4 lipca 2017

Od Disastera do Anabel

- Dobra, poszedł. - powiedziałem po czym cały obolały ruszyłem w kierunku jaskini. Doczołgałem się do półek z trującymi roślinami. - Gdzieś tu powinny być... Bingo! - zamyśliłem się. Wyciągnąłem ostatnie liści roślin leczniczych. Powoli wlałem wodę do garnka po czym zmieliłem wszystkie liście w moździerzu. Ostrożnie dodawałem odmierzone porcje do wody i długo mieszałem. Godzinę później na stole stał flakonik z niebieską cieczą w gradiencie mocnego granatu.
- Ej, co to jest? - spytała ciekawa a zarazem niepewna wadera. Patrzyła jak ostrożnie przelewam ciecz do kieliszka uważając przy tym, by nie rozlać ani kropli.
- Domowej roboty wódka jak ja to nazywam na obolałem mięśnie, stawy i tym podobne bóle... - po tych słowach chlasnąłem kieliszkiem w górę a tym samym połykając ciecz jak zawodowy pijak. - Ach... 
Na działanie mikstury nie trzeba było długo czekać. Tuż po jej zażyciu lekko mną wstrząsnęło.
- Wszystko ok? - spytała.
- Jak najbardziej. - powiedziałem z dumnie uniesioną głową. - A tak na poprzednie zajście... Po co mam się bać tego pryszcza? - podpytałem groźniej. Anabel przełknęła ślinę.
- On by zabił mnie i ciebie. A w dodatku mojego brata, który miał mnie pilnować bym się nie oddalała. Nikt nie wie że tutaj jestem. - wyjaśniła mi po czym rozpłakała się jak ludzkie szczenię.
- Sprzątnąć go? - zażartowałem.
- Jezu! Dis, nie! - krzyknęła również z uśmiechem. 
- No co. W końcu jestem zabójcą. Ściemnia się. - stwierdziłem. - Idę spać. Dobranoc. - dodałem. Przytuliłem ją na koniec.
- Dobranoc. - powtórzyła a za nią echo. Na koniec objaśniłem jej gdzie są liście do zrobienia legowiska i gdzie może spokojnie się zdrzemnąć. Podziękowała i w kilka chwil się uwinęła po czym natychmiast usnęła głęboki snem. Wkroczyłem do świata umarłych, ponieważ dawno mnie tam ani widu, ani słychu. 

~ W podziemiach umarłych. ~

- O! Śmierć cię wzywa Disuniu! - usłyszałem na powitanie od nieestetycznie wyglądającego feniksa, który nie musiał się z nikim liczyć. Innymi słowy - był to Roff. Podszedłem więc w stronę drzwi do komnaty Śmierci.

- A! Pamiętaj że Śmierć nie ma dziś dobrego chumorku! - roześmiał się gbur Norsas - olbrzym o trzech kończynach i o dwóch parach oczu. Zamilkłem.

PUK! PUK! - zastukałem cicho.
- Wejdź! - usłyszałem głos. Wszedłem. Śmierć klasnęła w dłonie. - Jak ja dawno pana Disastera nie widziałam! - zaśmiała się szyderczo,
- Mówże po jakiego bożka mnie tu przybyć kazałaś. - warknąłem. Nigdy nie miałem do niej szacunku. No, bywa.
- Tam u ciebie na ziemi. Widziałam jak żeś się z nią zaprzyjaźnił. - rzekła.
- Śledziłaś nas! Ty... - nie dokończyłem a już leżałem na ziemi z raną na barku.
- Zakończ, zakończ tą szopkę. Przyznaj że jesteś moim sługą... - i tu się zawahała lecz później się poprawiła: - Że jesteś mój...
Dość koniec. Uciekłem na Ziemię. Rany nie było. Dzięki Bogu. 

~ Ziemia. Ranek. ~

Usnąłem na chwilę lecz nie na długo, ponieważ już świtało.
- Dis! Dis! - krzyczała Anabel.
- Hę? 
Wskazała łapą na Białego Jelenia. Legenda głosi, że ten, kto go złapie, zakocha się w swojej prawdziwej miłości, o której nawet nie wiedział...

Anabel?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template