Biegałem po kamiennych jaskiniach w te i we wte. Szukałem tej, w której podobno leży moja partnerka. Czułem gniew. Ogromny gniew. Nie chciano mnie tu wpuścić, więc niech później nie ryczą że kogoś zamordowałem. O tak, kocham zapach i smak krwi na moich śnieżno-białych ząbkach. Słońce świeciło bardzo mocno. Odwiedziłem wszystkie jaskinie, lecz nie byłem w jednej. W jaskini alf. Wdarłem się do niej, poprzez ciche zamordowanie strażników. Pomimo tego, iż mieli na sobie zbroje było mi łatwo wbić w ich szyje moje nożyki z trucizną. Oboje padli na ziemie. Nie mogli krzyczeć, więc ich śmierć będzie wolna i bolesna. Wszedłem do jaskini i pewnym siebie krokiem podszedłem do samca alfy. Starszy, biały wilk. Wpatrzyłem się w niego i zmieszałem moją moc z mocą Duro. Nie wchodziłem nawet całkiem do pomieszczenia, tylko uniosłem starca do góry i mocno walnąłem o ścianę.
- Mów gdzie ona jest, bo ci wyrwę wnętrzności!!! - krzyknąłem do niego donośnie, lecz widocznie zignorował to.
- Proszę, zostaw nas. - odezwała się cichym jękiem jego partnerka, i zasłoniła ogonem szczenięta. Zebrało się we mnie jeszcze więcej gniewu. Na samą myśl o dzieciach. Czuje się bardziej zdenerwowany.
- MÓW GDZIE ONA JEST! - to tym razem nie byłem ja. Duro postanowił się odezwać, bo sam przyznam - nie byłem w stanie nic powiedzieć. Starzec wskazał łapą na pomieszczenie obok. Puściłem go a on z impetem walnął o stół stojący pod ścianą. Ruszyłem w stronę pokoju. Zatrzymałem się w progu. Leżała tam, na miękkim posłaniu. Czułem, że za chwilę niepotrzebnie odezwie się demon. No a jakże, nie mógł przepuścić takiej okazji.
- Jesteś idiotką. - mówiłem na razie spokojnie. - Jak możesz przede mną uciekać w takiej chwili?! Mogłaś chociaż dać mi spokojnie i bez problemu zrobić to...W tej chwili walnąłem nią o ścianę. Chwyciłem za szyję i podniosłem do góry.
- Asacrifice, błagam cię...- zaczynała powoli płakać wpatrzona w moje oczy. - Ja nie chcę...
- Mam wyje**ne na to, co ty chcesz! - warknąłem i drugą łapą wyciągnąłem miecz. Co ja...Co ja robię? Ku**a... Nie! Nie! Nie! Nie zrobię tego! Duro, ty idioto! Demon wbił w jej brzuch moje ostrze dusz. Nie mogłem na to patrzeć. Odwróciłem wzrok i...
***
-AAAAAAAAA! - wydarłem się na cały głos. - Zaczynam mieć jakieś popieprzone sny...
Wstałem z podłogi i wytrzepałem się z piachu. Była jeszcze noc, a Duro nadal siedział przy ognisku. Wpatrywał się w nie odkąd poszedłem spać. Nie odszedł z tamtąd nawet na chwilę.
- Czy demony nie potrzebują odpoczynku? - mruknąłem.
- Nie, demony nie śpią. - odwarknął i rzucił w moją stronę królika. - Łap, cymbale.
- Pewnie jest jakiś skażony, czy co tam jeszcze. - fuknąłem.
- Nie jest, przecież nie mógłbym zabić kogoś kto daje mi szansę zamordowania mojego głupiego brata? Nie sądzisz? - powiedział. No, trochę racji ma. Wbiłem zęby w królika i rozpocząłem konsumowanie.
- Duro, odkąd postanowiłeś sobie we mnie zamieszkać bez pytania miewam jakieś chore sny. Wytłumaczysz mi to?
Demon uśmiechnął się podle i wyszczerzył ząbki wreszcie unosząc wzrok i spoglądając na mnie. Swoimi zielonymi, toksycznymi ślepiami. Przeszły mnie lekkie ciarki, ale już zacząłem się do tego przyzwyczajać.
- Koszmary? Miewasz je? Eh, to nic dziwnego. W twoich snach przedstawia się jeden z trzech scenariuszy, jaki odegra się w przyszłości. Nocta ma dokładnie tak samo. - machnął ramionami. - Nie martwiłbym się.
- W tym koszmarze zamordowałem wszystkich, a gdy dotarłem do jej jaskini sam ją zabiłem. - mruknąłem. - I że niby to jest jakiś scenariusz? Przecież nigdy bym jej nie zabił.
Demon już się nie odezwał. Siedział w ciszy patrząc, jak zjadam królika. Gdy tylko skończyłem jeść, udaliśmy się w drogę. Nie wiem tak właściwie dokąd szliśmy, kierował mnie Duro. Dałem się mu prowadzić, powoli zaczynałem mu ufać. Nie przeszkadzało mi już to, że we mnie zaklęty jest jakiś demon. Fajnie się z nim gadało, ale najgorsze było w tedy kiedy powiedziałem coś źle a on wpadał w szał i zaczynał mną się bawić jak marionetką. Teraz już uważam na słowa i staram się go nie prowokować. Szliśmy w miarę długo, aż doszliśmy do jakiegoś terytorium innej watahy. Czuć było zapach już od jakiegoś dłuższego kawałka, ale dopiero teraz się nasilił. Jesteśmy na miejscu. Teraz twój wybór. Albo zabijasz strażników i szukasz jej mordując wszystkich którzy stawią opór, albo spróbujesz na spokojnie. Oczywiście, wolałbym zrobić to na spokojnie. Ale Duro nie odpowiadała by ta opcja. On kocha mordowanie. Wszedłem na ich terytorium, i od razu w moich oczach zaświeciły miejsca, w których znajdują się pułapki. Ominąłem je bez większych problemów, i znalazłem centrum. Był wczesny ranek, wszyscy jeszcze spali. Udało mi się jak na razie nikogo nie zamordować. Wślizgnąłem się do jaskini alf, i bezszelestnie udałem się do pomieszczenia które widziałem w śnie. Nocta smacznie spała. Łezka zleciała mi po policzku. Stałem w progu, i bacznie ją obserwowałem. Było ciemno, więc szanse że mnie zobaczy są bardzo małe. Postanowiłem nie być już dla niej tak surowy. Podszedłem do niej z lekkim, ciepłym uśmiechem i położyłem się tuż za nią na jej posłaniu. Ona mruczała coś przez sen ale nie zwróciłem uwagi. Podłożyłem jej pod głowę moje łapy, i oparłem głowę o ścianę. Czekałem, aż się obudzi.
***
Wreszcie wstała. Uniosła głowę, i odwróciła się. Chciała krzyknąć, ale przyłożyłem do jej buzi swoją łapę. Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją.
- Przepraszam. - powiedziałem patrząc w jej oczy. - Byłem tchórzem, i dalej nim jestem. Nie wiem, jak mogłem pozwolić ci uciec. Nie wiem, jak mogłem na ciebie nakrzyczeć. Nie wiem. Jestem totalnym idiotą.
Przytuliłem ją mocno do siebie i miałem jedynie nadzieję, że mi wybaczy.
Nocta?