Nie mamy wyboru - podniosłem odrobinę głos. - Nie pokonasz stada smoków.
Podniosłem się z miejsca i wolnym truchtem udałem się do swojej jaskini. Wygoniłem z jej środka kilka zmór. Były niczym szczury. Wszędzie było ich pełno, żarły padlinę i cuchnęły śmiercią.
Tsao - shin leżał na kolekcji moich kamieni. Przywłaszczył sobie mój dom. Podszedłem do niego powoli. Liczyłem, że trafiłem na osobnika posługującego się wilczą mową. Tylko to by mnie teraz uratowało.
- Chciałbym tylko zabrać jeden kryształ - odezwałem się cicho.
Smok spojrzał na mnie, jednak nie drgnął. Podszedłem więc odrobinę bliżej, szukając w stercie błyszczących kamieni jednego z moich. Było ich wyraźnie więcej, niż liczyła moja kolekcja. Ku mojemu szczęściu ten, którego poszukiwałem, znajdował się na samym brzegu, bardzo niedaleko mnie. Wystarczyłby jeden ruch, a byłby mój. Mimo wszystko jednak pokryty fioletowymi łuskami gad był szybszy ode mnie. Za duże ryzyko.
- Tylko ten - wskazałem na niewielki kryształ górski.
Stwór skinął głową. Ogonem lekko przesunął kamień w moją stronę. Chwyciłem go w pysk i nie odrywając wzroku od intruza wycofałem się z jaskini.
Poczułem pojedynczą kroplę na nosie. Chwilę później dołączyły do nich kolejne i kolejne. Deszcz tworzył szum, zagłuszający wszystko wokół. Przed wojną tworzył melodie, stukając o nierówne ściany jaskiń. Teraz robił tylko hałas. Nic więcej.
Kroczyłem przez błoto, omijając połamane gałęzie i poprzewracane drzewa.
Było tak cicho... jedynie nieliczne smoki wałęsały się dookoła, szukając miejsca do zamieszkania. Nie atakowały. Żaden. Aż do teraz.
Ciemność spowiła niebo, jednak nie była to wina chmur. Skrzydlate bestie zasłoniły słońce, lecąc ponad terenami watahy. Rozległ się ryk jednego z nich. Chwilę po tym zawyła Kesame, przywołując wilki do siebie. Ja jednak, zamiast ruszyć, spoglądałem dalej w niebo. Gad, większy od pozostałych, leciał pomiędzy innymi. Reszta zdawała się go otaczać. Jakby... chronić? Mógłbym wpatrywać się w niego dłużej, gdyby nie zniknął mi z oczu. Nie schował się jednak za drzewami, ani chmurami. Po prostu zniknął, jakby ktoś zarzucił na niego ogromną pelerynę niewidkę. Ruszyłem więc biegiem do siostry, nie zważając już na gałęzie trzaskające pod moimi łapami.
- Widziałaś to? - zdyszany rzuciłem słowa ku Kesame. Ta skinęła głową.
- Wydaje mi się, że to ich alfa. W dodatku potrafi znikać - zmarszczyła lekko brwi. - Muszę ogłosić plan działania, Nico.
Odwróciła się, pokazując mi szary ogon. Poszedłem za nią, a gdy stanęła przed watahą, stanąłem u jej boku.
Świat spowijała szarość. Dwa gady wypalały wśród drzew coś na kształt legowiska. Wokół roznosił się zapach spalonych drzew. Wszystkim kojarzył się to z wojną. Ale nie mnie. Mi przypominał o Inveth.
- Zadomowiły się tu - mruknęła szara wadera. - Tracimy watahę, Nico.
Jej oczy się zaszkliły. Z pewnością łamała się w środku. Ja też. Oboje staraliśmy się to ukryć, by dodać drugiemu otuchy. Czy to miało jakikolwiek sens? Wątpię.
- Trzeba będzie się przesiedlić. Wiesz o tym.
- Przesiedlić prawie siedemdziesiąt wilków?
- Nie mamy wyboru - podniosłem odrobinę głos. - Nie pokonasz stada smoków.
