I byłam sama.
Ciemność mnie otacza, jakby była jakąś cieczą. Bardzo zachłanną cieczą. Chciała mnie mieć tylko siebie. Tonęłam w niej, próbując się z niej wydostać. Na próżno. Smolisty płyn wlewał się w każdą cząstkę mojego ciała, chcąc, aby należała do niej. Ja walczyłam, ale do czego to prowadzi? Do dłuższej męczarni. A w ogóle, po co walczę…? Dla kogo… Przecież nikogo nie mam. Nikt mnie nie kocha. Nikt o mnie pamięta. Jestem tylko zwykłą waderą, jakich wiele.
Jednak coś sprawia, że chcę się stąd wydostać. Jakaś tajemnicza siła, która nadal utrzymuje mnie na powierzchni tego czegoś. Czemu mam wrażenie, że ktoś o mnie walczy? Że ktoś… mnie kocha…
Wtedy do mnie dotarło.
Mam przecież syna. Przybranego, ale jednak mam. Mała, szara kulka, znaleziona w śniegu, aby umarła z zimna. Zostawiona tam, aby mroczne sny się nie spełniły. Porzucona, z powodu jego niezwykłych, dwukolorowych oczu.
I ktoś jeszcze…
W tej chwili… wydostałam się z objęć śmierci.
•••
Jakieś głosy. O czymś mówiły… Jednak nie mogłam rozróżnić pojedynczych słów. Wszystko to było dla mnie jakimś szumem. Coś słyszałam, ale umiałam jedynie oddzielić głosy ze względu na właściciela. Była wadera, chyba kilka i… jakiś basior? Mówili… o mnie? Nie jestem pewna…Chciałam się ruszyć, ale nie mogłam. Za to poczułam ogromny ból. Jęknęłam. Wtedy ktoś krzyknął. To bolało… Przyłożyłam uszy do siebie, a przynajmniej tak mi się wydaje. Kolejne dźwięki. Raczej jednak to jakaś rzecz, a nie postać… Jakaś wilczyca mówiła coś do mnie. Chyba żeby była silna i żebym się nie poddawała. Uchyliłam powieki. Ostre światło raziło mnie w oczy. Wilk zasłonił przez chwilę światło, jednak ja widziałam tylko jakaś kolorową plamę. Ktoś się nade mną pochylał. Kolejny dźwięk; teraz coś w rodzaju zgrzytu metalu. Głową zaczęła mocniej boleć. To pewnie przez te dźwięki. Czemu muszą tak hałasować? Czułam się coraz gorzej…
Niespodziewanie coś poczułam jakby ukłucie. Od tamtej chwili zaczęłam się tak jakby odprężać - głowa przestawała mnie boleć, oczy łzawić od ostrego światła, ból powoli zanikał… Mój oddech ze świszczącego przeszedł na spokojny i płytki… jak przy zasypianiu.
Ponieważ właśnie zostałam uśpiona.
•••
Powoli wracała mi świadomość. Usłyszałam gdzieś śpiew kilku ptaków. Poczułam, jak gruby koc opatula mnie ciepło. Leżałam na jakimś miękkim posłaniu, możliwe, że na łóżku. Byłam słaba i zmęczona, ale spróbowałam otworzyć oczy. Nie udało mi się. Przez moment zastanawiałam się co to za dziwny, nierówny i charczący dźwięk. Po chwili zauważyłam, że to mój oddech. Postanowiłam najpierw uspokoić swój oddech, a potem spróbować ponownie otworzyć okienka na świat. Powoli otwierałam oczy. Z początku kształty były rozmazane i widziałam tylko jakieś kolorowe kontury. Po kilku minutach zaczęłam rozróżniać poszczególne rzeczy. I rozpoznałam miejsce, w którym się znajdowałam. Leżałam na swoim łóżku w swojej sypialni. Rozejrzałam się, powoli obracając głowę. Moje mięśnie powoli zaczęły protestować, ale ból na razie był znośny. W oczy rzucił mi się wazon pełen świeżych kwiatów, konwalii. Bardzo je lubiłam. Miały one delikatną woń, a ich kształt był przyjemny dla oka. Uśmiechnęłam się pod nosem.Nagle coś się poruszyło pod kołdrą. Wystraszyłam się i podniosłam się na niewielką wysokość, ale nogi natychmiast zaprotestowały, po czym upadałam na posłanie. Tajemnicza postać na chwilę zastygła, aby następnie wysunąć swój szary, niewielki łepek. Ayoko spojrzał na mnie swoimi niezwykłymi oczami z wyrazem przeprosin. Natychmiast do mnie podszedł i zaczął oglądać moje ciało w poszukiwaniu jakiś nowych ran.
