21 lutego 2018

Od Ingreed cd. Harbingera

Wpatrywałam się tępo w sufit. Moje drętwe ciało nie za bardzo chciało mnie słuchać, ale dawałam z siebie wszystko. Kaszlałam krwią, kręciło mi się w głowie i chyba powoli traciłam wzrok, ale badania wskazywały na to, że zdrowieję. Może to tylko moje urojenie? Może wszystko jest w porządku, a ja popadam w obłęd?
A może zwyczajnie umieram?
Mój świat powoli się walił. Ktoś wyciągnął jedną cegiełkę, a teraz cały mur, który mnie podtrzymywał, burzy się, pozostawiając po sobie tylko kurz, który zapycha mi płuca i utrudnia oddychanie. Niknęłam powoli w swojej ciemności, światło, które gdzieś tam zawsze świeciło, teraz powoli gasło.
Fizycznie jesteś sprawna - usłyszałam kiedyś od medyka. Czy to znaczy, że powoli wariuję?
Wzięłam głęboki wdech i wyprostowałam się odruchowo. Kroki. Harbinger wszedł do pomieszczenia i spojrzał na mnie. Już się uśmiechałam, już udawałam, że wszystko jest w porządku.
- Jak się czujesz?
- Dobrze.
W jego oczach czaił się smutek, ale on też starał się to ukryć.
- Boli cię coś?
- Nie.
Tak umrę? Udając, że wszystko jest w porządku?
- Wzięłaś lekarstwa?
- Tak.
Tym razem byłam szczera. Wzięłam, może nawet za dużo o jedną garść, może nawet nie te, które powinnam. Już ich nie rozróżniałam, kolory zlewały się w jedno, kiedy patrzyłam na sterty barwnych tabletek.
- Ingreed - głos mu drżał - kocham cię.
Przymknęłam oczy.
Nie rób tego, proszę. Nie każ mi się żegnać.
- Wyciągnę cię z tego - zacisnął zęby.
Cierpiał, pewnie bardziej niż ja. Też popadał w obłęd, kiedy jego druga połówka najpierw pękła, a potem rozkruszała się na jego oczach. Oddychał nierówno, kiwał się na boki, kiedy podchodził. Nie chciałam tego. Nie chciałam żyć, nie chciałam umierać, nie chciałam tkwić tak, jak teraz, na pograniczu. Po prostu nie miałam sił walczyć, ale śmierć wydawała się jeszcze gorsza.
Z dnia na dzień coraz bardziej się jednak do niej przekonywałam. Już nie była taka zła jak kiedyś. Po czasie stała się czymś przyjemnym, jakimś ukojeniem.
Najgorsze jest to, że cierpią inni. Staczam się na dno i ciągnę za sobą Harbingera. Wszystko przez ciążę, przez szczeniaki, przez wojnę, przez świat. To nie moja wina. A może jednak?
Otworzyłam oczy. Wciąż się uśmiechałam. Chwyciłam Harbingera za łapę i wtuliłam pysk w futro na jego szyi. Kiedy odsunął się, zauważyłam, że ubrudziłam go krwią.
- Przyniesiesz mi kwiaty? - zapytałam.
Zgodził się bez zawahania. Nie wiedział po co, ale chciał to zrobić, żeby było mi lżej. A może po prostu chciał stąd wyjść.
Kiedy zostałam sama, łzy pociekły po moich policzkach. Dobrze, że się zgodził, dłużej bym nie wytrzymała. Popłakałam się jak szczeniak, któremu zabrano zabawkę.
Tyle, że mi zabrano szczęście, a ja nie potrafiłam go odzyskać, bo nie wiedziałam, dlaczego tak nagle zostałam go pozbawiona.

Harbingerze?

Jest smutno, bo In umiera. Jest trochę chaotycznie, bo sama nie potrafi się zrozumieć. Depresja ciągnie ją na dno, a ona ma słabą psychikę i nie umie jej zwalczyć. 
Poniżej piosenka, której słuchałam przy pisaniu. Nieważne z czego, po prostu tekst idealnie opisuje to, co stało się z Ingreed. <tłumaczenie tekstu>


Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template