25 października 2017

Od Layer C.D. Ayoko Sato

Wadera dalej stała i tylko patrzyła się na mnie, jak ciele na malowane wrota. W sumie to muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie byłam w tak dziwnej sytuacji. Zazwyczaj od razu zostałam informowana, czy druga osoba chcę kontynuować rozmowę ze mną, czy nie. W tym przypadku było zupełnie inaczej. Wadera tylko stała jak wryta. Nie wiedziałam co mam robić. Może przez tego guza coś jej siadło na mózg?.. Nie no, bądźmy dobrej myśli. Postanowiłam znowu zagadać. Cisza ta była strasznie długa, żadna z nas w ogóle się nie odzywała. Musiałam przerwać to milczenie, bo owa wilczyca chyba mogłaby stać tak do rana, patrząc się na mnie.
- Powiesz coś wreszcie? Pomóc ci wrócić do domu? - spytałam, próbowałam brzmieć jak najcieplej, ale powoli traciłam cierpliwość.
Nagle stało się coś tak niespodziewanego, myślałam, że padnę. Wadera spojrzała się na mnie a następnie odwróciła się i po prostu poszła w drugą stronę. Ze zdziwienia aż otworzyłam pysk i siedziałam tak "zacięta" przez parę minut. Patrzyłam się na miejsce, w którym przed chwilą stał wilk.
- Co do?.. - powiedziałam cicho do siebie.
Rozejrzałam się po okolicy, potrząsnęłam łbem, gdy dotarło do mnie w końcu, co się stało. Wstałam, lekko otrzepałam się z ziemi. Zaczęłam iść żwawym krokiem w stronę mojej jaskini. Na szczęście nie znajdowała się ona daleko. Dlatego udało mi się do niej dotrze jeszcze przed totalnym zmrokiem. Weszłam w głąb mojego mieszkanka, doszłam do mojego legowiska i rzuciłam się na nie. Byłam naprawdę zmęczona po dzisiejszym dniu. Rano małe polowanie, w południe trening a na wieczór, eee... Spotkanie?.. Nawet nie wiedziałam jak to nazwać, dlatego postanowiłam iść spać i nie zawalać tym sobie głowy. Przewróciłam się na drugi bok, delikatnie się pokręciłam i w końcu usnęłam...

