Moje oczy badały z zafascynowaniem każdy, najmniejszy szczególik. Plamę na ścianie, kłębek kurzu, zardzewiały świecznik. Moje obserwacje przerwał cichy skrzyp spróchniałych desek. Odwróciłem się w milczeniu, chcąc znaleźć źródło dźwięku.
- Spokojnie profesorze Fried, to ja, Carfid - odwróciłem się z uśmiechem, a moje oczy przymrużyły się. Przede mną stał wysoki, elegancko ubrany profesor, albo raczej jego duch. Zawsze zaskakiwał mnie swoją elokwencją. Na nosie idealnie czyste okulary, przyozdobione złotym łańcuszkiem opadającym na plecy. Siwe włosy i broda ułożone w idealną fryzurę. W ustach dawno już wypalone cygaro, a prawej ręce dębowa laska.
- Carfid... - uśmiechnął się, przygryzając zębami koniuszek cygara. Wyciągnął rękę w moją stronę i objął moją łapę.
- Nie jesteś tutaj sam, wiesz o tym? - mruknął, poprawiając okulary na swoim nosie.
- Tak, przyszła ze mną. Chciałem jej pokazać magię tego miejsca - westchnąłem, zamykając oczy. Zaraz. Gdzie jest Tera?! Aż boję się co mogła zrobić.
- Chwila, chyba ją zgubiłem... - szybko otworzyłem oczy i nerwowo zacząłem kręcić głową. Profesor patrzył na moje zakłopotanie z uśmiechem, aż w końcu szturchnął mnie laską.
- Wiesz, ta twoja panienka właśnie siedzi na najwyższym regale - zaśmiał się donośnie, a z jego ust buchnął dym cygara. Popatrzyłem na niego złośliwie i ruszyłem z powrotem do biblioteki.
- Carfid, chyba Cię nie uraziłem - mruknął, podlatując do mnie.
- To nie jest moja panienka - warknąłem, piorunując go wzrokiem. Żadna panienka. Wiedziałem, że tak będzie, kiedy kogoś przyprowadzę. Mogłem się tego spodziewać.
- Jednak jest jedyną, którą tu przyprowadziłeś... - posłał mi delikatny uśmiech, poprawił muszkę na szyi i skierował swój wzrok na wprost. Przemilczałem to. Nie będę się z nim wdawał w zbędne rozmowy, bo i tak wie więcej niż ja.
- Łapy Cię bolały? - krzyknąłem ze śmiechem, siadając pod regałem, na którego czubku siedziała spanikowana Tera.
- Nudziłam się to wlazłam - zaśmiała się cicho, lecz jej oczy nadal spoglądały w przerażeniu na półki.
- Profesorze, ściągnie ją Pan? - poprosiłem, obracając głowę w stronę Frieda.
Ten tylko skinął głową. Wzbił się w powietrze, oplótł waderę swoim cienistym ciałem i postawił na ziemi.
- Ja....jak?! - odskoczyła od profesora, a jej oczy obserwowały go ciekawie. Profesor zaśmiał się głośnio i ruszył w stronę sali balowej.
- Chodź - szepnąłem do ucha Tery. Wolnym krokiem ruszyłem za duchem, wiedziałem, że ciągnie mnie do pianina, by sprawdzić moje umiejętności.
Tera?