-Jest ich za dużo! - krzyknął ktoś z oddziału. Miał rację. Wydawało się, że smoki mnożą się i mnożą bez końca. Małe, czarne Zmory atakowały całymi chmarami, nas było zaledwie garstka, a one, choć niewielkie, potrafiły mocno nas osłabić.
- Wycofujemy się! - krzyknęła przywódczyni oddziału - Rainbow. Cała grupa szybko znalazła chwilowe schronienie, by chwilę odpocząć i potem znów wrócić do ataku. Większość z nas była już pogryziona, ale nie na tyle, byśmy czuli się bardzo źle.
- Czy wszyscy są zdolni do walki? - zapytała jedna z wader. Rozejrzałam się dookoła, by sprawdzić, czy wszycy trzymają się na nogach. Nagle z tyłu dobiegł nas głos basiora.
- Ja... nie czuję się najlepiej. - mruknął. Rzeczywiście, wyglądał jakby miał zaraz zlecieć z łap.
- Will, Loedio, pomożecie mu zwrócić do centrum. Zabierzcie go do uzdrowiciela. - poleciła przywódczyni. Zmierzyłam chłodnym wzrokiem szarą waderę. Jej czerwone niczym owoce cisu oczy wydawały się wpatrywać w moją duszę. Loedia miała jeszcze jedną wspólną rzecz z tamtą rośliną. Była toksyczna, trująca. Po chwili kiwnęłam jedynie głową i podeszła do basiora. Podparłam go z jednej strony, by nie upadł, a Loedia stanęła z drugiej strony. We trójkę wyszliśmy z jaskini i szybkim, ale cichym krokiem skierowałyśmy się w stronę centrum. Całą drogę przebyliśmy w ciszy, a w powietrzu było czuć napięcie między mną, a Loedią.
***
- Został pogryziony przez Zmory. - odpowiedziałam na pytanie uzdrowicielki.
- Nic mu nie będzie. - odparła w końcu wadera. - Minie jeszcze kilka minut, zanim dojdzie do siebie, więc zostanie jak na razie tutaj.
Kiwnęłam tylko głową i wyszłam z jaskini, zostawiając pozostałe wilki za sobą. Postanowiłam rcić do oddziału i walczyć dalej. Tym razem droga okazała się dużo trudniejsza. Gdy byłam w połowie przed moimi oczami ukazał się czerwony blask, a później usłyszałam głośny, mrożący krew w żyłach ryk. Podbiegłam trochę do przodu, a później odwróciłam się, by zobaczyć smoka. Był lekko wyższy do przeciętnego basiora, miał błoniaste skrzydła i pazury mieniące się zimnym, białym blaskiem. Jego łuski były w kolorze krwi, a szpony i zęby wyglądały na ostre niczym noże. Nowy smok.
~ Cholera, nie wiem, jak z tym walczyć! ~ pomyślałam. Gad był zadziwiająco szybki i w parę sekund znalazł się tuż obok mnie. Ledwo uniknęłam jego ataku. Próbowałam znaleźć jego słaby punkt. Nic. Nagle wzbił się w powietrze. To była moja szansa na ucieczkę i powiadomienie Kesame o nowym zagrożeniu. Szybko wystartowałam i zaczęłam biec w kierunku centrum. Obejrzałam się, by sprawdzić, czy smok mnie goni. To był błąd. Nagle poczułam palący bój nad okiem i szpony, które zaraz potem przejechały po mojej skórze by dotrzeć do oka. Smok rozorał powiekę, a w miejscu oka zostawiły tylko zakrwawioną dziurę. Ból był niewyobrażalny. Poczułam metaliczny smak krwi w ustach. Nie zdążyłam nawet ruszyć łapą, a smok rozorał mi drugie oko. Ogarnęła mnie ciemność. Nic już nie widziałam. Gdy przed paroma minutami zobaczyłam tą bestię, nie przyszło mi nawet do głowy, że jej pazury będą ostatnim, co zobaczę w życiu. Upadłam na ziemię, krzycząc i zwijając się z bólu. W pewnym momencie usłyszałam czyiś głos. Następnie szum powietrza młóconego przez skrzydła i jeszcze inne głosy. Niedługo potem straciłam przytomność.
***
Obudziłam się. Nie wiedziałam, gdzie jestem. Słyszałam jedynie różne głosy wskazujące na to, że jestem bezpieczna. Chciałam otworzyć oczy, lecz nawet gdy próbowałam to zrobić, dostrzegałam tylko ciemność. Wydawało mi się przez chwilę, jakby moje ciało tonęło w otaczającej mnie czerni. Wtedy przypomniałam sobie, co się stało. Jedynym moim wspomnieniem były szpony i okropny ból.
Moja przyszłość malowała się w niekończącej się czerni, ale czy wilk, który stracił wzrok, może myśleć o jakiejkolwiek przyszłości?
- To już koniec. - powiedziałam cicho. Mimo, że żyłam, czułam się wtedy, jakbym umarła.
Jeśli ktoś chce odpisać, to może, jak nie, to nie