Poczułem na nosie kroplę deszczu. Spojrzałem w niebo. Chmury zasłoniły całkiem słońce, sprowadzając na ziemię ciemność. Odgłosy walki słyszałem jakby przez mgłę. Skupiłem się teraz na odgłosach biegu. Osiem nóg tupało o ziemię, pędząc w naszą stronę. Dwa smoki ognia, spłoszone deszczem pędziły przed siebie. Swoim, co prawda lekko przyduszonym, ale jednak ogniem, przepędziły ladena. Same po chwili zniknęły, wzbijając się w powietrze.
Zauważyłem leżącą na ziemi Nathing. Podbiegłem do niej i podałem łapę, by pomóc jej wstać. Nie przewidziałem faktu, że przeniknę przez nią, gdy będzie próbowała mnie złapać.
~*~ jakiś czas później ~*~
Sklep był pusty. Właściwie za bardzo mnie to nie dziwiło. Nikt nie zamierzał tracić czasu na siedzenie za ladą. Na półkach wśród wielu innych rzeczy dojrzałem fiolkę nieśmiertelności. Schowałem ją do torby. Otworzyłem kasę i odłożyłem do niej 900 L. Z pewnością we względu na trwającą wojnę, nikt nawet nie zauważyłby braku jednego przedmiotu. Gdybym jednak zabrał ją bez zapłaty, do końca swojego istnienia nie mógłbym sobie tego wybaczyć. Machnąłem kilka razy skrzydłami i tworząc dziwne slalomy poleciałem w stronę gór menegroth. Tak jak przewidywałem, zastałem tam jedynie Ariene. Segregowała papiery dotyczące przebiegu walk.
- Zamęczysz się tym. - powiedziałem podchodząc do niej.
Spojrzała na mnie lekko zdenerwowanym wzrokiem.
- Łatwo ci powiedzieć. Ty nie zginiesz. - mruknęła, wracając do sterty kartek.
- Ja właśnie w tej sprawie. Nie jestem w stanie zginąć. Nie płynie we mnie krew, nawet nie oddycham... Ale sam w to nie wejdę.
Wyjąłem z torby fiolkę z zielonym płynem i podałem waderze.
- Proponujesz mi nieśmiertelność? - uniosła jedną brew.
- Prędzej czy później zostałbym sam. (no bo Aiden jeszcze nie wie że Nathing jest nieśmiertelna) Nikt by tego nie chciał, myślę, że ty też.
Odwróciłem się w stronę wyjścia, mają w zamiarze wrócić już do siebie.
- Aiden. - zatrzymał mnie głos Ariene - Jak ci idzie panowanie nad swoją materialnością? Wydaje mi się, że już lepiej, prawda?
Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się lekko. Przytaknąłem głową po czym wyszedłem.
~*~ nwm ile później ~*~
po prostu później
Zszedłem z krzesła, słysząc, że ktoś wchodzi do biblioteki. Nie podobał mi się fakt, iż stacjonuje tu jeden z oddziałów. Wiecznie ktoś kręcił się od drzwi do drzwi, przez co naturalna cisza tego miejsca była przerywana praktycznie przez cały czas. Tym razem nie był to jednak nikt z oddziału IV. Kroki tej osoby były cichsze, delikatniejsze... Nathing.
- Jest tu może coś o smokach? Pomyślałam że...
Skinąłem lekko głową, przez co wadera urwała zdanie. Razem zniknęliśmy między regałami.
- To ta. - sięgnąłem z półki dość grubą księgę w bordowej okładce.
- Kontrolujesz już swoją materialność? - zapytała, biorąc zbiór stron w łapy - Bo widzę, że lepiej ci już idzie.
- Mhm. A wiesz, co to znaczy?
Zaprzeczyła, kiwając głową na boki. Zbliżyłem się do niej lekko.
- Że w końcu mogę zrobić to... - powiedziałem stłumionym szeptem, po czym pocałowałem ją lekko.
Nathing? Em... niespodzianka?