Walczyłam z jakimś dziwnym stworem, biegłam, skakałam, byleby nie dać się złapać. Wspięłam się na drzewo, stamtąd strzeliłam strumieniem. Zabolało go, o dziwo, bo nie jest ognisty. Nagle zamachnął się łapą, próbowałam stworzyć tarczę, ale było już za późno. Zrobiło mi się czarno przed oczami, a po chwili… Zaraz. Ujrzałam, że znajduję się w swojej jaskini, a przez wejście wpadają promienie słońca. Czyli to był tylko sen? Nie chciało mi się wierzyć, ale jednak. W sumie dobrze, bo ta walka nie mogła się skończyć zbyt miło, przynajmniej dla mnie. Wstałam i wyszłam z jaskini, rozglądając się dookoła.
- Nawet ładnie tu. I miło. Jakaś odmiana od lasu i samotności. - Szeptałam do siebie, tak jak zwykle. Postanowiłam wbiec do lasu, ukryć się przed światem i przy okazji trochę zabawić. Może nawet uda się coś upolować? Gdy weszłam trochę głębiej, wskoczyłam na drzewo i spojrzałam w trawę. Coś jest! Przeszłam po gałęzi, postarałam się zejść jak najciszej, rzuciłam się na stworzonko, które… Zwiało, zwiało między krzaki. Starałam się gonić królika czy tam zająca, ale bez skutecznie. W końcu wpadłam w takie zarośla, że nawet bieg był niemożliwy, a co dopiero szybka gonitwa. Zaczęłam się jakoś pokracznie człapać do światła, które migało między drzewami. Hop, i jestem. Tylko jeszcze skręcić w prawo, przeczołgać się pod konarem i… Ał. Coś mnie ugryzło!
- Spadaj ty durny owadzie, pszczoło czy inna oso! - zaczęłam wymachiwać łapami jak głupia, i nie pomyślałam o tym, że na dwóch umiem się utrzymać tylko przy podparciu. Po chwili już leżałam na grzbiecie, a owad ulotnił się między drzewa. Dzisiaj mam jakiegoś pecha, najpierw uciekł mi zając, teraz pszczoła czy co to tam było. Gdy już trafiłam do swojej jaskini, zauważyłam świetlika. Najpierw go zignorowałam, ale zaczęło się ich zbierać coraz więcej, i więcej, tak jakby chciały mi pokazać że ten dzień nie jest taki zły. Zaczęłam skakać za świetlikami, biegać, gdy znalazłam się w nieznanej części watahy. Owady prowadziły mnie jeszcze trochę, gdy zobaczyłam las. Ale inny od tego, w którym byłam. Znajdowało się tam jeziorko, kolorowe roślinki i inne dziwne rzeczy. Chciałam wskoczyć do jeziora, ale przyjrzałam się jeszcze raz. Miało ciemniejszą niż zwykle wodę, nie było zbyt przekonujące. Wróciłam do siebie, położyłam się i spojrzałam w dal. Nagle poczułam coś dziwnego, i zdałam sobie sprawę że nic dziś nie zjadłam. Mój organizm wyraźnie dawał mi znaki, że za długo nie pociągnę.
- Jutro coś zjem. Rano. - obiecałam sobie w myślach, mimo że nie byłam tego pewna. Miałam dziwne wrażenie że nie zjem czegoś ot tak. Że będę musiała się postarać o posiłek.