16 lutego 2018

Od Antilii cd Will

Pracowity dzień jak każdy inny. Choć początkowo myślałam, że dzisiaj obejdzie się bez rannych. Cóż, marzenie ściętej głowy. Dosłownie...
W nocy miałam styczność z kilkoma smokami; na szczęście mnie nie zauważyły. Były to głównie gady typu Gordian - wielkie, masywne, groźne… Znalazła się też para Kameleonów, jednak nie mieli na sobie kamuflażu. Zdałam raport u Kesame, a potem udałam się do siebie. Ćwiczyłam głównie magię bojową - zaklęcia ochronne i atakujące, znalazło się też kilka leczniczych. Musiałam opanować uroki przeciwko smokom gatunku Leden. Tego typu stworzenia panuję nad lodem- żywiołem zbliżonym do mojego. Wprawdzie mogłabym użyć innego żywiołu, jednak nie jestem pewna czy na nie zadziałają. Dlatego uczę się tych nudnych formuł; to są czary z kategorii ognia, więc bardzo trudno mi je opanować, ale daję radę. Akurat skończyłam naukę, kiedy przyniesiono do mnie ciężko rannego basiora. Towarzysza broni przyniosły dwie wadery. Na ciele miał liczne pogryzienia. Został zaatakowany przez niewielkie stworzenia. Domyślam się jakie, ale wolę zapytać.
- Co mu się stało?
- Został pogryziony przez Zmory - odpowiedziała jedna z nich. To chyba Will… Poznałam po bliźnich na kończynach miednicznych oraz jaskrawo-niebieskie końcówki uszu. Trudno ich nie zauważyć… Zaprowadziłam ich do sali, gdzie będę mogła zająć się poszkodowanym. Oceniłam szybko jego rany. Z pozoru niegroźne, ale doskonale wiedziałam, że trucizna jest śmiertelna, więc należy działać.
- Nic mu nie będzie… - mówiłam, nie odrywając wzroku od wilka. - Minie jeszcze trochę czasu, zanim dojdzie do siebie, więc zostanie tutaj na jakiś czas.
Wadery na znak zgody kiwnęły głowami. Pożegnałam je i natychmiast zajęłam się wilkiem.
•••
Basior został u mnie w jaskini na obserwację na kilka godzin. Musiałam upewnić się, że toksyna nie wchłonęła się oraz czy leki prawidłowo działają. Kiedy wychodziłam, odprowadziłam go do swojego domu. Przynajmniej tyle. Teraz szłam poszukać dowódcy jego oddziału, aby przekazać mu kilka informacji. Dowiedziałam się, że powinni być gdzieś w pobliżu Gondolin. Nie miałam daleko. Przynajmniej tyle szczęścia…
Ruszałam szybko, aby mieć to z głowy. Drzewa nie rosły gęsto, ale niektóre miały dosyć grube pnie, tak aby ukryć niewielkiego smoka. Słońce powoli chyliło się ku horyzontowi. Muszę się pospieszyć. Nie mam ochoty wracać nocą.
Poza tym nie wiem dlaczego, ale wzięłam ze sobą apteczkę oraz kilka innych medycznych przyrządów. Moje przeczucie często staje się rzeczywistością.
I dlatego wolę się przygotować na pewną ewentualność…
Szłam powolnym krokiem, choć chętnie przyspieszyłabym tępo. Uważnie obserwowałam otoczenie w poszukiwaniu wroga. Musiałam być czujna, a biegnąc, dałabym sygnał, że znalazłam wroga, więc mnie zaatakuje. A wolę tego uniknąć… Tak więc udawałam, że jestem tylko zwyczajną wilczycą, niewarta uwagi, która po prostu przechodzi przez tę okolicę. Rozglądałam się dyskretnie, w poszukiwaniu potencjalnych zagrożeń.
Niespodziewanie usłyszałam jakiś ryk. Natychmiast ruszyłam w tamtym kierunku. Wzniosłam się na niewielką wysokość, żeby stwierdzić, skąd pochodził dźwięk. Zauważyłam jakiś dziwny, czerwony błysk kawałek stąd. Dostrzegłam też parę skrzydłem unoszących stwora nad ziemią.