Podniosłem się z miejsca i wolnym truchtem udałem się do swojej jaskini. Wygoniłem z jej środka kilka zmór. Były niczym szczury. Wszędzie było ich pełno, żarły padlinę i cuchnęły śmiercią.
Tsao - shin leżał na kolekcji moich kamieni. Przywłaszczył sobie mój dom. Podszedłem do niego powoli. Liczyłem, że trafiłem na osobnika posługującego się wilczą mową. Tylko to by mnie teraz uratowało.
- Chciałbym tylko zabrać jeden kryształ - odezwałem się cicho.
Smok spojrzał na mnie, jednak nie drgnął. Podszedłem więc odrobinę bliżej, szukając w stercie błyszczących kamieni jednego z moich. Było ich wyraźnie więcej, niż liczyła moja kolekcja. Ku mojemu szczęściu ten, którego poszukiwałem, znajdował się na samym brzegu, bardzo niedaleko mnie. Wystarczyłby jeden ruch, a byłby mój. Mimo wszystko jednak pokryty fioletowymi łuskami gad był szybszy ode mnie. Za duże ryzyko.
- Tylko ten - wskazałem na niewielki kryształ górski.
Stwór skinął głową. Ogonem lekko przesunął kamień w moją stronę. Chwyciłem go w pysk i nie odrywając wzroku od intruza wycofałem się z jaskini.
Poczułem pojedynczą kroplę na nosie. Chwilę później dołączyły do nich kolejne i kolejne. Deszcz tworzył szum, zagłuszający wszystko wokół. Przed wojną tworzył melodie, stukając o nierówne ściany jaskiń. Teraz robił tylko hałas. Nic więcej.
Kroczyłem przez błoto, omijając połamane gałęzie i poprzewracane drzewa.
Było tak cicho... jedynie nieliczne smoki wałęsały się dookoła, szukając miejsca do zamieszkania. Nie atakowały. Żaden. Aż do teraz.
Ciemność spowiła niebo, jednak nie była to wina chmur. Skrzydlate bestie zasłoniły słońce, lecąc ponad terenami watahy. Rozległ się ryk jednego z nich. Chwilę po tym zawyła Kesame, przywołując wilki do siebie. Ja jednak, zamiast ruszyć, spoglądałem dalej w niebo. Gad, większy od pozostałych, leciał pomiędzy innymi. Reszta zdawała się go otaczać. Jakby... chronić? Mógłbym wpatrywać się w niego dłużej, gdyby nie zniknął mi z oczu. Nie schował się jednak za drzewami, ani chmurami. Po prostu zniknął, jakby ktoś zarzucił na niego ogromną pelerynę niewidkę. Ruszyłem więc biegiem do siostry, nie zważając już na gałęzie trzaskające pod moimi łapami.
- Widziałaś to? - zdyszany rzuciłem słowa ku Kesame. Ta skinęła głową.
- Wydaje mi się, że to ich alfa. W dodatku potrafi znikać - zmarszczyła lekko brwi. - Muszę ogłosić plan działania, Nico.
Odwróciła się, pokazując mi szary ogon. Poszedłem za nią, a gdy stanęła przed watahą, stanąłem u jej boku.
~*~*~*~*~
- Idź po Smocze Ostrze! - rozkazała mi Kes, odpierając kolejny atak smoka.
Skinąłem tylko głową i ruszyłem biegiem w stronę jaskini, gdzie było przechowywane.
W pomieszczeniu panowała cisza, tak inna od hałasu panującego na zewnątrz. Rozejrzałem się, szukając wzrokiem Ostrza. Zauważyłem je na tyłach pomieszczenia. Leżało na honorowym miejscu, trzymane przez metalowe szczypce. Podszedłem do przedmiotu i chwyciłem Ostrze w łapę. Miecz zabłysnął jasno w ciemnej pieczarze. Na jego klindze zauważyłem tajemnicze słowo. Wyglądało ono tak: bıçağı. Po chwili Ostrze zgasło, a napis zniknął. Schowałem je do pokrowca i wyniosłem je na zewnątrz. Dotarły do mnie odgłosy walki. Wciąż trwała wojna. To zapewne już ostatnia, decydująca bitwa.
