Pewnego słonecznego dnia wybrałem się na dość długi spacer. Po dwóch godzinach spaceru zaczęły mnie boleć łapy postanowiłem, że chwilę odpocznę. Położyłem się na kamieniu, który wyglądał jak ryba. Po kilku minutach usłyszałem szum wody zza moimi plecami. Odwróciłem się, aby to sprawdzić. Była to piękna rzeka - Rzeka Valar. Kilka lat temu słyszałem o tej rzece, która jest piękna,i spokojna, lecz zdradliwa oraz niebezpieczna. Postanowiłem sprawdzić jak smakuje woda z Valar. Podszedłem, żeby się napić, lecz nagle poślizgnąłem się i wpadłem do wody. Pech chciał, że nie umiem pływać. Myślałem, że już po mnie i nagle pojawiła się moja jedyna nadzieja- kłoda. Chwyciłem się jej i wreszcie nabrałem powietrza. Po pięciu minutach do moich uszu doszedł większy szum. Były to Wodospady Dimrill.
-No super- powiedziałem do siebie.- Gorzej już chyba być nie może.
Gdy spadałem z krzykiem z ok. dziesięć minut widziałem, że niektóre wilki patrzą się na mnie i śmieją się pod nosem. Gdy wpadłem do wody straciłem przytomność. Gdy na chwilę otworzyłem oczy poczułem, że ktoś mnie ciągnie i ponownie straciłem przytomność. Po obudzeniu się zobaczyłem, ze znajduję się w jakimś domu. Po chwili dostrzegłem jakiegoś chudego wilka.
-Nie martw się. Nic Ci nie zrobię- powiedział nieznajomy.
-Kim jesteś?- zapytałem, starając się zachować spokój.
-Jestem Matt. Byłem uzdrowicielem do czasu wojny...
-Jakiej wojny?- zapytałem, wpadając mu w słowo.
-Wojny z inną watahą. I nie, nie wiem jaka to była wataha- odpowiedział na moje pytanie zanim zdążyłem je zadać.
-A gdzie tak w ogóle jestem?
-W moim domu. A mój dom jest w Magicznym Lesie.
-A to świetnie się składa. Dziękuję Ci za wszystko Matt. Muszę wracać już do domu - powiedziałem wychodząc.
-Żegnaj. I uważaj na wodospady - powiedział,a po chwili się roześmiał na dobre.
Gdy wracałem do domu spotkałem smoka, który na szczęście mocno spał. Gdy wróciłem do watahy było już dobrze po północy, więc ledwo żywy doszedłem do jaskini - zasnąłem.