22 lutego 2018

Od Ingreed cd. Harbingera

Nazywam się Ingreed. Urodziłam się w Watasze Smoczego Ostrza i tu też się wychowałam. Mam piątkę rodzeństwa, męża i trójkę szczeniąt. Żyję od 13 lat i w wieku 13 lat umrę. 

Wpatrywałam się w swoje odbicie. Jestem nieśmiertelna, a umrę teraz. Obiecałam Harbingerowi wieczność i go zawiodłam. 
Po przeczytaniu listu czułam się dziwnie pusta, więc przez chwilę po prostu stałam w bezruchu i oddychałam. To takie dziwne uczucie - oddychać. Na co dzień tego nie zauważamy, a teraz stałam i skupiałam się tylko na tym; zatracałam się w wypełnianiu swoich płuc powietrzem. 
Uśmiechnęłam się, choć z oczu kapały mi łzy. Z chęcią dam mu w pysk. 

- Nie chcę tak umierać.
Rzuciłam się na niego, woda pochłonęła naszą dwójkę i naciskała na nas. Przez chwilę zatraciliśmy się w sobie i w tej zimnej wodzie. Kiedy wynurzyliśmy się, znów mogłam oddychać i to napełniło mnie jakimś niezrozumiałym szczęściem. 
Wyszłam na brzeg i otrzepałam się z kropelek, które przylegały do mojego futra. Zakręciło mi się w głowie i zatoczyłam się, jednak znalazłam oparcie w Harbingerze. Odsunęłam się i wpatrywałam w jego zielone oczy, po czym wzięłam lekki zamach i uderzyłam go. Mógł tego uniknąć, ale po prostu stał i oddychał. 
Spojrzał na mnie z góry i chyba się uśmiechnął. 

To takie dziwne uczucie - umierać. Myślałam, że się podniosłam, że dam radę. W ciemności zapaliło się nikłe światełko, malutki płomyczek, który dawał jakąkolwiek nadzieję. Z czasem jednak coraz bardziej opadałam na dno i wiedziałam, że nie będę w stanie odbić się drugi raz. Teraz przynajmniej uśmiechałam się szczerze. Żałowałam tylko, że nie jestem w stanie poznać swoich szczeniąt. Żałowałam, że nie będę widzieć, jak dorastają.
Żałuję, że nie potrafię się pożegnać. 
Harbinger coś we mnie zmienił. Zawsze coś we mnie zmieniał. Wszystko, co robił, miało na mnie wpływ. Już nie leżałam w szpitalu i nie patrzyłam tępo w sufit, tylko spacerowałam. Pochłaniałam całą sobą kwiaty, niebo, chmury, ziemię. Bardziej doceniłam wszystko, nawet wojnę. Nie musiałam brać w tym udziału, byłam zwolniona. Kesame rozumiała i po prostu dała mi cieszyć się oddychaniem. Kesame w ogóle rozumiała dużo. Harbinger na pewno jej powiedział. 
Kochałam swoje szczeniaki, ale nie potrafiłam spoglądać w ich nieświadome oczy. Nie potrafiłam też odwracać wzroku. Obserwowałam je, kiedy spały, zwinięte w kłębek. Wtedy było łatwiej, bo nie zadawały pytań. 
Harbinger powoli się z tym godził. Spacerował obok mnie i oddychał. 

To takie dziwne uczucie - żyć. Zdałam sobie z tego sprawę kiedy wybudziłam się ze snu i po prostu wiedziałam, że to za chwilę. Mogłabym coś z tym zrobić, ale po prostu oddychałam. Tak, jak przez cały ten czas. Napawałam się tym, bo wiedziałam, że każdy oddech może być tym ostatnim. 
- Witaj, Harbingerze - wyszeptałam. 
Usiadł obok mnie, na ziemi, uniósł łeb i tak jak ja wpatrywał się w gwiazdy. 
- Boli cię?
- Tak. 
Przymknęłam oczy i pogrążyłam się w ciemności. Oparłam łeb o niego i tak siedziałam. Coraz ciężej mi się oddychało. Szkoda. 
- Harbi... - wdech. - To - wydech - pożegnanie. 
Wtuliłam się w jego futro. Bolało, bardzo bolało. Zamykały mi się oczy i nie byłam w stanie unieść wzroku na gwiazdy. 
Wdech.
Basior nic nie mówił. Nie wiedziałam dlaczego, ale rozumiałam. 
Wydech. 
Zatrzęsłam się i skuliłam, bo było mi teraz zimno. 
Wdech.
Objął mnie, nie zważając na to, że z kącików ust zaczęła wypływać mi krew i zapewne całego go pobrudzę. 
Wydech.
Zamknęłam oczy. Koniec. 
Wdech.

Każdy jest przekonany, że jego śmierć będzie końcem świata. Nie wierzy, że będzie to koniec tylko i wyłącznie jego świata.

Harbingerze?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template