- Mamo, tak bardzo przepraszam… Ja… nie chciałem… cię budzić… - młody cały czas przepraszał, łykając łzy. Ja uśmiechnęłam się łagodnie i poprosiłam, aby podszedł do mnie. Kiedy mały wykonał polecenie, przytuliłam go do siebie, sama płakałam, ale ze szczęścia.
- Jesteś tu… - wyszeptałam. Byłam taka szczęśliwa… Najważniejsze, że żyje i jest tu ze mną. Tuliłam go w niedźwiedzim uścisku i nawet nie zauważyłam, kiedy Ayoko zaczął się podduszać. W końcu go puściłam a młody, mimo lekkiego niedotlenienia, był szczęśliwy, że również tu byłam w mniej więcej jednym kawałku. Ujęłam jego twarz w łapy i zaczęłam się dopytywać:
- Co się stało? Byłeś poważnie ranny? Jak się czujesz? - nagłe przez umysł przepłynęła myśl. -Co z resztą? I czy Symonides przeżył?
Młody unikał mojego spojrzenia. Coś musiało się stać.
- Mów
Szczeniak westchnął i zaczął opowiadać.
- Kiedy zemdlałaś, chcieliśmy uciekać, ale musieliśmy najpierw walczyć. Pegaz, którego stworzyłaś, bardzo nam pomógł. Niestety… - zacisnął mocno powieki. - nie wszystkich udało się uratować. - i spojrzał na mnie. Jego oczy patrzyły wprost na moje. - Symonides postanowił zostawić tamte wadery same… Wybuchł pożar i… i nie mieliśmy za dużo czasu. Musieliśmy uciekać - po czym przytulił mnie mocno. - Na szczęście ty żyjesz… - szlochał, a ja gładziłam po go jego niewielkiej główce. A w mojej głowie wyobrażałam sobie, o których powiedział mi Ayoko. Te wszystkie wadery… Io… Może to zabrzmieć… samolubnie, jednak… Może to i lepiej. Nie wiadomo, jaki byłby ich późniejszy los, możliwe, że gorszy od tego w tamtej jaskini. I mimo wszystko… powiedziałam, że je stamtąd wydostane. I tak też zrobiłam… Mniej więcej. Po tej chwili rozmyślań zadałam kolejne.
- Symonides też tu jest?
Mały pociągnął nosem i kiwnął głową. Westchnęłam z ulgą. To dobrze… Martwiłam się o niego. Bałam się, bo nie umiał za bardzo walczyć, więc taka wyprawa mogła go zabić. Ale na szczęście wyszedł z tego cało. A przynajmniej tak myślę… Niespodziewanie Ayoko zaczął się zbierać do wyjścia. Byłam tak pochłonięta myślami, że tego nie zauważyłam. AJ wziął ze sobą torbę i zapakował kilka książek. Przyglądałam się temu przez chwilę, a potem spytałam:
- A ty dokąd się wybierasz?
- Muszę iść do Alfy i powiedzieć jej, że się obudziłaś. Poza tym muszę oddać kilka książek… -spojrzał na cieniutkie tomy. - Nie wiem, czy wiesz, ale gdy tak spałaś, coś ci czytałem… - uśmiechnął się nieśmiało. Rzeczywiście, kiedy spałam, gdzieś słyszałam jego głos, próbując poskładać sylaby i litery w słowo. Ech… Młody dorasta. I nie umiem się z tym pogodzić… Jednak coś dostrzegłam. Kiedy Ayoko chciał wyjść z jaskini, najpierw wyjrzał zza ściany, aby sprawić czy kogoś nie ma. Potem podobnie… O co tu chodzi? Czemu się tak rozgląda? Kiedy w końcu AJ zobaczył mój wyraz zdziwienia na pysku, szybko do mnie podszedł i usiadł ciężko na ziemi.