Ruszyłem. Biegłem ile sił w łapach. Musiałem dotrzeć do Kesame i oddać jej Ostrze… Musiałem to zrobić, zanim... zanim... Sam nie wiedziałem, czego tak bardzo się obawiam, ale podświadomie czułem, że coś się stanie.
Wpadłem w tłum walczących. Wiele wilków było ranne, niektórzy mieli osmolone futra. Przeciwnikiem watahy był teraz największy smok, jakiego widziałem w trakcie całej wojny. Nasza armia widocznie nie dawała sobie rady. Najgorszy dla wojowników był chyba fakt, że nie dało się określić, jaką właściwie moc posiadał. Może były to nawet wszystkie smocze moce, złączone w jedną, druzgocącą całość?
Dostrzegłem Kesame. Walczyła ramię w ramię z resztą wilków. Jakimś cudem udało mi się do niej dopchać.
- Kesame! - zawołałem, by zwrócić jej uwagę. Ślepia wadery skupiły się na mnie. Pokazałem jej pokrowiec. Jej oczy zalśniły.
- Sądzisz, że to zadziała? - zapytała, jakby wątpiąc, że naprawdę mamy szanse obronić się przy pomocy Smoczego Ostrza.
- Oczywiście, w końcu to niezwykłe ostrze.
- No nie wiem, Nico - okrzyknęła, ponownie skupiając się na wrogu.
- Powinniśmy spróbować - odparłem, podając jej miecz. Kesame popatrzyła na niego przez kilka sekund, po czym szybko i pewnie wyjęła przedmiot z pochwy. Bez cienia wahania zamachnęła się i uderzyła nim w smoka.
Rozbłysk mnie oślepił. Rozległ się zbiorowy krzyk. Kiedy mój wzrok zaczął powracać zorientowałem się, że nie był to bynajmniej okrzyk radości. Na Kesame i osoby stojące najbliżej niej wylała się dziwna, żółtawa ciecz. Spojrzałem na siebie. Również byłem nią pokryty. Poczułem przeszywający ból, ciecz zaczęła wypalać mi skórę. Najgorzej jednak oberwała Kesame. Podbiegłem do wadery i podtrzymałem ją, bo wyglądała, jakby miała się zaraz przewrócić. Odciągnąłem półprzytomną wilczycę na bok.
- Nicolay - wydobyła z siebie słaby głos - Ja.. nie sądzę, że to może się udać.. To jest SMOCZE Ostrze, Nicolay - przez chwilę patrzyła mi w oczy - Ono nie może uszkodzić smoka..
- Uda się - szepnąłem do niej. Alfa już mnie jednak nie słyszała. Straciła przytomność. Zauważyłem, że krwawi. Rana była prosta i podłużna. Musiało zranić ją Ostrze...
Przy nas już pojawili się medycy. Kes została przetransportowana do miejsca, gdzie mogli ją opatrzyć.
Walka wciąż trwała, ale... czy miała ona jakiś sens? Próbowaliśmy bić się ze smokiem, ale jedynie my odnosiliśmy straty.
Broniliśmy naszych terenów, naszej watahy. Mimo wszystko... Powiodłem wzrokiem po tym, co zostało z okolicy. Z pięknych wzgórz Evendim, płonącej puszczy Nargothrond, brudnej, zbroczonej krwią rzeki Valar, nad którą wciąż wznosiły się czerwone w blasku zachodzącego słońca kontury gór Mengroth… Powiodłem wzrokiem po zgliszczach Centrum. Czy warto było jeszcze walczyć? Wojna jedynie niszczyła to, co było dookoła.
Sytuacja stała się niemalże tragiczna. Wilki traciły życie... Czy należało pozwolić im umrzeć? Daremnie zginąć, skoro sprawa już była przegrana..?
Gady otaczały nas ze wszystkich stron. Nie mieliśmy najmniejszych szans. Starałem się zagrzewać lud do walki, mimo brak Alfy na placu boju. Zaczęło jednak do mnie docierać, że nie warto wystawiać śmierci na łatwy łup tylu żyć...
- ODWRÓT!
- ODWRÓT! - ryknąłem jeszcze raz.
Członkowie watahy zaczęli opuszczać swoje pozycje. Pokierowałem ucieczką, przypominałem też, żeby pomóc szczeniakom, starszyźnie i chorym, a wśród nich biednej Kesame.