***

Rano obudziły mnie promienie słoneczne padające prosto na mój pysk. Lekko otworzyłam oczy i od radu ja przymrużyłam, bo oślepiło mnie światło. Przeciągnęłam się na leżąco i ziewnęłam. Przewróciłam się na drugi bok, chciałam iść spać dalej, ale... Przypomniała mi się wczorajsza sytuacja. Otworzyłam nagle szeroko oczy i lekko spięłam mięśnie. Może była to tylko halucynacja? Takie sytuacje chyba się nie zdarzają. Nie, nie, nie.. Tak nie było... Ale...
- Nie wierzę - powiedziałam cicho wstając i siadając na posłaniu.
To zdarzyło się naprawdę, to nie był sen...
Postanowiłam znaleźć waderę, może jej się coś stało, może nie dotarła do domu? Nie mogę się tym męczyć. Muszę ja znaleźć. I jak pomyślałam, tak zrobiłam. Wstałam i jak wstałam, tak wyszłam. Nawet nie przygotowywałam się specjalnie. Po prostu opuściłam moją jaskinię i udałam się w stronę miejsca, w którym wczoraj ostatni raz widziałam wilczycę. Po jakichś dwudziestu minutach już byłam na miejscu. Rozejrzałam się po małej polance, na której wczoraj przebywałyśmy. Zauważyłam miejsce, w którym stała wadera oraz jej kroki. Zaczęłam podążać po śladach starając się nie zboczyć z nich. Starałam się robić jak najmniej hałasu, poruszałam się bezszelestnie, przeszłam już dość długą drogę, gdy nagle... Zobaczyłam ciało. Już myślałam o najgorszym, podeszłam bliżej. Na ziemi leżała wilczyca, którą wczoraj spotkałam. Na szczęście żyła. Postanowiłam ją obudzić, nie będzie spała jak jakiś bezdomny w lesie, w przypadkowej kałuży...
- Halo, pora wstawać - lekko potrząsnęłam wilkiem, przyglądając mu się uważnie.
Długo nie musiałam jej budzić, po chwili otworzyła ona oczy i szybko poderwała się do pozycji siedzącej.
- Co, zgubiłaś się jednak? - spytałam.
- Nie - odpowiedziała mi dość chłodno.
Trochę się zdziwiłam oraz jednocześnie lekko się zdenerwowałam, bo próbowałam dowiedzieć się czegokolwiek o tej waderze, proponowałam jej jakąkolwiek pomoc, poradę, rano poszłam jej szukać a ona nadal zachowuje się jak... Nie powiem co?! O nie, tak nie będzie, ja sobie w kaszę dmuchać nie dam. Powoli zaczęło się we mnie budzić moje gorsze "Ja", ale starałam się to opanować.
- Niech ci będzie - rzekłam z rezygnacją, jednakże próbowałam dalej. - A może pomóc ci w polowaniu?
- Nie jestem szczeniakiem! - odwarknęła mi wadera.
- Taaa, jasne. Może nie wiekowo, ale mentalnie jak najbardziej - odgryzłam się jej.
Popatrzyłam się waderze głęboko w oczy, wiedziałam, co stanie się dalej, przewidziałam to. Jednakże nie próbowałam uciekać. To byłoby bez sensu... Nagle wadera rzuciła się na mnie, wiedziałam, że tak będzie. Przewróciła mnie i stała nademną. Widziałam w niej żądze śmierci, mojej śmierci. Jednak nie obawiałam się, tylko zawadiacko się uśmiechałam. Wadera była lekko zdziwiona moją miną... W tym momencie coś zrzuciło ją ze mnie. Niestety mogę się tylko domyślać kto to, mam parę pomysłów, ale to nie czas na rozmyślanie. Od razu po tym incydencie poderwałam się i odeszłam parę kroków dalej. Chciałam dać sobie z nią spokój i po prostu odejść, ale oczywiście nie było to tak łatwe, jakbym chciała.
W momencie, w którym zrobiłam parę kroków w tył, wilczyca szybko wskoczyła na gałąź najbliższego drzewa. Myślała chyba, że nie umiem poradzić sobie z lodem, haha, śmieszne. Usłyszałam charakterystyczny odgłos, towarzyszący zamrażaniu przedmiotów. Gruba warstwa bardzo twardego lodu zbliżała się do mnie po ziemi niesamowicie szybko. W tym samym momencie za pomocą telekinezy uniosłam większy, nieoblodzony konar nad ziemię i teleportowałam się na niego. Wilczyca przez chwilę nie wiedziała, gdzie jestem. Uniosłam w górę parę konarów i teleportowałam się z jednego na drugi przy okazji skacząc po nich. Wadera próbowała dogonić mnie wzrokiem, ale było to wręcz niemożliwe. Po paru minutach takiego skakania poczułam już lekkie zmęczenie. Chciałam to jak najszybciej zakończyć. Teleportowałam się razem z moimi "platformami" jak najbliżej wilczycy. Spojrzałam jej głęboko w oczy. wydawało mi się, że czas się zatrzymał. Lód rozchodził się coraz wolniej, zaczął powoli dosięgać moich platform, które powolutku zaczynały pokrywać się szronem... Wdarłam jej się do umysłu pokonując wszystkie "zabezpieczenia". Pokierowałam waderą tak, że udało mi się nakłonić ją do przerwania zamrażania naszego otoczenia. Widać, że była tym dość mocno zmęczona.
Świat wrócił do normalności, opuściłam głowę wilczycy. Przestałam unosić "moje" konary, lód zatrzymał się i nie pochłaniał już ziemi, drzew i innych rzeczy. Unosiłam się na jednej z moich platform idealnie na przeciwko wadery, która ciągle siedziała na gałęzi. Byłam zmęczona. Ona również, było to widać.
- To jak, możemy już skończyć? - westchnęłam mając nadzieję, że to już koniec.

Ayoko Sato?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template