Postanowiłem, że tego dnia zrobię sobie coś w rodzaju "dnia wolnego". Wolnego od wszelkich zmartwień, po prostu nacieszyć się jesienną pogodą i ostatnimi promieniami słońca. Przez bardzo długi czas najzwyczajniej w świecie spacerowałem bez celu po terenach watahy, idąc wzdłuż Rzeki Valar. Przy okazji upolowałem jelenia. W końcu dotarłem do zakończenia Rzeki, przede mną rozciągał się cudowny widok - Wodospady Dimrill. Ułożyłem się wygodnie na trawie, tuż nad brzegiem niewielkiego jeziora, do którego, rozchlapując wodę wpływał wodospad. Leżałem tam i leżałem, myśląc o najróżniejszych rzeczach. "A gdyby tak kota skrzyżować z tygrysem, to wyszedłby tygrys o ubarwieniu kota, czy raczej kot o ubarwieniu tygrysa?". Moje myśli zdecydowanie nie należały do szczególnie odkrywczych. Zagłębiłem się do reszty w rozmyślaniach, zupełnie tracąc kontakt z rzeczywistością. Plusk wodospadów, szelest zeschłych liści - wszystko to wydawało mi się odległe i w żaden sposób ze mną samym nie związane. Nie docierał też do mnie fakt, że ktoś właśnie się do mnie odezwał, coraz głośniej i z coraz większym naciskiem.
- Halo? Czy wszystko w porządku?
Dopiero teraz poderwałem głowę jak oparzony, jednocześnie z całej siły uderzając głową o gałąź drzewa. Stęknąłem z bólu i popatrzyłem na stojącego przede mną wilka. Była to wadera. Miała jasno różowe futro, a na szyi chustkę i naszyjnik.
Misia?