Gdy się oddalaliśmy ataki zaczęły słabnąć. W końcu smoki straciły nami zainteresowanie.
Mogliśmy odetchnąć z ulgą, jednak na żadnym pysku nie zagościł nawet cień radości. Byliśmy przegrani, chwilowo bez Alfy i bez terenów, od których właśnie się oddalaliśmy.
Skinąłem tylko głową i ruszyłem biegiem w stronę jaskini, gdzie było przechowywane.
W pomieszczeniu panowała cisza, tak inna od hałasu panującego na zewnątrz. Rozejrzałem się, szukając wzrokiem Ostrza. Zauważyłem je na tyłach pomieszczenia. Leżało na honorowym miejscu, trzymane przez metalowe szczypce. Podszedłem do przedmiotu i chwyciłem Ostrze w łapę. Miecz zabłysnął jasno w ciemnej pieczarze. Na jego klindze zauważyłem tajemnicze słowo. Wyglądało ono tak: bıçağı. Po chwili Ostrze zgasło, a napis zniknął. Schowałem je do pokrowca i wyniosłem je na zewnątrz. Dotarły do mnie odgłosy walki. Wciąż trwała wojna. To zapewne już ostatnia, decydująca bitwa.
Ruszyłem. Biegłem ile sił w łapach. Musiałem dotrzeć do Kesame i oddać jej Ostrze… Musiałem to zrobić, zanim... zanim... Sam nie wiedziałem, czego tak bardzo się obawiam, ale podświadomie czułem, że coś się stanie.
Wpadłem w tłum walczących. Wiele wilków było ranne, niektórzy mieli osmolone futra. Przeciwnikiem watahy był teraz największy smok, jakiego widziałem w trakcie całej wojny. Nasza armia widocznie nie dawała sobie rady. Najgorszy dla wojowników był chyba fakt, że nie dało się określić, jaką właściwie moc posiadał. Może były to nawet wszystkie smocze moce, złączone w jedną, druzgocącą całość?
Dostrzegłem Kesame. Walczyła ramię w ramię z resztą wilków. Jakimś cudem udało mi się do niej dopchać.
- Kesame! - zawołałem, by zwrócić jej uwagę. Ślepia wadery skupiły się na mnie. Pokazałem jej pokrowiec. Jej oczy zalśniły.
- Sądzisz, że to zadziała? - zapytała, jakby wątpiąc, że naprawdę mamy szanse obronić się przy pomocy Smoczego Ostrza.
- Oczywiście, w końcu to niezwykłe ostrze.
- No nie wiem, Nico - okrzyknęła, ponownie skupiając się na wrogu.
- Powinniśmy spróbować - odparłem, podając jej miecz. Kesame popatrzyła na niego przez kilka sekund, po czym szybko i pewnie wyjęła przedmiot z pochwy. Bez cienia wahania zamachnęła się i uderzyła nim w smoka.
Rozbłysk mnie oślepił. Rozległ się zbiorowy krzyk. Kiedy mój wzrok zaczął powracać zorientowałem się, że nie był to bynajmniej okrzyk radości. Na Kesame i osoby stojące najbliżej niej wylała się dziwna, żółtawa ciecz. Spojrzałem na siebie. Również byłem nią pokryty. Poczułem przeszywający ból, ciecz zaczęła wypalać mi skórę. Najgorzej jednak oberwała Kesame. Podbiegłem do wadery i podtrzymałem ją, bo wyglądała, jakby miała się zaraz przewrócić. Odciągnąłem półprzytomną wilczycę na bok.
- Nicolay - wydobyła z siebie słaby głos - Ja.. nie sądzę, że to może się udać.. To jest SMOCZE Ostrze, Nicolay - przez chwilę patrzyła mi w oczy - Ono nie może uszkodzić smoka..
- Uda się - szepnąłem do niej. Alfa już mnie jednak nie słyszała. Straciła przytomność. Zauważyłem, że krwawi. Rana była prosta i podłużna. Musiało zranić ją Ostrze...
Przy nas już pojawili się medycy. Kes została przetransportowana do miejsca, gdzie mogli ją opatrzyć.
