- A co z Miriyu? Co z Gwen?
Nie odpowiedział, jedynie zawiesił wzrok na swoich łapach.Nabrałam w płuca świeżego powietrza i spojrzałam tam, gdzie wcześniej stała Kesame. Teraz jej nie było.
- Muszę porozmawiać z matką.
- Będę czekał w swojej jaskini.
- Na pewno chcesz tam być? - zapytałam, odwracając się.
Znów się nie odezwał, więc uznałam to za potwierdzenie. Wolnym krokiem ruszyłam do jaskini alf, nadal nie do końca wierząc w to, co przed chwilą zrobiłam. To tyle? Tak łatwo jest wrócić do żywych?
- Ingreed...
Przełknęłam ślinę, nie odwracając się jednak.
- Nic już nie mów. Pochowamy je, kiedy wrócę.
Kiedy weszłam do jaskini, Loedia poważnym tonem rozmawiała z nieznanym mi wilkiem. Przywitałam się skinieniem głowy i przemknęłam do sali mojej matki. Siedziała - jak zwykle zresztą - przy księgach, z łapą uniesioną ku górze, mrucząc coś pod nosem. Odchrząknęłam, a one odwróciła się, posyłając mi zmęczone, pytające spojrzenie.
- Ożywiłam Harbingera - oznajmiłam, a ta jedynie przytaknęła mi, tak jakby była to rzecz najnormalniejsza na świecie.
- Co cię tu sprowadza?
Przestąpiłam z łapy na łapę i spojrzałam jej prosto w oczy, lekko bojąc się jej odpowiedzi.
- Chcę ożywić Leloo. Pomożesz mi?
- Dlaczego oszukujesz śmierć?
- To ona oszukała mnie.
- Dobrze więc - zamrugała kilkakrotnie. - Czego ode mnie oczekujesz?
- Wiem o jeszcze jednym płomieniu. Nie stać mnie na niego, ale Ty go masz.
- Teoretycznie nie należy do mnie. I tak muszę za niego zapłacić.
- Proszę - zniżyłam łeb i zacisnęłam oczy. - Błagam.
- Lupus oddasz mi kiedy indziej - wstała i przeszła do szafki z eliksirami. Kiedy przesunęła jedną z ksiąg, w oczy od razu rzuciła mi się żółta poświata.
- Harbinger - zawołałam, a basior odwrócił się w moją stronę.
Albo moja wyobraźnia płatała mi figle, albo w jego oczach rzeczywiście błąkały się resztki łez.
- Mam to, o co prosiłeś.
Harbinger?