Jak ja nienawidzę takiej pogody! To słońce praży jak diabli, mimo że jest jesień. Podobno. Miał być deszcz, burze, grad, a co jest? Patelnia z gorącym olejem. Moje łapy zaraz stopią się na gorącej od słońca ziemi, wtedy dopiero będę miała problem.
W tej watasze zapoznałam (o ile można tak to uznać) jednego, jedynego wilka. Zresztą, uratował mi życie, więc teoretycznie powinnam całować mu łapy. Poradziłabym sobie sama, nie wiem jak, ale na 100% bym coś wymyśliła.
W tej watasze zapoznałam (o ile można tak to uznać) jednego, jedynego wilka. Zresztą, uratował mi życie, więc teoretycznie powinnam całować mu łapy. Poradziłabym sobie sama, nie wiem jak, ale na 100% bym coś wymyśliła.
Zwiedzałam tereny watahy w której jestem już od dłuższego czasu. Sporo już tu mieszkam, a nie znam zbyt dużo terenów. Wolę odkrywać coś nowego, tajemniczego, a nie oglądać nudne, zbadane do cna krajobrazy.
Jakby się tak wybrać na dłuższą wycieczkę? Tak na parę dni? Uciec od tej rutyny, dać się ponieść przygodzie.
Z rozmyślań wyrwało mnie mocne uderzenie. Łapy zamortyzowały wstrząs, wbijając mocniej pazury w ziemię.
- Patrz jak łazisz! - warknęłam, ukazując białe kły. Przed moimi oczami ukazała się wysoka, okropnie chuda wadera o nienaturalnie dużych uszach. Nigdy nie spotkałam się z takim wilkiem. Jej wygląd był oryginalny, przejmujący. Zastanawiał mnie fakt, czy wadera była taka od zawsze, czy może poddała się jakimś eksperymentom. Odmienny całokształt tej istoty przyprawił mnie o niezwykłe zaciekawienie.
- Oj, przepraszam bardzo... - szepnęła, spuszczając wzrok na ziemię. Wydawała się być strasznie....nieśmiała? Albo wyglądam tak strasznie, ale to z nią jest coś nie tak.
Podniosłam dumnie wzrok i wyprostowałam ciało, by wyglądać dostojnie i niebezpiecznie. Co ja wyprawiam? Każdy wie, że nic mi to nie da. Wyglądem przypominam wilczą Alicję z Krainy Czarów. Jak tu budzić respekt...
- Jestem....jestem Kutisha - jąkała się lekko, a jej oczy nadal błądziły po wydeptanej ścieżce. Długi, łuskowaty ogon pływał nerwowo po ziemi. W jednej sekundzie znalazł się pod moimi łapami. Dobrze, że mam szybki refleks, bo już bym spotkała się z ziemią. Dla Kutishy nie skończyło by się to zbyt dobrze.
- Weź ten ogon uspokój, bo mi zaraz łapy połamiesz - zaśmiałam się ironicznie, szczerząc kły. Przedstawić się, czy nie. Zlitować się, to mi zostało.
- Przepraszam... - odparła cicho, chwytając szybko ogon w łapy.
- Przestań już przepraszać, Friscet - zaśmiałam się, odwracając się do wadery tyłem.
- Idziesz? - co mnie tchnęło na to, by zapraszać jakąś babkę na spacer? Sama nie wiem, może ostatki uprzejmości?
Kutisha?