W taki sposób rozmawiałam z Flore, która była moją najlepszą przyjaciółką i wilkiem, w którym się zakochałam. Było mi jej brak w watasze, było mi jej brak przy sobie chociaż wciąż była w moim sercu. Chciałabym jeszcze kiedyś zobaczyć jej szaleńczo malinowe, duże oczy, w których drżały iskierki rozbawienia kiedy tylko powiedziałam coś śmiesznego. Dotknąć jej pachnącego jak wrzosy, złotego i przyjemnego w dotyku futra, które przypominało mi słońce – sama wadera promieniała przy innych wilkach. Była aniołem, a jej charakter był cnotą jej rodziny. Wiatr był jej domeną dlatego kiedy miałam okazje podziwiać potężne wiatry, łamiące gałęzie lub tylko je ciągające, wypowiadałam po cichu jej imię. Miałam nadzieję, że mnie usłyszy.
- Mamy ostatnio sporą epidemię smoków. Wiesz może jak temu zaradzić? – spytałam, ale nie oczekiwałam odpowiedzi. Mówiłam to tylko po to abym mogła cokolwiek wymyśleć. – Mam walczyć z nimi na śmierć i życie? Wolałabym nie. Według moich obliczeń wiele członków poniosłoby makabryczną śmierć, a tego naprawdę nie chcemy. Mam zrobić to na spokojnie, ale posiadać w sercu zimną krew w razie ataku?
Następnie usłyszałam głośny ryk smoka oraz machanie jego potężnych skrzydeł i poczułam intensywny zapach dymu, ulatniający się z wschodniej części watahy. Uderzenia stawały się coraz silniejsze jakby stworzenie walczyło z wilkiem. Nie powinnam się wtrącać, ponieważ byłam w oddziale, który musi zbierać potrzebny nam pokarm, a nie w oddziale, który walczy. „Zbierać pokarm”… Zamknęłam oczy i zaczęłam węszyć w poszukiwaniu jakiegokolwiek zwierzęcia, które wyżywiłoby członków, ale w głowie ciągle kołatały mi wspomnienia mojej tragicznej przeszłości. Dzieje się to kiedy grozi nam niebezpieczeństwo. Był to znak od Flore, która mnie strzegła. Zupełnie jak anioł stróż.
Nie minęła długa chwila kiedy wyczułam lekki, ale wyczuwalny zapach dorosłej sarny, bardzo dobrze odżywionej. Jedzenie! Oblizałam wargi na samą myśl o posmakowaniu jej przepysznej krwi. Zamieniłam się w cień i niepostrzeżenie przeniknęłam przez drzewa w kierunku zwierzyny. Miałam ją dopaść, a potem zabić, ale… Wpadłam na coś, nie wiadomo jakim cudem. Na pewno uważałam. Ups, raczej na kogoś, kto był dużym wilkiem. Z tego zdezorientowania zamieniłam się znowu w swoją dawną postać i opadłam na tylnie łapy.
- Sorry – rzuciłam. – Polowałam i cię nie zauważyłam. W polowaniu skupiamy się na zwierzynie, a nie na stworzeniach, które nagle wyskakują ci na pysk...
- A ja walczyłem – odparł z nutą wyczerpania w głosie. – Ze smokiem.
- Ze smokiem? Naprawdę? – parsknęłam. – Wcale cały las nie roi się od tych potworów, które same, dokładnie jak ty, przelatują ci przed nosem.
- Bardzo śmieszne – Przekręcił oczami. – Widzę, że spłoszyłem ci zwierzynę, na którą polowałaś, ale na horyzoncie pojawiają się Gordiany, dlatego nie mógłbym pozwolić ci wędrować samej. Jednego z nich przegoniłem, ale nie udało mi się tego dokonać z grupą – razem są o wiele silniejsi. Czy mógłbym przenieść cię w inne miejsce?
- „Przenieść”?
- Przemieścić się, to miałem na myśli. Zawsze wytykasz komuś błędy? – Przystąpił do przodu, lekko odwracając głowę. Jego pysk miał bardzo łagodny wyraz twarzy mimo walki, którą wcześniej stoczył. – Idziesz?
Kiwnęłam głową, uśmiechając się w przyjaznym geście i pobiegłam za wilkiem w głęboki las.
Nicolay?