Czas bardzo szybko mi minął, przeszłam przez jakąś łąkę i stałam już na skraju lasu. Bór ten był bardzo gęsty, ciemny i wyglądał dość złowrogo o tej porze dnia. Oczywiście nie zniechęciło mnie to do wejścia w puszczę. Powoli zagłębiałem się w odmętach lasu. Mimo, że szłam coraz głębiej, nie stawał się on coraz gęstszy. A raczej na odwrót. Był on dość mało porośnięty drzewami, krzewami czy inna roślinnością. Idąc, co jakiś czas spotykałam małe jeziorka i inne tego typu malutkie zbiorniki wodne.
- Idealnie... – powiedziałam do siebie cicho z zawadiackim uśmiechem.
Chwilkę namyślałam się, jak mogę to rozegrać. Nagle wyrwałam z miejsca bardzo szybkim biegiem. Przebiegłam najpierw pod wysokimi krzewami, kuląc się, by kolce owych krzewów mnie nie dosięgnęły. Następnie tuż po nich przeskoczyłam przez wielki zwalony, porośnięty mchem pień. Po drugiej stronie wylądowałam idealnie w środku jednego z małych jeziorek, nawet nie wiem czy to było jeziorko... Wyglądało trochę bardziej jak kałuża... Ale nie było czasu by się nad tym rozwodzić, bo wybiegając z jeziorka musiałam przeskoczyć mały krzew.
Przez pewien czas biegałam tak pokonując różne przeszkody, aż w końcu zwolniłam do bardzo wolnego truchtu i wywiesiłam jęzor ze zmęczenia. Bardzo głęboko oddychałam. Starałam się jak najszybciej ogarnąć. Było to dość trudne, ponieważ serce przez tą aktywność fizyczną biło jak oszalałe a futro było całe mokre od wody i potu. Wyglądałam okropnie, dlatego też, udałam się do najbliższego, czystego jeziorka z prawdziwego zdarzenia i obmyłam swoje futro oraz łapy. Mimo tego, że byłam cała mokra od wody było mi ciepło. W końcu jest lato.
Była już dość późna pora a księżyc wspinał się powoli ku szczytowi nieba. Szłam spokojnym krokiem w stronę mojej jaskini, gdy nagle usłyszałam szelest, co było dość dziwne, bo mam bardzo słaby słuch. Jednakże wzrok mam wybitny, a moje turkusowe oczy, lekko świecące neonową poświatą były w stanie dojrzeć nawet najmniejszy szczegół w dzień, jak i w nocy. Odwróciłam łeb i w świetle księżyca ujrzałam posturę jakiegoś wilka, wyglądał on na waderę.
- Hmm, kto oprócz mnie szwenda się po tym lesie... – cicho mruknęłam pod nosem do siebie.
Podeszłam parę kroków bliżej. Tak, była to wadera na sto procent. Ujrzałam również więcej detali jej wyglądu. Jej futro było koloru czarnego z lekkim grafitowym połyskiem a pysk zdobiły kremowo-beżowe kropki nad dwukolorowymi, przenikającymi oczami. Podeszłam jeszcze bliżej, dzieliło nas tylko parę metrów. Wadera wpatrywała się we mnie i stała jak słup soli. Nie wyglądała jakby chciała pierwsza coś powiedzieć, dlatego ja przejęłam inicjatywę.
- No siema, co się taki patrzysz? Języka w gębie ci zabrakło? – zapytałam, po czym dodałam już trochę milej – nie stój jak słup soli, przecież i tak już z Tobą gadam, więc wypadałoby coś powiedzieć.
Powiedziałam to przewracając oczami i przy okazji siadając.
- Nie zabrakło mi języka w gębie – odwarknęła mi.
- O, widzę ostra babka, wydaję się być spoko, trzeba trochę milej w takim razie – pomyślałam i powiedziałam – dobra, luz. Żartuje sobie trochę. Lepiej powiedz czy dojdziesz sama do domu, bo ten guz na Twojej głowie, nie wygląda dobrze.
Powiedziałam to patrząc się ciągle prosto w jej oczy, nie odrywając od nich wzroku. Przeszywałam ją moim wzrokiem na wskroś i próbowałam się czegoś dowiedzieć, bo wadera dalej milczała
- Nie udane polowanie? – powiedziałam wiedząc, czym spowodowana jest rana na jej głowie.
Ayoko Sato?