14 października 2017

Od Toxikity cd. Alpina

– To on, ten, co cię tak skrzywdził, tak mówił, nie ty. Przepraszam.. – uścisnął moją łapę, tym samym zapobiegając mojemu odejściu. – Nie lubię wtykać nos w nieswoje sprawy, i tak zostanie. Ale irytuje mnie, kiedy ktoś mówi, że jest nikim. Kiedy ktoś tak myśli. Zapomnij o wszystkim, jeśli musisz, ale nie zapomnij, kim i czym jesteś. A jesteś rozumną wilczycą, wystarczająco, by żyć własnym życiem – uśmiechnął się. – Podziwiam cię. – dodał, a mnie zamurowało. Naprawdę, tak o mnie myśli..?
– Przepraszam – sięgnęłam po wino, starając się uspokoić w sobie szalejące uczucia. – Odebrało mi mowę..
– Miałaś odwagę stać się niezależna. Przybyć w obce miejsce i próbować wrosnąć tu. – powiedział, a w jego oczach widać było resztki smutku po opowiedzianej wcześniej historii.
– Odwaga nie ma z tym nic wspólnego. – odparłam twardo, nie wierząc w słowa wypowiedziane z ust basiora.
– Mylisz się. Nie zdołał cię złamać. – Alpinie, nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz..
– Owszem. Zdołał... - w moich oczach, mimowolnie zbierały się łzy. Głupia! – Po prostu pozbierałam resztki, i uciekłam. – dopowiedziałam, starając się opanować neonową łzę, chcącą spłynąć po moim poliku.
– Pozbierałaś resztki, uciekłaś i posklejałaś wszystko. Czy to nie powód do dumy? – uśmiechnął się lekko, czego nie odwzajemniłam.
– Nie umiem wytłumaczyć, jak to było – odparłam, przenosząc wzrok na swoje łapy.
– Nie musisz. Ale w końcu rozpoznasz w sobie własną moc. Dopóki tego nie zrobisz, zawsze będziesz się czuła rozbita – wyjaśnił, lecz nawet nie chciałam spojrzeć w jego oczy. Nie mogłam..
– Chcę tylko.. Normalnie żyć... – głos zaczął mi się załamywać. Dlaczego muszę ukazywać słabość, dlaczego akurat przy nim?!
Nagle, Alpin zbliżył swój pysk do mojego. Miałam mętlik w głowie, nie wiedziałam, co począć. Ja.. Ugh, jesteś tak głupia, Tox! Po co ty mu się w ogóle zwierzasz?! I tak za twoimi plecami, będzie szydził z ciebie, wyśmiewał i rozpowiadał sekrety! Ale.. Alpin..? Nie, to by nie było.. Do niego podobne... Naprawdę, nie wiedziałam, co robić. W końcu, basior zabrał głos.
– Nie wolno ci zapomnieć o swoich możliwościach – położył swą łapę na mojej. Miałam ochotę strzepnąć ją, odejść i przy okazji splunąć mu w twarz. Za kogo on się uwarza?! ...Tox, okłamujesz samą siebie.. ZNOWU...
Przez jego łapę do mojej, przeszedł jakby płomień, ale.. Dodający energii. Nie wiem, czy sprawił mi ból, ale wątpię, wnioskując to po wyrazie twarzy basiora.
– To jest w tobie. Pomogę ci to odnaleźć. Nauczę cię – szepnął, lecz mój wzrok, na dobre przykuły błyski światła przebiegającymi między naszymi.. Złączonymi łapami. – Kiedy będziesz gotowa. – dodał, a ja przeniosłam wzrok na jego pysk. Malował się na nim troskliwy uśmiech, chcący dodać otuchy.
– Alpin, ja.. – moje wargi drżały. Ponownie nie wiedziałam, co odpowiedzieć. – Ja muszę wiedzieć... Czy.. Czy mogę ci zaufać..? – spojrzałam w jego oczy, niepewnie.
– Toxikito, oczywiście, że możesz.. – jego uśmiech poszerzył się, mrużąc lekko oczy.
Poczułam się.. Dziwnie... Pierwszy raz, mam komuś zaufać? Tak, o? Ja nie wiem.. Po raz kolejny, nie wiem, nie wiem, nie wiem! Odwróciłam wzrok, przygryzając wargę. Czy na pewno tego chcę? Nie chcę, by powtórzyła się sytuacja sprzed lat. Ale.. Czułam potrzebę, by ktoś przy mnie był. By mnie pocieszył, pierwszy raz, od lat. Zwierzyć się. Ech.. Dlaczego to wszystko musi być takie trudne?! Spojrzałam ponownie na basiora, a kąciki moich ust drgnęły ku górze. Wtem, przypomniałam sobie, iż jego łapa nadal spoczywa na mojej. Wymiana „energii” zakończyła się, gdyż nie odczuwałam już jej napływu, więc dlaczego nie zabrał łapy? Popatrzałam to na niego, to na łapę. Kiedy zaczaił, o co chodzi, zabrał łapę, śmiejąc się nerwowo i przepraszając. Nie widziałam, co w tym złego, jednak czułam jakieś dziwne, coś.
