- Zaspałam! - wykrzyknęłam i zerwałam się na równe nogi.
Od kilku miesięcy podróżowałam w głąb kontynentu, jakaś niewyobrażalna siła wciąż mnie ciągnęła w tamto właśnie miejsce, przez dłuższy czas się opierałam, jednak w końcu postanowiłam nie sprzeciwiać się dłużej instynktowi. Poprzedniego wieczoru zawędrowałam na tereny, które emanowały niezwykle dziwną energią, w pobliżu wyczuwałam wiele nieznanych stworzeń, co tylko spotęgowało moje obawy. Postanowiłam poruszać się tylko pod osłoną nocy, ale teraz gdy dotarłam w najmroczniejszy zakątek nastał dzień. Nie miałam pojęcia jak się zachować. Dobrze mi dotąd znana tajga przeistoczyła się w egzotyczną puszczę, pełną obcych gatunków i zewsząd spoglądających na mnie oczu, które niezwykle mnie osaczały. Wszystko to sprawiło, że zupełnie straciłam orientację w terenie, dotychczas spokojna i opanowana spanikowałam. Nagle usłyszałam czyjeś donośne kroki, tego było już za wiele! Przerażona puściłam się pędem w gęste zarośla, przedzierałam się przez roślinność od dłuższego czasu, jednak była tak gęsta, że praktycznie nie posuwałam się naprzód. Nagle zorientowałam się, że moja tylna łapa uwięzła w ciernistym krzewie. Kiedy szarpnęłam, aby ją wyswobodzić kolce wbiły się mocniej, a po łapie pociekła mi stróżka krwi. Postanowiłam przegryźć roślinę, przez co pokaleczyłam sobie wargi, jednak osiągnęłam zamierzony skutek i mogłam kontynuować moją ucieczkę. Niestety nie trwała ona zbyt długo, w jednym momencie straciłam grunt pod stopami i w ułamku sekundy wylądowałam po uszy w kleistej substancji. Oszołomiona w pierwszym odruchu zaczęłam się szamotać, jednak bagno postanowiło wciągnąć mnie głębiej. W tym właśnie momencie przypomniałam sobie, że dysponuję przecież niemałymi zdolnościami magicznymi, ale co tam! Panika i brak tlenu zrobiły swoje i mimo usilnych prób nie byłam w stanie niczego osiągnąć. Pozostało mi czekać w spokoju na cud. Powoli zaczynałam tracić przytomność, jednak przez chwilę wydało mi się, że nade mną usłyszałam ciche kroki. Nagle poczułam zaciskające się zęby na moim karku. Ktoś mnie ocalił…
Ktoś?