- STÓJ IDIOTKO ! - Krzyknąłem za nią. To były sekundy. Loedia odwróciła się, a zza krzaków wyskoczyło 5 głucholców. Postanowiłem nie stać tak w miejscu, zjadły by ją. Zacisnąłem swój miecz i zacząłem biec w stronę bestii. Loedia krzyknęła wystraszona i podskoczyła, a ja przeskoczyłem nad nią, i lądując na ziemi przygniotłem jakiegoś głucholca. Pewnie zgodnie z myślą mojej siostry powinienem się bać i spierdykać przed potworami, ale ja nie mogłem tego od tak zostawić. Płynie we mnie krew mordercy, wojownika, musiałem je zaatakować. Jeden wskoczył na moje plecy, a reszta wbiła mi swoje ostre kły w resztę ciała. Przewróciły mnie na ziemię, ale ja wypowiedziałem zaklęcie, i wszystkie z wielką siłą odbiły się ode mnie i odleciały na 10 metrów.
- Uciekaj już! - Krzyknąłem do siostry. Można powiedzieć, że byłem "przedziurawiony". Wszędzie miałem dziury, znaki ukąszenia tych bestii. Mój poziom krwi z każdą chwilą stawał się coraz niższy, ale nie mogłem zostawić jej samej. Loedia puściła się w las. Leżałem na twardej ziemi i głośno oddychałem. Słyszałem że potwory nadchodzą, ale nie mogłem wstać. Nie dałem rady. Nie teraz. Byłem za słaby. Usłyszałem cichy chichot, a za chwilę nade mną zebrała się cała grupka potworków. Coś mówiły w swoim języku, gdy nagle przybiegł Hannibal. Zmierzył wzrokiem bestie, i wycelował w jedną łukiem. Dostała w głowę i padła na ziemię, a reszta rzuciła się na wojownika. Odchyliłem łeb aby widzieć co się dzieje dalej, ale chwilę później, straciłem przytomność.
Loedio? Już nie taki niezniszczalny xD