Panował pozorny spokój. Wolałbym słyszeć czyjś głos, ale akurat w tej chwili znaczyłby on, że ktoś zauważył moją dezercję, więc może lepiej obędzie się bez innych stworzeń. Zaraz... innych stworzeń? Gdzieś niedaleko jakby mignęło mi coś jasnego. Po chwili odgłosy przedzierania się przez puszczę upewniły mnie, że nie jestem sam. Jednak istota nie wydawała się mnie gonić, wręcz przeciwnie; ona uciekała przede mną. Zaintrygowany ruszyłem za nią. Nie spieszyło mi się. Jeśli będzie mi dane odkryć kto jest tajemniczym towarzyszem, to i tak go dogonię, jeśli nie, to nie.
Śledziłem go bardziej przy pomocy słuchu niż wzroku, bo na twardej ziemi nie zostawały śladów. Na niektórych etapach wędrówkę utrudniała wybujała roślinność lub jeszcze inne typowo leśne przeszkody; z pewnym opóźnieniem dotarłem więc na miękkszą, wilgotną glebę, gdzie w końcu zauważalne były odciski mniejszych nieco od moich, wilczych łap. Ziemia była mokra i śliska, po czym domyśliłem się, że grunt był tutaj wyjątkowo zdradliwy. Ślady wskazywały jednak na to, że mój towarzysz nie orientował się tak dobrze w otoczeniu.
Szybko odnalazłem miejsce, w którym obcy osobnik zapadł się w mule. Mogłem dostrzec jeszcze szczątki zabrudzongo futra i wydobywające się na powierzchnię malutkie bąbelki powietrza. Bez chwili namysłu zanurzyłem kły w miejsce, gdzie powinien znajdować się kark wilka i wyciągnąłem jego ciało na powierzchnię. Był cały pokryty błotem. Poza tym dało się jeszcze zauważyć drobną, typowo waderzą figurę i pysk o ładnych, szlachetnych rysach. Wilczyca gwałtownie zaczął łapać powietrze i prychać, równocześnie uniósł się do pozycji leżącej. Otworzyła swoje jasne ślepia o niezwykłej głębi.
- Poczekaj, powinnaś usiąść - zwróciłem się do niej i pomogłem waderze odpowiednio się ułożyć. Posłusznie zrobiła to, co mówiłem. W tej pozycji zaczęła dochodzić do siebie. Wstała i zrobiła parę nieznacznych ruchów, jakby sprawdzając, czy wszystko z nią w porządku.
- Dziękuję za ratunek - odezwała się w pewnym momencie, unosząc delikatnie łeb - Gdyby nie ty, zapewne zostałabym tutaj na wieki.
- Nie ma za co - odparłem. Spodobało mi się w jaki sposób opisała swoją niedoszłą śmierć. Miała też intrygujące, subtelny sposób poruszania się. - Nie widziałem Cię dotąd na naszych terenach.
- Waszych terenach? - spłoszyła się lekko - Nie chciałam nikomu przeszkadzać, nie jestem z tych okolic...
- Nie no, spokojnie. Naxet jestem.
- Alvarian.
- Obowiązek każe mi spytać, co robisz na terenach watahy etc., czy może chcesz porozmawiać z alfą i dołączyć do naszego skromnego grona.
Zastanowiła się.
- Chyba najlepiej będzie, jak porozmawiam z alfą - w jej ustach to zdanie zabrzmiało niezwykle wdzięcznie.
- Zanim jednak staniesz przed miłościwie panującą nam Kes mądrze byłoby przedtem oczyścić sobie nieco futro.
- Rzeczywiście - zaśmiała się lekko.
- Mogę zaprowadzić Cię nad rzekę. Tylko uważaj - stawiaj łapy dokładnie tam gdzie ja, dookoła jest dość grząsko.
Wadera zgodziła się i ruszyliśmy w kierunku rzeki Valar.
- Powiedziałbyś mi coś więcej na temat tutejszego przywódcy? Kes, tak?
- Właściwie to Kesame. Jest alfą właściwie od dość niedawna. Teraz jest strasznie zabiegana, w związku z tą wojną.
- Wojną?
- Tak, trwa wojna ze smokami. Nie spodkałaś żadnego dotąd? - obróciłem się w stronę wadery. Wydawała się być dość mocno zaskoczona. - W każdym razie teraz już wiesz.
Alvarian? Żeby było jasne, nie przeszłam kursu pierwszej pomocy dla osób, które wyciągnie się z bagna cx