Szczerze powiedziawszy, z niejaką zazdrością patrzyłem na patrole, które przemierzały las. Oni przynajmniej mieli co robić, a dla takiego kogoś jak ja, zwykłej eskorty, robota znajdywała się raz na dłuższy czas. Jedna wielka nuda.
- A co mi tam, przejdę się. - Mruknąłem do siebie. Wstałem i, nucąc pod nosem, ruszyłem w nieznanym mi kierunku. Szedłem dróżką, mijając niekiedy wilki.
***
Zakradłem się do zwierzęcia tak, aby wiatr wiał mi w pysk - nie mogła mnie wyczuć. Stąpałem ostrożnie, nad każdym krokiem myśląc dwa razy. Gdy byłem już blisko, skoczyłem na szyję zaskoczonej sarny i jednym potężnym kłapnięciem kłów niemal odgryzłem jej głowę.
- Mniam - oblizałem wargi - będzie pyszna kolacja. - Powiedziałem z zadowoleniem i odciągnąłem truchło między drzewa, aby w spokoju móc zjeść.
Gdy już zabierałem się za posiłek, dostrzegłem wystającą zza drzewa łapę.
- Co do cholerki? - Mruknąłem, podchodząc bliżej. Moim oczom ukazała się leżąca wadera. Przybrałem kamienny wyraz pyska, a moje oczy ponownie stały się barierą, oddzielającą Mnie od mojego rozmówcy. - Hej, żyjesz? - Zapytałem głośno. Wtedy oczy wadery otworzyły się, i rozejrzała się zaspana dookoła. Spojrzała na mnie i drgnęła. - Hej, spokojnie - zacząłem - jestem Hiro. Jesteś na terenach Watahy Smoczego Ostrza. Co tu robisz, jeśli mogę wiedzieć? - Z lekkim trudem przywołałem pogodny wyraz pyska, patrząc na nią i czekając. - Może chcesz coś zjeść, tak poza tym? - Wskazałem za siebie na truchło.
Kaylay? Może zjemy? :P