- Laos, co tu robisz? - pomyślałem, że to będzie dobre wstępne pytanie.
- Nic szczególnego. Dopiero co się obudziłam i tak sobie siedzę.
- Mogę się dosiąść?
- Jasne, siadaj - odsunęła się w bok, by zrobić mi miejsce
Bez słowa usiadłem obok niej. Moja mama zawsze powtarzała, że gdy ktoś jest smutny, wcale nie trzeba go pocieszać. Czasem wystarczy przy nim po prostu być. Siedzieliśmy w milczeniu, zaczęło kropić. Nadal siedzieliśmy. Przestało padać. Siedzieliśmy. Pojawiła się dobrze znana już tęcza. Siedzieliśmy wciąż, ale tym razem Laos się odezwała:
- Nauczyłam się wymieniać kolory tęczy.
- To dobrze - odparłem - Chociaż nie wiem do czego ta wiedza może się przydać. Tak samo jak gwizdanie, pstrykanie palcami czy choćby umiejętność dmuchania balonów nosem.
- Co? - zapytała Laos ze śmiechem
- Miałem kiedyś wujka, który to potrafił. On zawsze umiał wszystkich rozbawić, był wyluzowany i wiecznie uśmiechnięty.
Postanowiłem przemilczeć smutny fakt, że wujka zabił niedźwiedź, bo wlazł prosto do jego gawry. Nie zamierzałem psuć jej humoru. Wciąż wyglądała na trochę przygnębioną ale już nie tak bardzo. Cieszyłem się, że udało mi się chociaż trochę poprawić jej nastrój.
Laos? :)