- Carfid, proszę - mruknął, wpatrując się w moje łapy. Przysiadł na rogu pianina, a jego metalowe okulary opadły na sam czubek nosa.
- Ja wiem, że to jest zbyt mało... - plątałem się sam, a moje oczy wpatrywały się w podłogę. Miałem wrażenie, że zaraz profesor splunie w moją stronę, tupnie nogą i wyjdzie.
Fried uśmiechnął się, wstał z pianina i zaczął klaskać.
- Brawo - prychnął, a na jego twarzy pojawił się grymas zadowolenia. Byłem z siebie dumny, nawet bardzo.
Teraz moją głowę zaprzątało jedno, gdzie podziewa się Tera? Byleby znowu gdzieś nie wlazła.
- Panie profesorze, wie Pan, gdzie jest Tera? - szepnąłem cicho. Znowu powie, że panienka, że o nikogo się nigdy nie pytałem.
- Już tutaj - pstryknął palcami, a już obok panina stała zakłopotana wadera.
- Chce żebyście stworzyli parę - uśmiechnął się, stukając laską w podłogę.
Byłem zakłopotany, a na pysku Tery pojawił się rumieniec z zawstydzenia.
- Ale my...my nie... - chciałem się tłumaczyć, ale nawet mi zrobiło się głupio.
- Nie o to mi chodzi, parę w muzyce - zaśmiał się donośnie, patrząc na mnie znacząco. O niczym innym nie myślałem, przecież, że nie. Wcale to nie zabrzmiało inaczej.
- Grasz na czymś? - spytałem nadal zakłopotanej Tery, która stała jak wryta.
- Nie gra, za to cudownie śpiewa - profesor poklepał ją po grzbiecie, dodając jej otuchy. Ta popatrzyła na niego z otwartym pyskiem. Tak, profesor wie wszystko.
- Ale...ja się będę czuła zakłopotana, jak będę musiała sama śpiewać - odparła, próbując jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
- To Carfid też zaśpiewa - westchnął cicho, wskazując laską na pianino.
- Ja nie potrafię śpiewać... - mruknąłem, a mój zły wzrok obleciał całego profesora.
- Carfid, rozmawialiśmy o tym - uderzył laską w podłogę. Owszem, rozmawialiśmy. Ale śpiewałem tylko przed nim i sobą samym. Nie potrafię śpiewać przed publicznością.
- Koniec gadania, proszę - odparł, poprawiając okulary na nosie. Popatrzyłem znacząco na Tere, nie wiem, jakie zna utwory. Rzucę cokolwiek, może będzie znała.
Tera? Zaśpiewasz? :P