może by czuł,
jak łzy ciekną po policzkach
wiatr szumi, niby burza w sercu;
A usta milkną.
Otworzyłam oczy i raptownie się podniosłam. Oddech miałam niespokojny, urwany, a moje posłanie było mokre od potu. W lustrze stała rozczochrana postać na szeroko rozstawionych nogach, z rozszerzonymi źrenicami i niespokojnym wzrokiem. Nie chciałam ma siebie patrzeć. Zamknęłam oczy i się uspokoić. Pragnęłam poczuć chłodne powietrze na policzkach. Ono najlepiej koiło moje nerwy.
Wyszłam z jaskini. Wiatr był dzisiaj niespokojny - tak jak ja.
- Co cię niepokoi w tę pogodną noc? - zapytałam go. Tak naprawdę były to jedynie puste słowa, rzucone w przestrzeń. Zmrużyłam powieki i przystanęłam. Cisza i spokój. Jedynie szmer wichru dokoła. I trzepot skrzydeł...
Spojrzałam na właśnie lądującego przede mną wilka.
- Co tu robisz? Też nie możesz spać?
- Można tak powiedzieć.
- Tak, znam to - odparł, wskazując łapą kierunek - Przyjdziemy się?
Nie miałam nic przeciwko. Jednak mój własny spacer przed chwilą się skończył.
- Właściwie to... spałem przez chwilę. Przyśnił mi się jeden ze szczeniaków stąd. Wydawał się być wspomnieniem. Myślałem trochę o tym i... - przerwał na chwilę, jakby przypomniał sobie coś smutnego. - Nie mogłem już zasnąć. A tobie? Coś Ci się śniło?
- Śnił mi się brązowy wilk.
- Kto?
- Nie wiem.
Zapatrzyłam się w gwiazdy.
- Przestraszyłaś się?
Na pysk chłodna obojętność.
- To nie wstyd się bać.
- Zależy czego - odparłam, patrząc w jego ślepia swoimi, chłodnoszarymi ślepiami.
Sirius?