O nie…
Zmusiłam skrzydła do większego wysiłku. Już niedaleko. Wtedy usłyszałam krzyk pełen bólu. Muszę się pospieszyć… Z daleka widziałam gada, ale teraz upewniam się, że to smok ognia. Młody osobnik, wielkości dużego basiora. Mimo wieku jest już śmiertelnie niebezpieczny. Udało mi się stworzyć bańkę wody mniej więcej mojej wielkości. Przekształciłam ją w coś rodzaju tarczy. Nałożyłam ją nad wilczycą o jaskrawych końcówkach uszu. Zaraz… Czy to nie Will? Zaraz to sprawdzę, jednak na razie muszę zająć się smokiem. Ten nie chciał zostawić swojej niedoszłej ofiary i próbował zaatakować mnie również, ale kiedy zrozumiał z kim ma do czynienia, odleciał. Nie czekając dłużej, wylądowałam obok wilczycy. Mówiłam do niej, ale ona już straciła przytomność. Muszę się spieszyć. Usłyszałam kolejne głosy. Obejrzałam się. Rainbow wraz z innymi wilkami biegła w naszą stronę. Spojrzała w niebo, a potem na mnie.
- Co tu się stało? - zapytała wilczyca.
- Nie wiem - odpowiedziałam szczerze. - Widziałam tylko jak smok ją zaatakował - Wyciągnęłam bandaże i opatrunki jałowe. Obejrzałam rany. Nie wyglądało to dobrze... Nie będę kłamać - smok praktycznie wyłupał jej oczy. Jest bardzo źle. Nie wiem, czy dam radę cokolwiek zrobić… Mam nadzieję, że przynajmniej uratuje jej życie.
•••
Zajęłam się Will osobiście, choć Kiara wpadała do mnie, aby mi pomóc. Obrażenia były zbyt poważne… Wilczyca przeżyła, ale nie byłam w stanie pomóc jej oczom. Tkanka obumierała, nie dopływa krew ani impulsy nerwowe. Jej oczy były po prostu martwe. Musiałam je usunąć.
Mam nadzieję, że Will to zrozumie…
Zmieniałam jej opatrunki. Najpierw zdjęłam nieco zabrudzony bandaż, a następnie opatrunki jałowe przesądzone krwią. Spojrzałam w puste oczodoły. Kiedyś była tam para różnokolorowych oczu, jak u młodego a teraz… ziała tam tylko pustka. Rany dobrze się goiły, co mnie cieszyło. Zabieg był dosyć trudny, a pacjent stracił sporej ilości krwi. Niemniej jednak wszystko przebiegło dosyć gładko. Wadera spała teraz, na specjalnie przygotowanym do tego posłaniu. Jakiś czas temu postanowiłam dać coś takiego, aby mieć rannego na oku. Cóż, przydaje się.
Uczyłam młodego kilka prostych formuł; zauważyłam, że młody ma predyspozycje na stanowisko czarnego maga. Umie panować nad cieniem oraz umysłem. Poza tym jest mądry i na pewno dostrzeże granicę między dobrem a złem. Dodajmy, że mały jest żądny wiedzy. Czemu ten czas musi lecieć tak szybko…? Kątem oka zauważyłam jakiś ruch. Wilczyca powoli budziła się. Powiedziałam, aby młody został w salonie i ćwiczył zaklęcia. Szczeniak usłuchał i z nosem w książce czytał formuły. Ja zaś podeszłam do wilczycy. Usłyszałam też głos Kiary i okrzyk zaskoczenia malca. Po chwili zaśmiali się oboje, a druga uzdrowicielka podeszła do mnie. Wymieniliśmy kilka zdań ze sobą. Potem powiedziałam Will, że jest bezpieczna. Przez ten czas nerwowo rozglądała się, ale po chwili doszło do niej, dlaczego niczego nie widzi… Przyłożyła uszy do siebie i położyła głowę na ziemi. Poprosiliśmy ją, aby na chwilę podniosła się, o ile ma siły. Wadera bez słowa wykonała polecenie. Szybko zdjęliśmy opatrunki i obejrzałyśmy rany. Goiły się doskonale, choć ciągle uważałam, że należy trzymać je pod bandażem. Założyłam kolejny, świeży kompres. Oddaliłam się z drugim medykiem na stronę. Dyskutowaliśmy na temat jej przyszłości. Nie wiem, czy będzie w stanie walczyć, czy sama będzie potrzebowała ochrony, ale jedno jest pewne- wataha jej nie porzuci. Porozmawiałam również na temat wojny i planów działania. Potem doprowadziłam Kiarę do wyjścia i spytałam Ayoko, jak idzie mu nauka. Zna już treść kilku zaklęć, ale na praktyki przyjdzie czas. Zajrzałam do pacjentki. Nie trzymała się za dobrze. Utrata wzroku bardzo ją dobiła…
- To już koniec… - wyszeptała do siebie. Bardzo mnie to zmartwiło. Nie wiem, czy powinnam zabierać głos w tej sprawie. Nie lubię mieszać się w sprawy innych. Wolę zachować bezpieczny dystans. Odłożyłam narzędzia chirurgiczne na stół, aby dokładnie je przemyć, by były gotowe do kolejnego zabiegu. Metal zazgrzytał o metal. Nie cierpię tego dźwięku…
- Ktoś tu jest? - zapytała wilczyca. Uszy obracały się w różnym kierunku, próbować namierzyć dźwięk.
