4 października 2017

Od Kalisty Laguny Merlin cd Harbringera

- Przecież nie wyglądasz staro. Ona ma siedem lat, ja pięć, nie widać między nami różnicy w ogóle. Jesteś starszy o rok? - Słowa same wypłynęły z moich ust. Chciałam tylko pociągnąć jakkolwiek rozmowę, analiż coś ważnego się dowiem. Niestety za późno zdałam sobie sprawę jak niemiło było o to pytać w jego sytuacji...
- Nie. Mam piętnaście lat. Prawdopodobnie zostało mi jeszcze cholerne pięć, zanim trzeci raz umrę. Rozumiesz? Nie wiem już co mam robić, a na dodatek moja przyszła żona chyba w ogóle nią nie zostanie.
Zamknął mnie tym. Na sekundę przystanęłam. Aż zaniemówiłam, powoli zamknęłam pysk i spojżałam gdzieś przed siebie wstydząc się. Kroczyliśmy dalej w milczeniu do mojej kryjówki. Przez tą głuchą ciszę poczułam się jeszcze gorzej. Czas uciekał niemiłosiernie szybko, na dzisiejszym pustym niebie pojawił się łysy księżyc. Kiedy dotarliśmy do mojej niewielkiej, zarośniętej przy wejściu mchem, jaskini nie wytrzymałam i odezwałam się głośno.
- Wybacz mi... Ja jak coś palnę... Jestem beznadziejnym deszyfrantem... - Do oczu napłynęły mi łzy, ale szybko je otarłam i nim basior zdążył coś powiedzieć oznajmiłam - Mimo to nie pozwole tej całej zjawie cię prześladować. Skoro nie mogę kodami, zawalczę magią. Przyjdź do mnie jutro o świcie. Zrobię wszystko co w mojej mocy by złamać klątwe. -
Popatrzyłam mu w oczy. Cudownie zielone ślepia od których zimna przeszedł mnie dreszcz... Z nerwów wbiłam pazury w wilgotną ziemię.
- Zgoda. - Harbringer skinął głową
i odszedł. Odetchnłam głęboko. Dam sobie z tym radę. Pędem pobiegłam znów do biblioteki potrącając przy tym inne wilki i taranując niektóre krzaki, później ławki. Wjechałam głośno nogą "z buta" pchając ogromne drzwi i przeczesałam wzrokiem wszystkie książki z półki magicznej. Zaczęłam chaotycznie zrzucać wybrane egzemplarze, aż zaskoczona bibliotekarka wstała zza wygodnego biórka i wystraszona próbowała je wszystkie jakoś złapać. Nagle zeskoczyłam z ogromnej, drewnianej drabiny przed jej oblicze i jednym zaklęciem sprawiłam, że to co strąciłam uniosło się w górę nad nasze głowy, wijąc się w błyszczącej, granatowej mgiełce. Starsza wadera chrząknęła poprawiając swój okular.
- Nie mogła pani tak od razu użyć tego czaru? Te wybrane księgi
i papirusy to w większości jedyne dostępne sztuki na całą krainę. Trosz... nawet pełny szacunek należy im okazać z tegoż powodu! - Machnęła na mnie palcem.
- Przepraszam, ale to sprawa życia
i śmierci. Później oddam. - Wysapałam i na głębokim wdechu wybiegłam z sali. Zaczarowane książki sznureczkiem zaraz za mną, wymijając z lewej strony urażoną waderę...
Usiadłam przed moim ulubionym, wiekowym drzewem. Gałęzie zaszumiały na wietrze. W ciągu kilku minut zapisałam we własnym kodzie wszystkie możliwe zaklęcia ochronne, zapobiegające klątwom oraz przeciw urokowe.
Pstryknęłam palcami mamrocząc czar i wszystkie książki "dostały skrzydeł i odfrunęły" ciurkiem, do biblioteki na swoje miejsce, według współżędnych, które im przy okazji zaprogramowałam.
Przede mną była jeszcze najcięższa robota. Przeróbka danych dla wzmocnienia i zamaskowania czarów ochronnych własną energią.
Wszystko trwało aż do zmierzchu, okazało się to rozszerzoną matematyką, dlatego mocno mnie wyczerpało psychicznie i fizycznie. Na szczęście długi, skomplikowany kod, który ochrzciłam "Projekt duhh" był gotowy i zaprogramowany tak bym w każdej chwili mogła przekazać go Harbringerowi. Otarłam czoło z potu i powolnym krokiem wróciłam do swej jaskini. Padłam ciężko na posłanie i momentalnie zasnęłam.
Ze snu wyrwały mnie kroki. Niepokoiło mnie iż kierowały się na mnie jednak ani drgnęłam, bo po chwili ucichły. Odetchnęłam ciężko. To pewnie jakies nocne zwierzęta. Niestety myliłam się ponownie. Zmarszczyłam nos bo poczułam coś na rodzaj kwasu. Oczy błyskawicznie mi się otworzyły błyskając błękitem. Zerwałam się odskajując ostro w lewo i w tym samym ułamku sekundy na ścianę poleciała zielono-fioletowa fiolka trucizny roztzaskując się o kamień. - Defferni! - Krzyknęłam i pojawiła się wokół mnie bariera ochornna, dzięki czemu nic na mnie nie odprysło. Przyjmując pozycję bojową rozglądnęłam się. - Wyłaź kimkolwiek jesteś! - Warczałam sprawdzając oczami każdy kąt.
Niespodziewanie zza mchu wyszła, stukając pazurami o kamienną posadzkę, biała wadera. - Co do... Ingreed? - Wyszeptałam. - Tak, to ja.
- Odparła z kamiennym wyrazem twarzy. Coś w niej było nie tak... Czy Ingreed miała tak intensywnie zielone oczy? - Nie rozumiem... - Zamrugałam i automatycznie weszłam w swą przestrzeń kodów. Moje obawy się ziściły. Widziałam zarys ciała ukochanej Bringera lecz to tylko przykrywka, bo na niej kryła się skomplikowana seria cyfr... Nigdy wcześniej takich nie widziałam. Jakieś antyczne, czy co? - Nie musisz rozumieć Kalisto. - Odparła jakby czytając moje myśli. Z każdym kroczkiem zbliżała się niebiezpiecznie blisko mnie... Drgnęły mi uszy. Odniosłam wrażenie, że coś frunie prosto w moją czaskę, przebijając powietrze z pełną prędkością. Miała odwrócić moją uwage! Padłam na ziemię, chwyciłam szczękami jej nogę, obruciłam sie na przednich kończynach, a tylnymi ją powaliłam bez większego trudu.
Moment po tym kolejna fiolka uderzyła w ścianę brudząc ją kolorową zawartością. Wadera się odgryzła i mój bark krwawił od cięć pazurami. Teraz gdy zajrzałam w głąb niebieskich warstw łamiąc jednocześnie pierwsze litery kodu tła, dostrzegłam nad nią przezroczyste macki. To nie była prawdziwa Ingreed, ale coś co ukradło jej kształt i jakoś zyskało cielesność.
Tym czymś była "nasza" zjawa. Pytanie brzmi jak to się stało?

<Harbringer? Tak, zamieszałam, ale może coś wymyślisz xD>

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template