Poruszałam się cicho, choć trudno było unikać nastąpienia na jakąś gałązkę, bo w tej części lasu było ciemno i ledwo je widziałam. Poruszałam się wolno, przystając na każdy szelest. Nie podobało mi się, że wokoło panuje mrok, że słabo wtapiałam się w tło, a wróg mógłby mnie bez przeszkód śledzić. Mimo to ostrożnie posuwałam się do przodu. Nie martwiłam się, że idzie mi tak wolno. Wyliczyłyśmy, że dojście do doliny zajmie nam mniej więcej tyle samo czasu, bo Taravia miała do pokonania dłuższą drogę.
Kiedy mrok zaczął rzednąć poczułam się, jakby coś oderwało się od mojej piersi i w końcu pozwoliło mi oddychać. Dopiero teraz zauważyłam, jak duszno było w środku lasu.
Po raz pierwszy od przybycia do watahy weszłam do doliny. Spojrzałam w kierunku, z którego miała nadejść samica alfa. Miałam nadzieję, że poradziła sobie równie dobrze jak ja. Obróciłam się i o mało nie wpadłam na żółtego wilka. Byłam na siebie wściekła. Powinnam bardziej uważać. Na szczęście Taravia wyglądała, jakby nie zauważyła mojego zaskoczenia.
- Podejdź bliżej - szepnęła, wykonując dziwny ruch łapą.
<Taravia? Tak wiem, jakość opowiadania leci na łeb, na szyję. Mówiłam, że nie umiem wymyślać akcji...>