11 lutego 2018

Od Tery cd. Carfida

– Łapy cię bolały? – krzyknął ze śmiechem, siadając pod regałem, na którego czubku siedziałam ja, zestresowana i spanikowana.
– Nudziłam się, to wlazłam – zaśmiałam się cicho, lecz moje oczy krążyły po widnokręgu biblioteki w panice. Tkwiłam w kropce, nie mogłam nic zrobić. Gdybym zmaterializowała przed sobą chmurkę, ta prawdopodobnie nie uniosłaby mnie na takiej wysokości, z czym wiązałby się upadek.
– Profesorze, ściągnie ją pan? – Usłyszałam głos Czarusia na dole, przez co mimowolnie spojrzałam w dół.
Przez chwilę zakręciło mi się w głowie, ale moją uwagę przykuł drugi, inny wilk. Jednak czy był on na pewno wilkiem, nie byłam w stanie stwierdzić. Wzbił się w powietrze, lecąc w moją stronę z uśmiechem na pysku. Tym razem nie wiedziałam, czy mam zacząć uciekać, czy pozwolić się dotknąć temu... Czemuś. Wyglądał jak duch, ale mógł swobodnie dotykać różnych przedmiotów. W tym mnie, o czym przekonałam się chwilę później, kiedy cieniste łapy wilka oplotły mnie w pasie i położyły na jego barku, jak szczeniaka. Mimo dziwnego uczucia, od wilka biła dobra aura, co utwierdziło mnie w tym, że wilk ten nie miał złych zamiarów i mogłam mu zaufać. Jednak nie potrafiłam wyjść z szoku. Kiedy dolecieliśmy do ziemi, wilk mnie postawił, a ja odskoczyłam od niego jak poparzona.
– Ja.. jak?! – wrzasnęłam, przez co uszy oby dwóch basiorów przylgnęły do głów. Moje tęczówki wędrowały po jego ciele, obserwowały go z ciekawością. Nie mogłam się na niego napatrzeć, a natłok pytań w mojej głowie zaczął mnie powoli przytłaczać. Gdzie się podziały odpowiedzi...? Basior-duch zaśmiał się donośnie, uśmiechnął w moją stronę, a po chwili ruszył w stronę wielkiej sali. Odprowadziłam go wzrokiem, a mój pyszczek co chwilę otwierał się, to zamykał. Poczułam obok siebie ruch, a potem ciepły głos znajomego basiora. Na dźwięk jego głosu przeszedł mnie dreszczyk, przez co moje futerko najeżyło się trochę.
– Chodź – szepnął do mojego ucha, a ja mimowolnie odwróciłam pyszczek w jego stronę, przez co prawie zetknęliśmy się czubkami nosów. Chciało mi się przez to śmiać.
Kiedy zobaczyłam, jak Czaruś wolnym krokiem ruszył za duchem, sama podreptałam za nimi. Uśmiechnęłam się do siebie. Przynajmniej odnalazłam swoją zgubę! Z uśmiechem rozglądałam się zaciekawiona po bibliotece, skupiając się głównie na dziwnych malowidłach na płótnach, wiszących na ścianach. Przez moją nieuwagę przeszłam pod nogami Czarusia, nawet o tym nie wiedząc. Basior zapewne zauważył moją osobę tuż pod nim, gdyż usłyszałam za sobą cichy śmiech. Odwróciłam się w jego stronę całym ciałem, decydując się na chodzenie tyłem, co mi nie przeszkadzało.
– Czaruś, dobrze ty się czujesz? – Zwolniłam z tempa, przez co znalazłam się z powrotem obok niego. Spojrzał na mnie z ukosa i zachichotał. – Jak cię poznałam, to taki nie byłeś!
– Zupełnie nie wiem, o co ci chodzi... – udał zdziwionego, odwracając wzrok z samo cisnącym się na jego pyszczek uśmiechem.
– W takim razie, CZARUSIU... – zaczęłam, chcąc upewnić się w jego reakcji na pseudonim. – Bródzia? Muzio? Ćwir-Ćwir? – Wymieniałam pseudonimy po kolei, jednak nawet to nie wzbudzało w nim irytacji, a uśmiech z jego pyszczka nie chciał zejść. – Mysio-Pysio? – wyszczerzyłam się w szerokim uśmiechu i tym razem Carfid spojrzał na mnie, unosząc brew do góry.
– Nie rozpędzasz się za bardzo? – zwrócił mi uwagę, a ja się zaśmiałam, przypadkowo „chrumkając” do tego. – Co to było...? – zaczął się śmiać, a mój śmiech stawał się coraz głośniejszy.
– Sama nie wiem, czasem tak mam! – Nadymałam policzki, starając się powstrzymać wybuch śmiechu, który udało mi się stłumić, kiedy dotarliśmy do tytułowej sali balowej.
Weszliśmy do środka, a moim oczom ukazały się majestatyczne instrumenty z hieroglifami, z którymi nawet szaman watahy miałby problem odszyfrować. Czaruś wyglądał na spiętego, kiedy duch poklepał łapą ogromne, czarne, lśniące w blasku słońca pianino, którego fotel aż kusił, by zagrzać na nim swoje tyły. Czaruś zapewne miał do wypełnienia zadanie w postaci zagrania jakiegoś utworu, co oznaczało, że w tamtym momencie odgrywałam rolę widowni, albo szkodnika. Spojrzałam znacząco na ducha, a on kiwnął lekko głową, uśmiechając się serdecznie. Nie zwlekając ani chwili, opuściłam salę i poszłam w głąb biblioteki...

Czaruś? Nie za bardzo wiedziałam, jak odegrać scenę z pianinem, więc oddaję to w Twoje łapy uwu

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template