Do tego uwagę przykuwał ogon, czyli bardzo długa oraz potężna kita. Uszy, większe niż u zwykłego wilka, jakby nastawione, a sam pysk zgrabny, w sam raz.
- Dzień dobry - grzecznie się przywitałam.
- Witaj - odrzekła wadera, przeżuwając kolejny kawałek mięsa.
- Jestem Kirameki - zaczęłam jakąkolwiek rozmowę.
- Saori de la Pesadilli - odparła od niechcenia, patrząc na mnie mierzącym wzrokiem.
Usłyszawszy imię, nie zapamiętałam nawet połowy, dlatego uznałam, że będę się zwracać do niej po prostu "Saori".
Przez kolejne parę sekund panowała cisza. Wilczyca jadła, a ja tylko łakomie się temu przyglądałam.
- Chcesz? - usłyszałam propozycje.
- Nie, nie, dziękuje - wadera wiedziała, bardzo dobrze, że odmawiam, tylko żeby nie wyjść przed nią źle. Sama też byłam tego świadoma.
Pomimo, że nie jadłam niczego od rana, nigdy nie lubiłam nadużywać czyjejś dobroci.
- Przecież widzę, że chcesz - zaśmiała się pod nosem. - Ślina ci cieknie i język ucieka! Weź - oderwała trochę, po czym rzuciła, w moją stronę.
Już chciałam zjeść, kiedy przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
- Może przysmażone będzie lepsze? Uwierz, to nie potrwa długo, a efekt będzie pyszny! -zaproponowałam.
Saori skinęła głową. Ze skupieniem utworzyłam chmurę dymu. Następnie, mocą umysłu, przeniosłam martwe ciało jelenia nad ogień. Patrzyłam przez chwilę jak się piecze i przerzuciłam na drugą stronę. Idealnie, osiągając brązową barwę, udało mi się przygotować "danie", nie spalając go na węgiel.
- To by było na tyle - zgasiłam płomień. - Mam nadzieje, że będzie smakować!
Saori?