Car jestem w stanie znieść, ale Czaruś? I to połączenie Car i Uś. W mojej głowie kłębił się zbitek ripost na ten temat, złośliwych dogryzek, jakich mógłbym użyć na waderze. Szkoda tylko, że jakiś ostatek kultury nie pozwolił mi na takie zwroty do samicy.
Po chwili ciszy, wyczułem namiętny wzrok Tery, wpatrujący się w każdy mój ruch.
- Co znowu? - mruknąłem, przymrużając ze znudzenia oczy. Oczy samicy były szeroko otwarte, a jej pyszczek lekko się uchylił, wydając z siebie cichy dźwięk westchnienia.
- A, tak sobie na Ciebie patrzyłam, Czaruś - zaśmiała się, przekrzywiając zabawnie głowę. Jej ruchy stały się z powrotem energiczne, a ogon podrygiwał w rytm naszych kroków.
Zaciągnąłem powietrze nosem, by troszkę przeczyścić drogi oddechowe świeżym, leśnym zapachem. Wyczułem ostry, dość specyficzny zapach zająca, przesiadującego gdzieś w ukryciu bardzo blisko naszych łap.
Tera na chwilkę została z tyłu. Nie zwróciłem na to zbytniej uwagi, wiadomo, pewnie chodzi o jakieś babskie sprawy. Jej ciało zniknęło za gałęziami rozłożystego krzewu.
- Nadal jesteś głodna? - zawołałem, obracając głowę w stronę Tery.
- Tak! - krzyknęła, wyskakując zza rośliny jak oparzona. Cały jej pysk wysmarowany był sokiem z dzikich, rosnących tutaj cały rok jagód. Na ten widok na moim pysku zagościł delikatny, ledwie widoczny uśmiech. Wyglądała przezabawnie, jak dziewczynka, która pierwszy raz dostała w swoje małe rączki szminkę od mamy.
Jednym ruchem wyciągnąłem sztylet i rzuciłem w stronę małego krzaczka. Słychać było cichy pisk. Trafiony, zatopiony. Ruszyłem leniwym krokiem w stronę ofiary, by odzyskać cenny nóż i jedzenie.
- Smacznego - podniosłem zająca za nogę i ostrożnie położyłem na śniegu.
- Ty nie jesz? - spytała, siadając na śniegu obok zdobyczy.
- Jakoś nie jestem głodny - odparłem, obracając się tyłem i wpatrując się w przebijające się promienie słońca. Doleciał do mnie zapach krwi i dźwięk łamanych kości.
- Idziemy! - krzyknęła, przybiegając do mnie. Mocno szturchnęła mnie w łapę.
- Proszę - trzymała w pysku kawałem mięsa razem z żebrami. Zerknąłem na nią ukradkiem i chwyciłem w zęby kawał. Poczułem się lekko zakłopotany, kiedy nasze nosy podczas wymiany jedzenia były aż zbyt blisko siebie.
---PO PARU GODZINACH MARSZU---
- Jesteśmy na miejscu - westchnąłem dumnie, wpatrując się w ogromny budynek starej akademii, zarośnięty pędami nowego życia. Tera stała zafascynowana, a jej oczy zwiedzały każdą, nawet najmniejszą cegiełkę.
Podbiegliśmy pod same drzwi. Samica pociągnęła mocno za klamkę, by otworzyć magiczne wrota. Szarpała się z nimi parę minut, aż zasapana popatrzyła mi w oczy.
- Tym to otworzymy - wyciągnąłem lekko zardzewiały klucz ze skórzanej sakwy.
Wsadziłem główkę klucza do dziurki, by usłyszeć tak długo wyczekiwany skrzyp ogromnych, bukowych drzwi.
- Zapraszam Panią - uchyliłem ciężkie drzwi i z uśmiechem wskazałem wejście waderze. Sama była zdziwiona moją uprzejmością i nagłą zmianą. To miejsce...to miejsce jest niezwykłe. Tutaj nie mam czasu na bycie swoją drugą stroną. Tutaj mogę cieszyć się życiem.
https://img00.deviantart.net/82cc/i/2017/147/6/4/grand_magical_library_by_giaonp-dbalk6j.jpg
Na samym wejściu przywitała nas ogromna biblioteka, a w niej ogrom zapomnianych już ksiąg.
- Tu jest odpowiedź ma wszystkie pytania - odparłem z uśmiechem, przemierzając drewniane półki wzrokiem.
- Czaruś, co z Tobą? - podbiegła do mnie i popatrzyła mi głęboko w oczy. W jej wzroku dało się wyczuć lekkie przerażenie.
- Co? - szepnąłem.
- Jesteś...jesteś jakiś inny - wpatrywała się we mnie zadziwiona, a jej łapy tarmosiły mój pysk jak babcia chcąca poznać swego wnuka.
Milczałem. Posłałem jej tylko lekki uśmiech i pociągnąłem za sobą.
Tera? Przepraszam, że tak długo :/