18 lutego 2018

Od Toxikity cd. Antilii

– Potrzebujemy waszej pomocy… – powiedziała wadera, a Antilia niemal od razu zerwała się na cztery łapy.
Ja natomiast zaczęłam odczuwać lekki zawód w stosunku do śniadej wilczycy. Czego ona tak właściwie spodziewała się, puszczając małego razem ze mną? To było oczywiste, że coś na pewno się wydarzy, ale to nie to najbardziej mnie zdenerwowało. Mianowicie to, że z buciorami wchodziła w moje życie, chcąc w nie na chama ingerować. Nie potrzebowałam kolejnej osoby do pomocy, a wręcz przeciwnie — do Alpina miałam o wiele większe zaufanie, ponadto on nie wdarł się bezczelnie w moje wspomnienia. Byłam nie lada wnerwiona. Jakim prawem Antilia pozwoliła sobie mnie pomagać? Czy zapytała się o moje zdanie? Nie, nie zrobiła tego. W dodatku nie miałam najmniejszej ochoty przyjmować od niej pomocy, której nie chciałam. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Antilię gniewnie, kiedy Neytiri się oddaliła. Ta, widząc mój karcący wzrok z wyrzutem, zerknęła na mnie niezrozumiale.
– Co? – Przekrzywiła pysk, a ja zazgrzytałam zębami.
– Co? Pytasz się, co? A to, że wchodzisz mi w życie z brudnymi buciorami! – warknęłam nieco głośniej, przez co Mały zainteresował się naszą rozmową.
– Ech, przepraszam? Wypraszam sobie! – oburzyła się, unosząc z wyższością głowę. – Ja ci tylko chcę pomóc!
– Ayoko, mamusia musi porozmawiać z panią Toxikitą... Idź się pobawić do swojego pokoju. – zwróciła się do Małego, a on posłusznie przeniósł się do swojego zakątka.
– Jesteś tak natrętna, czy to po prostu twoja pewność siebie nie daje ci przystopować? Nie potrafisz się powstrzymać, więc wszędzie wpychasz nos? Takim dla ciebie problemem jest trzymanie języka za zębami? Myślisz, że kiedy łaskawie zaproponujesz pomoc, ja ją przyjmę ze skruchą, przepraszając cię za moje wcześniejsze zachowanie? Phi, marzenie godne głupa!
Podczas wymawiania tych wszystkich słów, wylewając całą swoją złość i to, co leżało mi od dłuższego czasu na myśli, poczułam lekką ulgę. Widząc minę Antilii, zachciało mi się śmiać, co wilczyca zapewne wzięłaby za perfidny czyn, jednak według mnie, słuszny. Miałam dość jej łaskawości, a szczególnie w sprawie mojej przeszłości. Nienawidziłam o niej rozmawiać, a ta wadera dobrze wiedziała, że ta sprawa jest dla mnie trudna, a ona postanowiła się tym zająć, jakby była dla mnie wielką przyjaciółką, której mogłabym zacząć spowiadać się z całego dnia. Już Nathing ufałam bardziej niż jej! Wystarczyło mi to, że pewien wilk zdecydował się mi pomóc, z czego na początku nie byłam zadowolona, ale po wielu rozmowach z nim byłam przekonana, że mogę czuć się „bezpiecznie”. Alpin nie jest typem osoby, do której można mieć podejrzenia, w związku z czym mogę uznać go za swojego przyjaciela. O tej sprawie nie mogłabym powiedzieć niczego więcej, prócz tego, że mu ufam. I nie mogę powiedzieć tego samego o Antilii. Zdecydowanie posuwała się za daleko. Patrzyła na mnie zdezorientowana, ale za chwilę jej pysk pokrył rumieniec.
– Nie rozumiem cię, Toxikito! Pragnę, chcę ci pomóc, a ty jesteś uparta jak osioł! – zezłościła się i machnęła gniewnie ogonem.
– Och, najmocniej przepraszam, ale wiesz? Nie przypominam sobie, abym prosiła cię o pomóc, więc z łaski swojej wypchnij swój nochal z nieswoich spraw i zajmij się sobą! -–Poczułam napływ toksyn w pysku, lecz w porę, kiedy miałam wypowiedzieć ciąg wyzwisk w stronę Antilii, wadera w dalszym ciągu stojąca na zewnątrz odchrząknęła, czym zwróciła na siebie naszą uwagę.
– Przepraszam, ale naprawdę musimy się pospieszyć.. – wybełkotała i odeszła, chwilowo zatrzymując się w połowie drogi i zerkając na nas.
– Jasne, idziemy... – warknęłam i poszłam przodem, zostawiając śniadą waderę w tyle. Niedługo potem dołączyła do nas z uniesioną głową w górze, dorównując krokiem Neytiri.
– Opisz, co dokładnie się stało, a ja postaram znaleźć jakiś sposób, aby temu zapobiec. – powiedziała, kompletnie zapominając o mojej osobie.
– Dwa Ledeny zaatakowały Sally i gromadkę szczeniąt, a wy jesteście jedynymi wilkami, które są najbliżej epicentrum. Dlatego błagam, musimy się pospieszyć! Zapewne kilka wilków się tam zebrało, ale nie wiem, czy dadzą sobie radę. Każda para łap się przyda! – powiedziała na jednym tchu, z każdym słowem przyspieszając tempa.
Ze spokojnego spaceru przeskoczyłyśmy na bieg, który ukończył się w Gondolinie. Na łysym polu otoczonym z jednej strony gąszczem, po drugiej zaś wodospadami i przepaścią, znajdowały się Ledeny i wilczyca ze szczeniętami. Smoki stały po stronie dżungli, przez co opiekunka i jej podopieczni nie mieli szansy na ucieczkę. Jeden ze smoków zajmował się kilkoma wilkami któregoś z oddziałów, natomiast drugi napawał się strachem ofiar, ziejąc lodem naokoło nich.
– Szybko!
Nie byłam przyzwyczajona do tego typu akcji, dlatego postanowiłam zdać się na instynkt i adrenalinę pulsującą w moich żyłach. Antilia puściła się pędem w stronę zaatakowanych, a Neytiri pobiegła w jej ślady. Ja przyłączyłam się do walczącego oddziału. Dzięki zwinności sprawnie omijałam ciosy smoka, a swoje toksyczne opary skierowałam w stronę jego głowy. Po kilku minutach organizm Ledena drastycznie uległ osłabieniu, dzięki czemu my — wilki, mogliśmy powalić go na grzbiet. Pnącza jednej z wader ziemi oplotły jego lodowate cielsko, a wilki ognia spaliły go żywcem. Kiedy odwróciłam głowę w stronę drugiej gadziny, zauważyłam, że szczeniaki prawie stąpały po krawędzi klifu. Jednak Antilia utworzyła potężną ścianę lodową tuż przy urwisku, która skutecznie zagrodziła spadek. Niedługo potem część oddziału wyprowadziła szczenięta wraz z wilczycą w głąb puszczy, zapewne do lekarzy na kontrolę, a druga część rozprawiła się ze smoczydłem. Jedni wyszli z tego bez szwanku, drugim nie było weselej, lecz koniec końców, cała akcja przeszła po naszej myśli. Spojrzałam na wciąż rozgniewaną naszą, mającą kilka minut przedtem rozmową, waderę, która w tym samym momencie spojrzała na mnie.

Antilio?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template