Śmiałam się w najlepsze kręcąc w trawie, gdy usłyszałam huk. Był potężny, i szybko stanęłam na nogi. Wzbiłam się w powietrze, zostawiając po sobie brokatową tęczę, która szybko zniknęła. Zauważyłam smoka, gigantycznego smoka. Był czarny jak smoła, a w jego ślepiach było widać nienawiść i agresję.
Wróciłam na ziemię, aby powiadomio tym Ingreed, lecz jej tam już nie było. Z bezwładnością i zażenowaniem spuściłam łeb i znów wzleciałam w przestworza. Wiatr był silny i zawzięty, lecz nie chciałam go zmieniać - po co, skoro można się z nim pościgać?
Tak więc w pogoni za wiatrem mknęłam po niebiosach a za mną tworzyła się ( tym razem ) trwała tęcza.
- Rainbow Fire!!! - usłyszałam drącą się waderę.
Lecz nic mnie nie mogło wtedy powstrzymać - tylko ja, wiatr i niemiłosierna szybkość, od której większości kręci się w głowie.
- Spirit of Freedom... - zadudniało w mych uszach. To podmuch wymówił te przewisko, którego nie używał nikt. "Spirit of Freedom"... Z angielskiego "Duch Wolności". Lecz właśnie wróciłam do rzeczywistości. Smok - na naszych terenach?! To musi być... Bitwa. Wojna. Mój "konik". Właściwie jestem silna fizycznie, ale nie nadzwyczajnie. Przeważa moja szybkość i moc, którymi pokonuję przeciwników. Nigdy nie myślałam, iż ktoś wypowie nam wojnę, wkroczy na tereny i za wszelką cenę wybije naszą społeczność.
- Ingreed? - zawołałam.
- Tu jestem! - ledwo do mnie dotarło z zachodniej części lasu.
Ingreed?