|Perspektywa: Haxemon|
Ciemno...Ciemniej...
Jeszcze ciemniej...
Te słowa krążyły mi w głowie całymi nocami, mogłem jedynie czekać aż w końcu znikną. To one zawsze trzymały mnie na uwięzi i nie pozwalały mi iść do przodu – w stronę światła. Musiałem... musiałem być z nim. Z tą bestią, która nie pozwalała mi w końcu odpuścić sobie moje wszelakie grzechy. Z nim....
~*~
|Perspektywa: Malmazo|
Znowu wygrałem walkę o ciało, ten wilk jest taki słaby... jak mój pan mógł przekazać mnie komuś takiemu. Szedłem powoli przez las nie zważając na kamyki wystające z ziemi, gdyż i tak każdy omijałem sprytnie i zwinnie. Po chwili dotarłem do jakiegoś lasku, był dość interesujący. Wiosna dodawała całego uroku. Poderptałem jeszcze dalej, gdy zauważyłem jakąś rzeczkę. Prawdopodobnie to była ta rzeka Valar. Podszedłem do samej krawędzi wody, a następnie spojrzałem w prawo, gdzie zobaczyłem, jak i usłyszałem szumiący, wielki wodospad. Był bardzo uspokajający. Schyliłem łeb nad wodą, a następnie wziąłem kilka łyków wody. Niestety, ale po chwili usłyszałem szelest liści. Przestałem pić wodę i podniosłem powoli głowę do góry. Rozejrzałem się w prawo, w lewo, a na koniec za siebie, jednak nic nie zauważyłem. Postanowiłem, aby na razie nie uzupełniać całego organizmu Haxemon’a.Usiadłem w miejscu, jednak dalej nie było żadnych znaków jakiegokolwiek życia, ale... ja zawsze upieram się na swoim i wiem, ja po prostu to WIEM, że coś się poruszyło w krzakach. Nie myliłem się, po chwili kiedy zacząłem zastanawiać się czy na pewno nie przesłyszało mi się z mojej prawej strony wyskoczył wilk. Szybkim ruchem odwróciłem łapę i odskoczyłem. Miałem zostać zwykłą ofiarą? Ja, nigdy! Haxemon by się jedynie nadawał, ale Wielki Malmazo się nie da jakiemuś tam przegrywowi. Spojrzałem na upierdliwca, który śmiał mnie zaatakować, jednak ten dalej chował się w cieniu.
Ktuś?