– Alpin.. – zaczęłam.
– Hmm? – zerknął na mnie przelotnie, wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą leżały złączone nasze łapy.
– Co to jest.. Za uczucie..? – przechyliłam lekko łeb. – Takie mrowienie, pomieszane z radością... – uniosłam lekko brwi, a basior spojrzał na mnie, zdziwiony, po czym się zaśmiał.
– To jest przyjaźń, Toxikito. – uśmiechnął się. – Zechciałabyś zostać moją przyjaciółką? – mrugnął do mnie, na co się uśmiechnęłam. Pierwszy raz, w życiu, tak szczerze. Nawet na Alpinie wywołało to niemałe zdziwienie, lecz przyćmił to uśmiechem wypowiedzianego przedtem pytania.
– Nie miałam nigdy przyjaciół, więc.. Czemu nie... – odparłam, nieśmiało. – Dolejesz? – podsunęłam nosem pustą już szklankę Alpinowi.
– Jasne. – chwycił w pysk szklane naczynie, dolewając czerwonej cieczy do mojej szklanki.
– Dzięki... – powiedziałam i zanurzyłam nos w szklance, swym zielonkawym jęzorem pijąc wino.
– Co ty na to, byśmy opowiedzieli co nieco o sobie? – uśmiechnął się zachęcająco, a mnie na chwilę zacięło.
– Ech.. Ja...
– Jeśli nie chcesz, nie musisz.. – dodał, a jego uśmiech zmalał.
– Nie, nie.. Nie ma problemu – wlepiłam wzrok w swoje łapy. Powiedzieć mu, nie powiedzieć... Takie decyzje wilkowi naprzykrzają się okropnie. Skoro mam być jego przyjaciółką, chyba wypadałoby, bym coś o sobie powiedziała? Przystanę na to, najwyżej zostanę ponownie zraniona, lecz nie przejmę się tym. Pora zaprzestać okazywać słabość, ukryć to wszystko.
– No to, kto zaczyna? – odsunął od siebie pustą już, trzecią szklankę, patrząc w moje oczy.
– Mogę ja... – odparłam, będąc w lekkich obawach.
– Dobrze, zamieniam się w słuch – usadowił się wygodniej, kładąc łapę na łapę.
– Co bym mogła ci powiedzieć.. Cóż... Jak już zdążyłeś się dowiedzieć, w dość.. Nieprzyjemny sposób – zmarszczyłam brwi, na wspomnienie o sytuacji z Nathing i szczeniętami. – Mam 7 lat, urodziny będę mieć... Nie pamiętam za dobrze, chyba trzydziestego pierwszego grudnia... – zwróciłam oczy ku górze. – Tak, chyba tak. – ponownie spojrzałam na Alpina. – Na imię mi Toxikita, inaczej znana jako 41. Nie pamiętam nic z wcześniejszego życia. Nie znam swoich rodziców, rodzeństwa.. Nawet nie wiem, czy ich w ogóle miałam. Czy naprawdę się tak nazywam, również nie wiem. – westchnęłam ciężko. – Tak samo, nie wiem, jaki miałam przedtem charakter, jaka byłam, czy kogoś miałam. Trudno mi to stwierdzić, określić... Mało co o sobie mogę powiedzieć, niestety... – odwróciłam pysk, patrząc pustym wzrokiem na ścianę. Dlaczego mnie to spotkało? Widocznie byłam tak głupia i łatwowierna, że powierzyłam się w łapy jakiegoś psychola.
– Hej, spójrz na mnie – odezwał się, lecz ja nie raczyłam na niego spojrzeć. – Tox, mówię do ciebie... – poczułam czyjąś łapę na poliku, która po chwili zwróciła mój pysk w stronę Alpina. – Nic się nie stało, to nie twoja wina... – uśmiechnął się nikle.
– Mmm... No niech ci będzie... To teraz ty! – nieumyślnie zamerdałam ogonem, wprawiając tym wilka w lekkie rozbawienie.
– Aż taka ciekawa jesteś? – parsknął cichutko.
– Ja.. Ja nie... – starałam się wytłumaczyć.
– Dobra, dobra. Nie było tematu.. – puścił do mnie oczko, by po chwili kontynuować swą wypowiedź. – Jak i ty również wiesz, nazywam się Alpin. I, cóż.. Mam dziewięć lat, ale jako tako, jestem nieśmiertelny. – po wypowiedzeniu ostatniego zdania, dwóch ostatnich słów, wmurowało mnie w glebę.
Nieśmiertelny? Ale... Jak?
– Tak, tak, toż to niemożliwe, blah, blah, blah. Zalety mentora magii – zaśmiał się.
– Aa.. Co z twoją rodziną..? – zapytałam, czym wprawiłam Alpina w zakłopotanie. Basior przełknął gulę w gardle. Chyba trafiłam w słaby punkt...

Alpinie?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template