– Zgubiła może pani młodego? – zapytałam.
– Nie – odparła, co mnie zaskoczyło. – Wszystkie moje dzieci wiedzą, że dopóki nie dojrzeją, nie mogą opuszczać gór. W innym wypadku...
– ... zaczną umierać? – Pokiwała głową, stawiając kolejne kroki do przodu. – Proszę zaczekać, a jaką ma pani pewność, że jedno z nich nie zlekceważyło tego zakazu?
– W porównaniu do was, do wilków, my niedźwiedzie z Menegroth, jako pradawny gatunek niedźwiedzi bitewnych wpajamy młodym dyscyplinę, dzięki której słyną na polu walki. Żaden z mojego potomstwa nie zlekceważyłby mojego polecenia.
Była święcie przekonana, że jej malutkie pociechy są na tyle posłuszne, że nigdy by niczego złego nie zrobiły. Zaniepokoiło mnie to, że jest na tyle pewna swoich przekonań co do swojego potomstwa, że nie ma nawet ochoty sprawdzić, czy jednak coś się nie sprawdziło. Trudno będzie ją tam zaciągnąć siłą, a moje słowa zaczyna najzwyczajniej w świecie ignorować. Do głowy wpadł mi jednak pewien plan.
– Razem z koleżanką... Ej, posłuchaj mnie jeszcze przez chwilę! – Zrównałam z nią krok, darcie się za jej plecami jakoś mi nie spasowało. – Znalazłyśmy małego niedźwiadka, bardzo źle się czuje. To nie jest jego miejsce. Powinien wrócić do gór, weź go ze sobą.
– A co jeśli to szpieg? Białe misie to niekoniecznie misie z Menegroth.
– Jednak większość z nich stamtąd pochodzi, a gdyby był szpiegiem, nie umierałby na naszych oczach.
Niedźwiedzica zatrzymała się w miejscu. Nie wyglądała jednak na zachęconą, żeby ze mną pójść. Mruknęła coś pod nosem, a następnie usiadła. Spojrzała na mnie z chytrym wyrazem pyszczka, który po chwili się otworzył:
– Skoro młody opuścił góry, trzeba go poddać karze. Złamał zasady, a to źle. – Spojrzała w niebo. – Czekam tutaj przez kolejne pół godziny. Jeśli tutaj dotrze, zabiorę go ze sobą, jeśli nie, to umrze. Nie ma miejsca dla łamiących zasad, nie ma miejsca dla słabych. Nie musi dokonać tego sam, bo często siła drzemie w sojusznikach, a jeśli faktycznie jest od nas, dużo chłodu z pewnością mu pomoże.
Po wysłuchaniu misia odbiłam się od ziemi i czym prędzej poleciałam do Nightshade. Musiałam jej przekazać, że "matka" po niego nie wróci i jeszcze przez chwilę na niego poczeka, a później sobie wróci do domu.
– Chłodny tunel – rzuciłam krótko, a wadera spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. – Jeśli możesz, utwórz chodnik z lodu i prósz co jakiś czas śniegiem tak, by padał na niedźwiadka.
– Jest lato, zaraz to wszystko się roztopi!
– Ochłodzę powietrze w naszym otoczeniu, a jeśli chcesz, mogę sprowadzić deszcz. Śniegu raczej nie dam rady. – Zaśmiałam się, posyłając jej miły uśmiech.
Nightshade?