20 października 2017

Od Ayoko Sato

Spokojnym krokiem, spacerowałam po lesie. Słońce miło przygrzewa, ptaki ćwierkają. Idealna pora na małe łowy. Brzuch powoli dawał znak, czego żąda. Trzeba się pośpieszyć. Uważnie obserwowałam każde drzewo i krzak. Nagle coś wyczułam. Pochyliłam głowę i spowolniłam krok. Jest! Średniej wielkości sarna, zajadała się liśćmi z krzaczka. Idealnie! Machnęłam ogonem podekscytowana. Przyczajona, zbliżałam się do niej. Gdy nagle ptak wydał z siebie skrzek, a sarna podniosła głowę, zauważając mnie. Zawsze! Co one się jakoś komunikują!? Sarna jak tylko mnie zobaczyła, przeskoczyła krzak, a ja rzuciłam się za nią w pościgi.
Oddech mi przyśpieszał, a serce biło coraz szybciej. Cóż za bieg, skręt po skręcie, skok za skokiem, ależ to jest uparte! Rozpędziłam się i już miałam skoczyć, by wgryźć się w jej tył, gdy nagle ostro skręciła, a przede mną pojawiło się drzewo:
-Jasna chole…!-Nie dokończyłam.
Drzewo lekko się zakołysało, a z niej uciekały ptaki, zakłócając cisze lasu. No i jeszcze ten jęk bólu.
Dotknęłam urazu na głowie. Syknęłam z bólu, zabierając łapę. Ukradkiem spojrzałam na uciekającą w oddali zwierzynie. Boże, co za wstyd. Uszy opadły, a ogon został podkulony. Jęknęłam, starając się wytrzymać ból:
- Spokojnie, zostanie tylko… Duży siniak, bardzo duży. - powiedziałam do siebie, z powrotem łapiąc się za obolałe miejsce.
Z trudem wstałam i po nieudanym polowaniu, postanowiłam wrócić do domu:
- Łał, ty zawodową łowczynią, normalnie szybka i… Obolała - jęknęłam.
Spojrzałam przed siebie, próbując znaleźć wyjście. Gdzieś jest. Znam prawie wszystkie ‘puszcze’ jak własną kieszeń… Której nie mam.
Oh najgorszym poniżeniem by było, gdybym się zgubiła, ale to niemożliwe! Wszystko, co ma początek, ma też i koniec wystarczy dobrze się rozejrzeć, a nie błądzić. Tak mawiał tata, wyuczył mnie wszystkiego! Tak jakby dawał całą swoją wiedzę mi, ale, po co mi teoria, skoro praktyka jest zupełnie inna, albo przynajmniej trudniejsza. Wyrwałam się z zamyśleń, gdy zobaczyłam koniec lasu. Uśmiechnęłam się, gdy promienie słońca dotarły do mojego futra. Nagle osłupiałam, byłam pewna, że widzę czubki góry. Gdzie ja jestem? Musiałam pobiec, za tą sarną na południe. Super! Teraz mam dwa razy większą drogę do domu! Oh, co ja pocznę! Obolała, głodna, zmęczona i zdenerwowana. To na pewno nie mój dzień! A mama mówiła. Zostań w domu, baraninę nam sąsiad upchnie! Nie zachciało się dziczyzny, a teraz nie mam ani tego, ani tego! Jeszcze po drodze, zeżrą mnie ptaki!
Schowałam się do lasu. Jeśli nagrzeje się na słońcu, to będę miała wielkie problem ze zdrowiem, a ciężko znaleźć w tych regionach dobrego medyka!
Szłam wolnym krokiem, a nad moją głową latała ‘czarna chmura’. Już zaczęłam obliczać czas, ile mi zajmie dojście do domu i czas mojego zgonu. Oj Kassi bądź bardziej optymistyczna! Wzięłam wdech:
- Jak tylko wrócę do domu. Położę się i tyle - jęknęłam.
Spajałam w głąb lasu i o dziwo widziałam posturę wilka, patrzył się na mnie. Zignorować go? Czy może podejść? A może, sam podejdzie? Nie ma mowy, że podejdę, co Oj już nie wymyślaj głupot!
- Hmmm... - mruknął wilk

Ktoś?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template