- Ja jestem - odpowiedziałam. Wadera zwróciła głowę w stronę mojej postaci.
- Jak się nazywasz?
- Antilia. To ja cię znalazłam - wyjaśniłam. Przez chwilę Will nad czymś myślała.
- Antilia… To do ciebie przyszłam z tym basiorem… - mówiła.
Przytaknęłam. Dodałam także, że ma się dobrze. Wróciłam do czyszczenia narzędzi. Wilczyca milczała, jednak nie długo. Po chwili usłyszałam cichy szloch. Nie mogła płakać, ponieważ częściowo usunęłam kanaliki łzowe. To dodatkowo ją dobiło. Łkała, mówiąc, że jest już niczym i nie ma już przyszłości. Przerwałam swoją pracę i podeszłam do niej. Usiadłam przed nią i zaczęłam mówić.
- To, że straciłaś wzrok, nie oznacza od razu, że do niczego się już nie nadajesz. Widziałam już w swoim życiu wiele, mimo że odebrano mi cząstkę mnie. Spotykałam wilki ślepe i głuche, ale o wiele mądrzejsze od innych. Mimo że stracili coś, nadal potrafili walczyć- o swoje życie i życie innych. Widziałam ich w akcji. Potrafili powalić nawet dorosłe i duże smoki. Tylko dlatego, że się nie poddali i ciężko pracowali, aby umieć przetrwać w tamtych czasach… - wstałam. Już chciałam iść do młodego, aby sprawdzić, jak mu idzie, kiedy Will mnie zawołała.
- Poczekaj… - mówiła cicho. - Powiedz mi… Jak… ja z tym wyglądam?
- Na razie masz bandaże, aby wszystko się zagoiło - odparłam szczerze.
- Wiesz, co mam na myśli… - powiedziała dosyć jasno. Westchnęłam. Ciężko było mi to opisać. Chyba… że jej pokaże…
Znałam pewien urok, który pozwala zobaczyć świat oczami innego wilka. Tyle w teorii. W praktyce jeszcze tego nie próbowałam, ale warto spróbować. Podeszłam do wadery i zdjęłam jej bandaże. Ta była nieco zaskoczona, ale nie protestowała. Ja usiadłam naprzeciw niej i zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie cienką noc, która łączy nasze umysły. Znalazłam ją i chwyciłam. Poczułam, jak nasze umysły łączą się. Użyłam teraz zaklęcia mentalnej ochrony dla nas obu oraz czar Dwuokiego Wilka; dzięki niemu Will będzie widziała świat, tyle że z mojej perspektywy. Wizja zaczęła słabnąć, ale czułam, że zaklęcie powiodło się. Powoli otworzyłam oczy. Czułam obecność wilczycy w swojej głowie oraz jej zaskoczenie. Kiedy wadera zobaczyła siebie, czuła mieszane uczucia. Przerażenie na widok swojej postaci, żal i gniew do smoka, który to zrobił… Zauważyłam również delikatną chęć zemsty na swoim oprawcy.
Postanowiłam przerwać więź. Will wróciła do swojego ciała, a ja zamknęłam swój umysł. Will myślała nad czymś chwilę, po czym zapytała:
- Jak… Jak to zrobiłaś?
Ja masowałam swoje czoło. Czułam tępy ból w tamtych okolicach. To normalne po tego typu sztuczkach.
- Kilka zaklęć i chęć pomocy… - odparłam. - Nie ważne, jak wyglądasz, co zrobiłaś czy straciłaś… Pytanie brzmi: czy chcesz udowodnić innym, że mimo utraty wzroku, jesteś silniejsza i masz wolę walki? - zapytałam, patrząc w jej oczodoły.

Will?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template