6 października 2016

Od Taravii cd. Nathing

Nathing podeszła do mnie i przycupnęła obok. Uporczywie wpatrywałyśmy się w jeden punkt przed nami, wyczekując tajemniczej osoby. Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, czy aby nie jest to zasadzka, lecz szybko odpędziłam od siebie ten czarny scenariusz. Znam te tereny na własną kieszeń i zastanawiam się, jak ten wilk chce przedrzeć się tu bez mojej wiedzy.
Poczułam, że powoli brakuje mi powietrza. Tlen gęstniał w moich płucach, rozrywając je od środka, a przed oczami zaczęły tańczyć mi złośliwe mroczki. Wbiłam pazury w ziemię i starałam się pewniej stanąć na łapach, lecz nagle moje mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa.
Padłam na ziemię, otumaniona, kątem oka dostrzegając leżącą obok Nathing. 
Zmrużyłam oczy, zbierając w sobie resztki sił i podniosłam się na drżących łapach.
- Nathing? - szepnęłam, lecz wadera nie odpowiedziała. Widocznie zostałam potraktowana nieco lżej. 
Wciąż czułam nieznośny ból w każdej cząsteczce mojego ciała, lecz tym razem postanowiłam działać. Łamiącym się głosem wyszeptałam pod nosem parę niezrozumiałych dla innych słów, pozbywając się bólu. A więc była to trucizna, jak dotąd mi nieznana.
Powietrze przeszył świst, a w moją stronę powędrowały trzy srebrne ostrza. 
Jedno zniszczyłam w trakcie lotu, rozpraszając jego cząsteczki po całym terenie.
Drugie, podkręcone, odrzuciłam za pomocą czarnej magii.
Trzecie, cienkie, praktycznie niezauważalne, zbliżyło się do mnie za szybko, bym zdążyła zareagować. Na szczęście moje ciało nie zawiodło mnie i strzałka z metalicznym odgłosem odbiła się od twardych, złotych łusek powstałych na piersi. 
Z trzeciej, odbitej strzałki ciekła fioletowata maź, prawdopodobnie kolejna trucizna. Uniosłam brew i zniszczyłam ją, aby później znów nie zostać nią zaatakowaną. 
- A jednak, obroniłaś się. 
Wiedziałam, gdzie stał, czułam go wyraźnie. Nie wiedziałam jedynie kim był i czego chciał. 
- Miałaś przyjść sama - stwierdził, a ja odwróciłam się w jego stronę, spoglądając mu głęboko w oczy.
Wbrew moim oczekiwaniom nie wyglądał groźnie. Wysoki, szczupły basior o jasnym, miodowym futrze i ciepłych, brązowych oczach. Spoglądał na mnie z nieskrywanym zaciekawieniem, tak, jakbym była jego eksperymentem. Nie sposób było wychwycić w tym spojrzeniu nienawiści czy szaleństwa. 
- Nic mi o tym niewiadomo - mruknęłam, prostując się. Po dawnym bólu nie było już śladu. 
Westchnął ciężko, a ja wychwyciłam lekki ruch powietrza nieopodal Nathing. Cofnęłam się o krok, zbliżając się do niej. 
Kolejna strzałka, prawdopodobnie znów zatruta, leciała w jej kierunku. Wytworzyłam wokół niej tarczę z cząsteczek srebra, które skutecznie odbiły atak. 
- Wybudź ją. - zażądałam. 
- Dlaczego miałbym to zrobić?
- Bo cię o to proszę. Zależy mi na niej.
Usłyszałam ciche, kpiące parsknięcie, lecz po chwili Nathing zamrugała oczami, poruszając się nieznacznie. Odetchnęłam w duchu, podtrzymując założoną wcześniej blokadę, aby nie mógł zaglądnąć w moje myśli. 
Szara wadera wstała i zmierzyła wzrokiem mnie i basiora. 
- Coś mnie ominęło? - zapytała, a ja jedynie pokręciłam łeb. 
- Nie. - odparłam, nie spuszczając wzroku z brązowookiego - Rozmowa dopiero się zaczyna.

Nathing? ^^

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template