- Mamo, wataha jest w stanie wojny
•••
Mimo że Ayoko wyszedł kilka minut temu, ja ciągle analizowałam jego słowa. Wojna. Jesteśmy w stanie wojny ze smokami. Kiedyś spotkałam jednego osobnika. To było kilka lat temu, zanim tu przyszłam. Wędrowałam po jakimś łańcuchu górskim, do dziś nie znając jego nazwy, i musiałam ukryć się przed śnieżycą. Wtedy znalazłam jakąś jaskinię, z początku wydawała się pusta. Jednak w środku drzemał smok. Ogromny, lodowy smok. Z początku chciał mnie zabić swoim lodowym oddechem, jednak ten osobnik preferował rozmowę od jedzenia mrożonek. Miał inteligentne, intensywnie niebieskie oczy. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach, aby zabić czas oczekiwania na przejście zamieci. Dowiedziałam się, że jest dosyć młodym smokiem, mimo wieku 369 lat; imienia jednak nie zapamiętałam, mimo usilnego wysiłku. Mówił też, że smoki są podzielone- jedna strona jest za rozmową i przyjaźnią, między innymi z wilkami, ale druga strona popiera tylko wojnę oraz walkę. Myślę, że zaatakował nas klan preferujący przemoc niż dyplomację… Martwiło mnie to. Przeciwnik jest dosyć groźny dla przeciętnego wilka. Mimowolnie spojrzałam na wyjście. Och, Ayoko, czemu poszedłeś sam… Westchnęłam i spojrzałam na swoje ciało. Najwięcej miałam bandaży na klatce piersiowej. Owinięte też miałam praktycznie wszystkie kończyny, nawet skrzydła. Martwiło mnie to, ale myślę, że szybko stanę na nogi. Co ja przez ten czas będę robić? Rozejrzałam się po sypialni. Piękne kwiaty uwalniały powoli swoją piękną woń świeżej wiosny. Na półkach zauważyłam kilka ksiąg o astronomii białej magii. Czyli o wykorzystaniu gwiazd i ciał niebieskich przy rzucaniu zaklęć. Przejrzałam książkę, jednak nie miałam czasu, aby ją dokładnie przeczytać. A może by tak…? Spróbowałam się podnieść. Nogi ostro protestowały. Dałam sobie spokój po kilku bolesnych sekund. Nie mam zamiaru czekać, aż zasnę z nudów. Wpadałam na pewien pomysł, choć dosyć idiotyczny ze względu na mój obecny stan. Zamknęłam oczy i skupiłam się na wyobraźni. W swoim umyśle stworzyłam wizję magicznej łapy, która weźmie księgę i przyniesie ją do mnie. Głowa powoli zaczęła mnie boleć, ale nie straciłam kontaktu z zaklęciem. Po kilku chwilach otworzyłam oczy. Książka z zaklęciami… leżała na wyciągnięcie łapy. Uśmiechnęłam się szeroko. Wcześniej próbowałam tego uroku, ale udawało mi się to połowicznie. Teraz, pomimo ran, zaklęcie wykonałam bezbłędnie. Od razu wzięłam się do czytania jej zawartości. Kilka rzeczy rzuciło mi się w oczy, między innymi specjalne zaklęcie, które mogło sprawić, aby gwiazda spadła na ziemię. Zaklęcie trudne i nieco niebezpieczne, ale do opanowania. Przeszłam dalej i czytałam kolejne zaklęcia; jak ich używać, ich skutki, efekty uboczne…Nawet nie zauważyłam, kiedy przyszedł…
Symonides patrzył na mnie swoim złotym spojrzeniem. Zauważyłam kilka ran na jego ciele, ale nie były aż takie poważne. Basior wpatrywał się we mnie intensywnie. Ja uśmiechnęłam się blado, nie wiedząc za bardzo co mam robić.
- Witaj… - wybełkotał cicho. Ja zaśmiałam się delikatnie. Na pysku wilka zagościł delikatny uśmiech. Poszedł do mnie powolnym krokiem. Zauważyłam, że delikatnie utyka.
- Jak się czujesz? - zapytaliśmy oboje na raz. Sytuacja dosyć komiczna…
- Może… ty zaczniesz? - zapytał Simo.
- Jest dobrze… - powiedziałam nieśmiało. Basior uśmiechnął się na tą wieść. - A Ty?
- Dobrze - mimo prób, Simo nie umiał dobrze kłamać. Od razu wyczułam, że wciska mi kit. Uniosłam jedną brew i posłałam mu spojrzenie. Wilk przyłożył uszy do siebie i myślami nad czymś. Nagle zobaczyłam to w jego oczach…
- An… Ja muszę ci coś powiedzieć… - wziął głęboki oddech. -Antilio, ja ciebie…
- Ja ciebie też kocham. - powiedziałam. Jego oczy zalśniły złotym blaskiem. Usiadł obok mnie i wtuliliśmy się w nasze futra. Nie wiem, ile tak trwaliśmy, ale po jakimś czasie spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Kocham cię - powiedział.
- Wiem - odpowiedziałam - Ja Ciebie też
Kiedy mieliśmy przypieczętować te słowa pocałunkiem…
...na zewnątrz rozbrzmiał ryk ogromnego gada…
Simo? Du ju luv mi? :3