Co się ze mną dzieje?
Zwykle taka nie jestem… Porozmawiam parę razy lub jeżeli będę zmuszona, ale nigdy nie zachowywałam. Może to przez opary…? Sama nie wiem… Ostatnio naprawdę się zmieniłam. Podobnie jak nasze czasy. Nigdy nie wiadomo kiedy będzie pokój, a kiedy będziemy zmuszeni walczyć.
Żyjemy w dziwnych czasach.
Kiedy odwróciłam się w stronę jednego ze Ledenów, zobaczyłam, jak ogromny ogon, naszpikowany równie wielkimi kolcami z kilkoma charakterystycznymi szpikulcami z zakrzywionymi końcami, zmierzał w moją stronę. Nie zdążyłam użyć zaklęcia Ognistej Tarczy czy nawet odskoczyć w bok. Dodajmy, że stałam na krawędzi ogromnego klifu, gdzieś w okolicach Gondolin. Po prostu stałam i patrzyłam, jak ta mordercza rzeźba lodowa pędzi w moją stronę. Po chwili przedłużenie smoczego kręgosłupa uderzyło mnie z niemałą siłą. Cios przewrócił mnie, przez co wypadłam za krawędź klifu i zaczęłam spadać.
Nie byłam do końca tego świadoma. Byłam delikatnie zamroczona… Czułam świst wiatru w uszach, jak moje futro faluje… Ja jednak nic z tym nie robiłam. Po prostu spadałam. Bezwładnie leciałam w dół, w stronę pewnej śmierci. Jednak coś mi zaiskrzyło w umyśle. Ta iskra sprawiła, że dosłownie ożyłam. Na moment przed zderzeniem z ziemią, rozłożyłam skrzydła i za pomocą jednego uderzenia skrzydłami wzbiłam się na wyższą wysokość. Spojrzałam na klif. Słyszałam jeszcze odgłosy innych wilków oraz ryki smoków. Za wcześnie ogłosiliśmy zwycięstwo.
Martwi mnie to. Powinniśmy dawno to skończyć, a nie ciągle się z tym cackać.
Poza tym muszę się spieszyć. Nie wiem, jak długo adrenalina będzie krążyć w moim krwiobiegu. Takie uderzenie może nieść wiele urazów, a jeśli nawet mam tylko pęknięte żebra, ból będzie dawał mi się we znaki. Dlatego muszę szybko dotrzeć na górę i pomóc swoim. Zmusiłam się do większego wysiłku. Zaczęłam silniej i częściej machać skrzydłami, aby wzlecieć na wyższą wysokość. Czas gra na moją niekorzyść, więc przyspieszyłam lot. Mimo że leciałam dosyć szybko, nadal uważałam, że jestem za wolna. Mięśnie mnie bolały, lecz nie zwracałam na to uwagi. Ważne są teraz inne sprawy.
W końcu wzleciałam ponad klif. Wilki o różnych rasach, płciach czy rozmiarach walczyły z kilkoma lodowymi smokami. Z mojego punktu widzenia wyglądało to jak bitwa pomiędzy ruchomymi figurkami. Jednak ja wiedziałam, że to nie jest jakaś tam bitewka. Dlatego muszę wspomóc wilki z mojej watahy. Nagle coś zauważyłam… Ogon jednego z przeciwników miał rząd kolców o zakrzywionym końcu. Ten sam układ i te same kolce…
To on.
Natychmiast zanurkowałam ku smokowi. Muszę się z nim rozliczyć. Miał głupiego farta i wykorzystał moją nieuwagę. Dlatego chciałam go wyzwać na uczciwą walkę. Nie jestem mściwa, ale wolę sprawiedliwą walkę. Prędzej czy później i tak byśmy się spotkali, więc wolę walczyć tu i teraz. Zauważyłam, że pozostały gady uciekły; został tylko Krzywy Kolec. Parsknęłam. Idiotyczne imię; nawet na ksywkę się nie nadaje. Po chwilowym rozbawieniu znowu wróciłam do stoickiego spokoju. Muszę być opanowana. Dostrzegłam teraz pewne szczegóły. Był nieco większy i silniejszy od innych Ladenów, możliwe, że to przywódca grupy.
