- GDZIE ONA JEST?! - usłyszałam głos mojego partnera. Gwałtownie uniosłam uszy. Słyszałam warknięcie i rzucaniem o ściany. Gwałtownie wstałam, ale zamiast podchodzić w stronę głosu mojego ukochanego, cofnęłam się bardziej. Przełknęłam ślinę, a prze de mną stanął Ascrifice La Blue Fire... Jeden z Alf Watahy Smoczego Ostrza. Lekko zaczęłam drżeć.
- Ascrifice, ja...
- Jesteś idiotką! - uderzył mną o ścianę - Jak możesz prze de mną uciekać w takiej chwili?! Mogłaś chociaż dać mi spokojnie i bez problemu zrobić to - podniósł mnie łapą do góry.
- Ascrifice, proszę... - mówiłam błagalnym tonem - Ja nie chce...
- To co ty chcesz, jest mało ważne! - poczułam jak coś ostrego wbija mi w brzuch.
****
- NIE! - obudziłam się cała spocona i zadyszana. Rozglądałam się nerwowo, a potem spojrzałam na swój brzuch. Rozluźniłam się. Kolejny koszmar... Ten sam, co ostatnio... Podniosłam się, patrząc na słońce. Zamknęłam oczy i usiadłam. Nie mogłam przestać o nim myśleć... Nie mogłam przestać myśleć o nim, o domu. Wszystko działo się tak szybko, a ja nie mogłam nic zrobić. Mogłam tylko czekać. Czekać na odpowiedni moment, kiedy urodzą się moje małe malce... Wzięłam głęboki wdech, przypominając sobie ostatnie słowa Ascrifice'a...
- Dlaczego niby? Niech ma nauczkę, może mi jeszcze powiesz, że chcesz mieć te dzieci?
Zaczęły mi lecieć łzy po policzkach... Wszystkie wspomnienia, o których chciałam zapomnieć, wróciły z ogromną siłą...
- Kocham Cię... Przepraszam... - zacisnęłam oczy, przypominając sobie jak pierwszy raz się spotkaliśmy, jak wspólnie skakaliśmy sobie do gardeł...
- A jednak nie jesteś takim nieudacznikiem jak mi się wydawało.
- Coś ty powiedziała?
- MÓWIĘ, ŻE NIE JESTEŚ AŻ TAKIM NIEUDACZNIKIEM JAK MI SIĘ WYDAWAŁO! MOŻE GŁOŚNIEJ!?
Uśmiechnęłam się na widok każdego wspomnienia. Kiedy byłam z nim, kiedy go raniłam, kiedy czasem raniłam nawet samą siebie.
- I? Ma to coś zmienić? O BOŻE! Właśnie się dowiedziałam, że sam Syn Alfy próbuje mnie nienawidzić, ale nie potrafi! O MÓJ KOCHANY może jednak będę dla niego milsza?! Albo lepiej! Powiem mu, że takie same postawienie mam co do niego! Nie wiem czy wiesz, ale życie to nie bajka. I co z tego? Mam to głęboko w d. Możesz mnie nienawidzić, możesz mnie lubić, możesz nawet nie wiem... wielbić mnie! NIC TO NIE ZMIENI!
Za każdym razem byłam dla niego wredna, bez litościwa... Do pewnego czasu, gdy zaczęłam go doceniać...
- Wiesz co. Mało komu to mówię, ale jeśli chodzi o ciebie... to AŻ takim kretynem nie jesteś. Nie zmienia to faktu, że kretynkiem tak.
Potem wojna... Najbardziej przerażająca rzecz w moim życiu. Wojna z Czarnym i jego sługusami, ataki, próba śmierci i moja śmierć... Byłam już właśnie u wrót prawdy, gdy wróciłam na ziemię do mojego ukochanego.... Wtedy jeszcze mieliśmy dziwną przyjaźń, bo wciąż sobie wmawiałam, że go nienawidzę... Do czasu, kiedy trafiliśmy do mojego starego domu, gdzie na mnie testowano, by mnie zniszczyć. Uratowałam wiele, prawie tracąc własne życie. Moment w którym zaufałam jednemu basiorowi..
- ... Próbowałam. Próbowałam cię nienawidzić... Myślałam, że jesteś taki sam jak wszyscy... Martwiący się o swoje cztery litery... Myliłam się. I... chce cię za to przeprosić.