Walka wciąż trwała, ale... czy miała ona jakiś sens? Próbowaliśmy bić się ze smokiem, ale jedynie my odnosiliśmy straty.
Broniliśmy naszych terenów, naszej watahy. Mimo wszystko... Powiodłem wzrokiem po tym, co zostało z okolicy. Z pięknych wzgórz Evendim, płonącej puszczy Nargothrond, brudnej, zbroczonej krwią rzeki Valar, nad którą wciąż wznosiły się czerwone w blasku zachodzącego słońca kontury gór Mengroth… Powiodłem wzrokiem po zgliszczach Centrum. Czy warto było jeszcze walczyć? Wojna jedynie niszczyła to, co było dookoła.
Sytuacja stała się niemalże tragiczna. Wilki traciły życie... Czy należało pozwolić im umrzeć? Daremnie zginąć, skoro sprawa już była przegrana..?
Gady otaczały nas ze wszystkich stron. Nie mieliśmy najmniejszych szans. Starałem się zagrzewać lud do walki, mimo brak Alfy na placu boju. Zaczęło jednak do mnie docierać, że nie warto wystawiać śmierci na łatwy łup tylu żyć...
- ODWRÓT!
- ODWRÓT! - ryknąłem jeszcze raz.
Członkowie watahy zaczęli opuszczać swoje pozycje. Pokierowałem ucieczką, przypominałem też, żeby pomóc szczeniakom, starszyźnie i chorym, a wśród nich biednej Kesame.
Gdy się oddalaliśmy ataki zaczęły słabnąć. W końcu smoki straciły nami zainteresowanie.
Mogliśmy odetchnąć z ulgą, jednak na żadnym pysku nie zagościł nawet cień radości. Byliśmy przegrani, chwilowo bez Alfy i bez terenów, od których właśnie się oddalaliśmy.
~*~*~*~*~
Tułaliśmy się już od kilku dni. Kesame nadal się nie obudziła.
Rozejrzałem się dookoła. Kolejny nocleg mieliśmy odbyć w tej okolicy.
Spojrzałem na wilki. Były zmęczone i w sporej części ranne. W ostatnich dniach medycy mieli ogromną ilość pracy. Z resztą - nie tylko oni.
Nie wypadało dalej trzymać watahy w niepewności. Należy zwołać zebranie, jednak przedtem...
Stanąłem na skale nad obozowiskiem. Przez chwilę próbowałem zwrócić na siebie uwagę tłumu. W końcu się to udało.
- Niestety, ta okropna rzeczywistość jest prawdą - aż sam w środku zadrżałem. - Przegraliśmy wojnę i utraciliśmy Smocze Ostrze. Smoki przejęły nasze tereny. - wśród wilków rozległy się szepty i jęki zawodu. Najgorsze jednak było to, co dopiero miałem im powiedzieć, chociaż część osób zapewne już to zauważyła. - A ponadto... utraciliśmy nasze moce.
Rozejrzałem się dookoła. Kolejny nocleg mieliśmy odbyć w tej okolicy.
Spojrzałem na wilki. Były zmęczone i w sporej części ranne. W ostatnich dniach medycy mieli ogromną ilość pracy. Z resztą - nie tylko oni.
Nie wypadało dalej trzymać watahy w niepewności. Należy zwołać zebranie, jednak przedtem...
Stanąłem na skale nad obozowiskiem. Przez chwilę próbowałem zwrócić na siebie uwagę tłumu. W końcu się to udało.
- Niestety, ta okropna rzeczywistość jest prawdą - aż sam w środku zadrżałem. - Przegraliśmy wojnę i utraciliśmy Smocze Ostrze. Smoki przejęły nasze tereny. - wśród wilków rozległy się szepty i jęki zawodu. Najgorsze jednak było to, co dopiero miałem im powiedzieć, chociaż część osób zapewne już to zauważyła. - A ponadto... utraciliśmy nasze moce.
TO KONIEC WOJNY.
WATAHA UTRACIŁA TERENY I JAK NA RAZIE NIE MA STAŁEGO MIEJSCA POBYTU
PONADTO WSZYSTKIE WILKI UTRACIŁY SWOJE MOCE