Obudził mnie śpiew ptaka. Nie potrafiłem dokładnie określić jakiego, ale z pewnością nie zostałby dobrym muzykiem. Leniwie przetarłem ślepia łapą i ziewnąłem. Moment. Był ranek, po wschodzie słońca. Watahy ni widu, ni słychu. Zerwałem się na równe łapy, ale wtedy pamięć wróciła. Księżyc, wycie i sen, który dopadł nas nagle i nie chciał wypuścić. Spojrzałem na swoją towarzyszkę i mimowolnie się uśmiechnąłem. Nie miałem serca jej budzić, ale musiałem.
- Wstawaj Coral - szturchnąłem ją łapą. - No dalej.
Wadera niepewnie otworzyła oczy i popatrzyła w górę.
- Zjadłabym rybę Harbi. Złapiesz mi coś? - zapytała, obracając się na plecy.
- To, że dałem ci wczoraj kwiatka, który i tak już zdążył zwiędnąć, nie znaczy, że będę dla ciebie polował na ryby. Rusz się. Jest dziewiąta, a wataha pewnie ruszyła w dalszą drogę. Będziemy musieli biec, aby ich dogonić.
Przysiadłem na skale i zacząłem obserwować jej poczynania. Wadera nadal nieporadnie poruszała się po leśnym podłożu, co rusz się potykała.
- Kim jesteś z zawodu? - zagaiłem.
- Szpiegiem, a co - mruknęła z powagą, lecz ja nie potrafiłem wytrzymać. Wybuchnąłem śmiechem i nie miałem zamiaru się powstrzymywać.
- Co cię tak śmieszy! Jesteś bezczelny, już nigdy więcej nigdzie z tobą nie pójdę i nigdy się nie odezwę!
Nie brałem na poważnie jej złości, do momentu, gdy sama zaczęła wracać do "domu". Szybko ruszyłem za nią, ale wadera rozpłynęła się w powietrzu.
- Wstawaj Coral - szturchnąłem ją łapą. - No dalej.
Wadera niepewnie otworzyła oczy i popatrzyła w górę.
- Zjadłabym rybę Harbi. Złapiesz mi coś? - zapytała, obracając się na plecy.
- To, że dałem ci wczoraj kwiatka, który i tak już zdążył zwiędnąć, nie znaczy, że będę dla ciebie polował na ryby. Rusz się. Jest dziewiąta, a wataha pewnie ruszyła w dalszą drogę. Będziemy musieli biec, aby ich dogonić.
Przysiadłem na skale i zacząłem obserwować jej poczynania. Wadera nadal nieporadnie poruszała się po leśnym podłożu, co rusz się potykała.
- Kim jesteś z zawodu? - zagaiłem.
- Szpiegiem, a co - mruknęła z powagą, lecz ja nie potrafiłem wytrzymać. Wybuchnąłem śmiechem i nie miałem zamiaru się powstrzymywać.
- Co cię tak śmieszy! Jesteś bezczelny, już nigdy więcej nigdzie z tobą nie pójdę i nigdy się nie odezwę!
Nie brałem na poważnie jej złości, do momentu, gdy sama zaczęła wracać do "domu". Szybko ruszyłem za nią, ale wadera rozpłynęła się w powietrzu.
Coral? Nie chciałam i przepraszam, że krótkie, ale to jest jedno z tych uzupełniających opowiadań. <3 Na polepszenie sytuacji w opowiadaniu HG cd. Kes jest cały wątek poświęcony Coral.