Po tym wszystkim, dowiedziałam się prawdy. O sobie, o uczuciach. Mimo kłótni, jakie przeżywaliśmy, mimo głupot, jakich dokonaliśmy, kochałam go, tak samo jak on mnie. Opadłam na ziemię, zaczynając płakać. Tak strasznie za nim tęsknię, ale się boję, że jak mnie znajdzie, to mnie... Zabije.
- Czarny Aniele... - Alfa usiadł obok mnie - nie wiedziałem, że...
- To nic...
- Nie umiesz kłamać... - podniósł mnie i położył łapę na moim brzuchu - moja partnerka też spodziewała się mlodych. Nie nadawałem się na to. Też chciała uciec, tak samo jak ty, ale udało mi się ją zatrzymać. Teraz jesteśmy szczęśliwi...
- Tylko my jesteśmy inni... On nie chciał mieć dzieci. Mało tego, chciał je zostawić.
- Nocto...
- ... Ostatni raz go wtedy widziałam... Bo uciekłam. Uciekłam po to, by on nie musiał się mną opiekować... Nie chciałam słuchać tego, jak bardzo nie chce ich mieć, nie zniosłabym tego. Ale...
- Tęsknisz za nim - odłożył łapę. Znowu mi leciały łzy po policzkach. Zamknęłam oczy, opuszczając głowę.
- ... Tak. - odpowiedziałam. Ten pozwolił mi się do siebie przytulić. Był dla mnie jak ojciec, którego straciłam. Jest ode mnie o wiele starszy, więc nawet by to pasowało. Spojrzałam na niego i się odsunęłam.
- Śniadanie na Ciebie czeka już. - wstał i odszedł. Wszyscy tutaj starali się, by niczego mi nie brakowało. Posłania, jedzenia... Ale nie umieją zastąpić mi Ascrifice'a. Jego głosu, wyglądu, charakteru i uczuć... Zamknęłam ponownie oczy. Otworzyłam je i poszłam coś zjeść. Mimo to, że nie byłam głodna, musiałam coś zjeść... Gdy weszłam do jaskini, położyłam się na posłaniu. Czuć było, że był świeży. Zaczęłam konsumować posiłek. Gdy skończyłam, wtuliłam się w moje miejsce spoczynku, wyobrażając sobie, że wtulam się w futro mojego partnera. Znowu zaczęłam płakać. Czułam pustkę... Czuję, że bez niego, czuję się jak bez tlenu. Nie umiem teraz nawet porządnie się wyspać z obawą, że zrobi i mi i malcom krzywdę. Był zdolny do wszystkiego. A mimo wszystko, wciąż go kocham.
Ascrifice...
Nie chce, byś mnie znalazł.
Ale w głębi duszy chce móc się znowu w Ciebie wtulić.
- Dlaczego niby? Niech ma nauczkę, może mi jeszcze powiesz, że chcesz mieć te dzieci?
Zaczęły mi lecieć łzy po policzkach... Wszystkie wspomnienia, o których chciałam zapomnieć, wróciły z ogromną siłą...
- Kocham Cię... Przepraszam... - zacisnęłam oczy, przypominając sobie jak pierwszy raz się spotkaliśmy, jak wspólnie skakaliśmy sobie do gardeł...
- A jednak nie jesteś takim nieudacznikiem jak mi się wydawało.
- Coś ty powiedziała?
- MÓWIĘ, ŻE NIE JESTEŚ AŻ TAKIM NIEUDACZNIKIEM JAK MI SIĘ WYDAWAŁO! MOŻE GŁOŚNIEJ!?
Uśmiechnęłam się na widok każdego wspomnienia. Kiedy byłam z nim, kiedy go raniłam, kiedy czasem raniłam nawet samą siebie.
- I? Ma to coś zmienić? O BOŻE! Właśnie się dowiedziałam, że sam Syn Alfy próbuje mnie nienawidzić, ale nie potrafi! O MÓJ KOCHANY może jednak będę dla niego milsza?! Albo lepiej! Powiem mu, że takie same postawienie mam co do niego! Nie wiem czy wiesz, ale życie to nie bajka. I co z tego? Mam to głęboko w d. Możesz mnie nienawidzić, możesz mnie lubić, możesz nawet nie wiem... wielbić mnie! NIC TO NIE ZMIENI!
