Ostatnimi czasy jest zwyczajna, wnerwiająca do szpiku kości szaruga. Pada, pada, pada i paaadaaaa cały czas. Halo, ludy, wiosna istnieje! Mamy WIO-SNĘ, nie żadną jesień. Po kiego licha pogoda tak się zmówiła, żeby mnie wnerwiać? I tak mam dość idiotów na swojej głowie.
Przyspieszyłam kroku, chcąc zostawić szarugę za sobą i jak najszybciej wbiec do suchej jaskini. Kurczę, jak tak dalej pójdzie, wyprowadzam się na Saharę. Tam przynajmniej nie ma deszczu. Ale jest piasek. Ostry, nieustannie włażący we wszystkie zakamarki ciała oraz tego i owego piasek. No, panno Tęczo, spróbuj wymyślić coś innego.
Wdech, wydech. Wdech wydech. Uspokój się, kochanie. Błagam, uspokój się, bo ludzie zobaczą. Nie eksploduj z tej całej całej skrajności. Deszcz nie ma tu nic do rzeczy.
Eksplodowałam.
- WYZYWAM CIĘ, SZARUGO! WYGRANY BIERZE POGODĘ! - ryknęłam na cały głos. W tej samej chwili niedaleko rąbnął piorun. Moje ciało napełniło się czystą energią. Od łap do ogona przebiegło drżenie. W oczach zabłysł niezdrowy błysk. Puściłam się biegiem. Przyspieszyłam, a potem jeszcze bardziej. Byłam naprawdę szybka, szybsza od wszystkiego. Dyszałam jak w transie, wciąż pełna energii. Zobaczyłam wejście do jaskini i chcąc nie chcąc zwolniłam. Wpadłam do jaskini, a jednocześnie zauważyłam ruch, oraz jakąś ciemną postać. Basior. Zareagowałam szybko - nie minęło mrugnięcie okiem, a już siedziałam na nim okrakiem, podduszając mu gardło.
- Co tu robisz? - warknęłam, wściekła.
Jakiś biedny basiorek? xd