Przywódcy muszą sobie coś kiedyś nagrabić. Nieważne u kogo.
Zauważyłam też Toxikite. Próbowała swoich oparów na przeciwniku, ale ten nic z tego nie robił. Podobnie, kiedy chciała użyć oparów; smok je po prostu zamrażał, a następnie niszczył. Toxi była zaskoczona, ale ja nie. Cóż, nauka robi swoje. Smok też wydawał się dosyć bystry- umiał przewidzieć nasze ruchy, uniknąć ataku i umiejętnie wykorzystać swoją moc. Chyba trafiłam na godnego przeciwnika. Obym się nie przeliczyła…
Wylądowałam niedaleko smoka, ale widziałam jego niewielkie, lodowe oczy. Wiedział, kim jestem. Wiedział, co zrobił, ale nie wie co ja robie. Wilki również zastanawiały się, dlaczego stoję tuż pod pyskiem ogromnego gada. Jednak po chwili się wycofali. Toxikita wyszła nieco na przód, aby mieć dobry widok i patrzyła na mnie z kamienną twarzą. Ja za to całą uwagę skupiałam na przeciwniku. Przez kilka chwil patrzyliśmy sobie w oczy.
Potem smok zrobił pierwszy krok. Z rykiem ruszył w moim kierunku, jednak tym razem wykonałam unik. Skorzystałam z okazji i użyłam zaklęcia, które stworzyło niewielkie ogniki. Skierowałam je w stronę gada, mając nadzieję, że ten osobnik, podobnie jak inne Ledeny, nie cierpi ognia i ucieknie. Ten gad jednak był nieco bardziej uodpobiony na ciepło. Mimo to mam pomysł, który wymaga niewielkiego wysiłku. Zaczęłam powoli zbierać potrzebną energię oraz przeliczyłam formuły. Urok ten ma na celu stworzyć niewielką, ale niezwykle gorącą kulę ognia. Myślę, że smok tym razem nie będzie miał wyjścia… Warto spróbować.
No moim grzbiecie zaczęła się formować niewielka iskierka, potem była gwiazdą wielkości małego szczeniaka. Cały czas rosła, aż w końcu miała wielkość mniej więcej mojej głowy. Smok miotał się i syczał, jednak powoli ustępował. Rozłożyłam skrzydła, a gwiazda nieco uniosła się wyżej. Gad zaryczał i w końcu uciekł, pozwalając swoim ogonem kilka drzew. Ja natomiast patrzyłam na jego ucieczkę, jednocześnie osłabiając formułę niewielkiej ognistej kuli. Kiedy całkowicie zniknęła, podeszłam do wilków, aby upewnić się, czy nikt nie doznał poważniejszych obrażeń. Podeszłam również do szczeniaków oraz jej opiekunki, aby sprawdzić, czy i u nich jest wszystko w porządku. Malce od razu do mnie pobiegły i zaczęły się przekrzykiwać z pytaniami, jak to zrobiłam. Ja uśmiechnęłam się blado, czekając na reakcje ich opiekunki. Ta szybko je uspokoiła i zaczęłyśmy rozmawiać. Kątem oka zauważyłam jasnozieloną waderę. Zakończyłam rozmowę i odpaliłam się nieco od innych, aby wyjść naprzeciw Toxikicie. Jej spojrzenie nic nie mówiło. Ja również nie zdradziłam swoich emocji. I niech tak zostanie.
- Musiałaś to robić, prawda? - zapytała kąśliwie. - Nie mogłaś się oprzeć. W ogóle: co ci strzeliło do głowy, aby to robić? Chcesz mi zaimponować, prawda?
- Miałaś rację - powiedziałam tylko.
- Co?
- Miałaś rację. Nie powinnam wchodzić z buciorami do twojego życia - odpowiedziałam bez emocji. Zrobiłam kilka kroków w tył i przy pomocy skrzydeł udałam się w kierunku domu.
Tox? Słabe opko, i know. ;3;