Za każdym razem byłam dla niego wredna, bez litościwa... Do pewnego czasu, gdy zaczęłam go doceniać...
- Wiesz co. Mało komu to mówię, ale jeśli chodzi o ciebie... to AŻ takim kretynem nie jesteś. Nie zmienia to faktu, że kretynkiem tak.
Potem wojna... Najbardziej przerażająca rzecz w moim życiu. Wojna z Czarnym i jego sługusami, ataki, próba śmierci i moja śmierć... Byłam już właśnie u wrót prawdy, gdy wróciłam na ziemię do mojego ukochanego.... Wtedy jeszcze mieliśmy dziwną przyjaźń, bo wciąż sobie wmawiałam, że go nienawidzę... Do czasu, kiedy trafiliśmy do mojego starego domu, gdzie na mnie testowano, by mnie zniszczyć. Uratowałam wiele, prawie tracąc własne życie. Moment w którym zaufałam jednemu basiorowi..
- ... Próbowałam. Próbowałam cię nienawidzić... Myślałam, że jesteś taki sam jak wszyscy... Martwiący się o swoje cztery litery... Myliłam się. I... chce cię za to przeprosić.
Po tym wszystkim, dowiedziałam się prawdy. O sobie, o uczuciach. Mimo kłótni, jakie przeżywaliśmy, mimo głupot, jakich dokonaliśmy, kochałam go, tak samo jak on mnie. Opadłam na ziemię, zaczynając płakać. Tak strasznie za nim tęsknię, ale się boję, że jak mnie znajdzie, to mnie... Zabije.
- Czarny Aniele... - Alfa usiadł obok mnie - nie wiedziałem, że...
- To nic...
- Nie umiesz kłamać... - podniósł mnie i położył łapę na moim brzuchu - moja partnerka też spodziewała się mlodych. Nie nadawałem się na to. Też chciała uciec, tak samo jak ty, ale udało mi się ją zatrzymać. Teraz jesteśmy szczęśliwi...
- Tylko my jesteśmy inni... On nie chciał mieć dzieci. Mało tego, chciał je zostawić.
- Nocto...
- ... Ostatni raz go wtedy widziałam... Bo uciekłam. Uciekłam po to, by on nie musiał się mną opiekować... Nie chciałam słuchać tego, jak bardzo nie chce ich mieć, nie zniosłabym tego. Ale...
- Tęsknisz za nim - odłożył łapę. Znowu mi leciały łzy po policzkach. Zamknęłam oczy, opuszczając głowę.
- ... Tak. - odpowiedziałam. Ten pozwolił mi się do siebie przytulić. Był dla mnie jak ojciec, którego straciłam. Jest ode mnie o wiele starszy, więc nawet by to pasowało. Spojrzałam na niego i się odsunęłam.
- Śniadanie na Ciebie czeka już. - wstał i odszedł. Wszyscy tutaj starali się, by niczego mi nie brakowało. Posłania, jedzenia... Ale nie umieją zastąpić mi Ascrifice'a. Jego głosu, wyglądu, charakteru i uczuć... Zamknęłam ponownie oczy. Otworzyłam je i poszłam coś zjeść. Mimo to, że nie byłam głodna, musiałam coś zjeść... Gdy weszłam do jaskini, położyłam się na posłaniu. Czuć było, że był świeży. Zaczęłam konsumować posiłek. Gdy skończyłam, wtuliłam się w moje miejsce spoczynku, wyobrażając sobie, że wtulam się w futro mojego partnera. Znowu zaczęłam płakać. Czułam pustkę... Czuję, że bez niego, czuję się jak bez tlenu. Nie umiem teraz nawet porządnie się wyspać z obawą, że zrobi i mi i malcom krzywdę. Był zdolny do wszystkiego. A mimo wszystko, wciąż go kocham.
Ascrifice...
Nie chce, byś mnie znalazł.
Ale w głębi duszy chce móc się znowu w Ciebie wtulić.
Ascrifice? Taka mini skrócona historia w przeszłość, odświeżamy pamięć, jak to było na początku, yay! Ekhm. Pisałam na telefonie, nie wiem jakie to długie, ale mam nadzieję, że ma to skład i ład.