Płynęłam rzeką podążając za Painą idącym przy brzegu. Nagle w oddali ujrzałam wodospad. Pewnie większość wilków by się przeraziła, ale ja się bardzo ucieszyłam. Gdy byłam już na skraju urwiska zleciałam razem z wodą w dół. Leciałam głową w dół, czekając aż zetknę się z wodą. Miliony małych kropelek zraszało moje futro. Kochałam to uczucie. Zamknęłam oczy. Skierowałam się w to samo miejsce, co zawsze. Wpadłam do wody robiąc ogromny plusk. Znałam te wody na pamięć. Wiedziałam dokładnie, gdzie są najgłębsze i najpłytsze miejsca. Wiedziałam też, gdzie rosną lecznicze wodorosty. Wiedziałam wszystko, co związane było z tą rzeką. Wynurzyłam się głowę z wody i zobaczyłam przerażonego Painę, biegnącego w moją stronę.
- Nic... nic ci nie jest? - spytał zdyszany basior.
- Nie. - Zaśmiałam się pod nosem. - Robię to codziennie. Kocham to. - spojrzałam w jego zdziwione oczy.
- Naprawdę? Nie boisz się? - spojrzał na mnie krzywo.
- Miałabym się bać swojego żywiołu?
- Ach, racja.
Poszliśmy dalej z nurtem rzeki. Znaczy on poszedł, a ja popłynęłam. Nagle z nieba zaczął padać deszcz. Przez małą dziurę przedzierało się słońce. Stworzyła się piękna tęcza. Stanęłam w wodzie patrząc na rozmaite kolory. Paina, widząc że się zatrzymałam również stanął.
Paina? Lubisz tęczę?