Dwie godziny temu oddział VI wytropił sporego Gordiana, przebywającego w pobliżu wodospadów Dimirill. Głównodowodząca oddziałem zarządziła jak najszybsze jego pokonanie, ponieważ rezydował o rzut kamieniem od miejsca, w którym oddział VIII chronił szczenięta.
Na myśl o tym poczułam niemiły ucisk w gardle. Dawno nie widziałam się z Romeo'em. Z jednej strony z niecierpliwością oczekiwałam na spotkanie, z drugiej zaś bałam się, że może ono nigdy nie nastąpić. Wojna nie sprzyja rekreacyjnym spotkaniom.
Wróciłam myślami do chwili obecnej. Rana na karku pulsowała ostrym bólem. Otarłam pospiesznie większość posoki broczącej z rozcięcia i napięłam na powrót mięśnie. Moja głową pękała pod napływem wilczego nawoływania i ryku rozwścieczonego smoka.
Monstrualnie wielki jaszczur uniósł przednią kończynę, którą chwilę temu mnie dosięgnął. Warknęłam, rozwścieczona. Uniosłam swoją łapę i machnęłam nią w powietrzu, tworząc kryształowy grot strzały. Kolejne machnięcie łapą, a pocisk wystrzelił w kierunku smoczego podbrzusza. Zaklęłam cicho, gdy zobaczyłam, że kryształ nie przebił łuskek. Podbiegłam bliżej bestii, mijając Rainbow.
- Timadi! Jak sytuacja? - spytała zziajana wadera.
- Próbuję uszkodzić pancerz na podbrzuszu. Jeśli mi się uda, mamy szansę! - ryknęłam, próbując przekrzyczeć otaczający mnie chaos. Moje gardło wysiadało.
Rainbow skinęła głową i pobiegła dalej. Ja zaś skupiłam się i wyczarowałam pół tuzina ostrzy z kryształu. Siłą woli wysłałam je w wybrany wcześniej punkt na łuskach Gordiana. Spostrzegłam kątem oka, że bestia atakuje trzy wilki, zgrabnie uchylające się przed ciosami ogromnego ogona. Spróbowałam krzyknąć ostrzegawczo, ale mój krzyk przerodził się w kaszel, od którego całe moje ciało zadygotało.
Zwróciłam głowę w kierunku pancerza na podbrzuszu smoka i uśmiechnęłam się z mściwą satysfakcją - w ciasno ułożonych blisko siebie łuskach ziała naga plama zaróżowionej skóry.
- Zero! - krzyknęłam do najbliższego wilka - Celujcie w plamę na podbrzuszu!
Basior skinął głową, gestem łapy przywołał do siebie dwóch wojowników i zaszarżował ku bestii.
Odbiegłem na pobliskie wzniesienie, więc widziałam z góry, jak potężny Gordian pada pod naporem wilczych ataków. Jedno ze skrzydeł miał oberwane, a na jego piersi ziała zakrwawiona dziura. Odetchnęłam z ulgą.
Uznałam, że nie jestem tu dłużej potrzebna. Zdecydowanie wyczerpałam już swój dzienny zapas heroizmu. Teraz potrzebowałam tylko odpoczynku w ciszy... Najlepiej z Romeo'em. Chętnie znowu bym się z nim spotkała. Obecność tego basiora w dziwny sposób mnie uspokajała. Nie miałam ku temu nic przeciwko.
Ruszyłam miarowym truchtem w pobliże miejsca, w którym ostatnio się widzieliśmy. Uważne lustrowałam wzrokiem otoczenie. Spostrzegłszy drobne ślady wilczych łap odciśniętych w wilgotnej ziemi postawiłam uszy na sztorc. Wciągnęłam wilgotne powietrze do nozdrzy i ustaliłam, że szedł tędy Romeo. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Jedynym, czego teraz potrzebowałam, był odpoczynek.
Wyszedłszy na wzgórze, na którym mieściły się wilcze jaskinie, w oddali zauważyłam zarys wilka na soczyście zielonej trawie. Podeszłam bliżej i stwierdziłam, że się nie myliłam - esy floresy na futrze basiora upewniły mnie, że to Romeo. Podbiegłam bliżej, słaniając się lekko na łapach. Gdy bliżyłam się nieco, basior drgnął i odwrócił głowę w moim kierunku. Na jego pyszczku zobaczyłam uśmiech.
- Rin! - przywitał mnie, na co odpowiedziałam, odwzajemniając uśmiech - Mniemam, że także jesteś ostatnio zajęta.
- Troszkę - odparłam, nieco zasapana - Smoki nieźle dają w kość. Co powiesz na chwilę rekreacji? - szybko zmieniłam temat.
Romeo zaśmiał się melodyjnie.
- Chętnie. Prawdę mówiąc, miałem nadzieję, że cię tu znajdę właśnie z tego powodu. - przyznał.
Rozpromieniłam się, po czym złapałam wilka za łapę i pociągnęłam lekko.
- Cieszę się. Jeżeli chcesz, możemy pójść na Wzgórza Evendim, znalazłam tam ostatnio świetne miejsce na relaks. - mruknęłam, nie ukrywając wesołości.
Anoniusz pozwolił poprowadzić się parę metrów, jednak w pewnym momencie stanął jak wryty. Spojrzałam na niego przez ramię pytającym wzrokiem.
- Ty... Ty jesteś ranna! - wyszeptał.
- Nonsens. - zbyłam go szybko. Nie lubiłam rozczulania się nade mną - Zagoi się. Idziesz, czy nie?
Romeo? Wybacz, że tak długo. Miałam totalny brak weny ;-;