- Spokojnie Ingreed, wiem gdzie rosną inne takie kwiatki. - Pocieszyłem ją. - Chodź.
Widocznie moja córka w cale nie miała zamiaru ze mną iść. Widziałem po jej minie, po jej zachowaniu, że się mnie boi. W cale nie chciałem wyglądać na morderczego i mściwego ojczulka, ale raczej nie dam się zmienić. Podły, bezlitosny, zły, nikczemny, nieobliczalny, morderca, zabójca. Tak widzą mnie moje dzieci.
- Tatusiu, ale tamten kwiatek mi się podobał. - Wyjąkała In przytulając się do mojej łapy.
- No cóż, skoro aż tak tobie na nim zależało, przejdziemy się nad rzekę i poszukamy nowego kwiatu. Może tym razem w twoim kolorze oczu? Astrei na pewno spodoba się taki piękny kwiatek. - Zapewniałem. Ingreed uśmiechnęła się, polepszyłem jej nieco humor. Ruszyliśmy razem wolnym krokiem w stronę jeziora. Po drodze nazbieraliśmy cały bukiet różnokolorowych kwiatów, które z pewnością Astrea polubi ten podarunek. Chodź w cale jej nie lubię, ona w sumie mnie też za to, że kiedyś się z nią pokłóciłem. Dotarliśmy nad jezioro. Wszystko byłoby super, gdybym po drugiej stronie malowniczej krainy nie zauważył intruza. Był to mojej wielkości wilk, basior, co zdążyłem zauważyć. Zaniepokoiła mnie krew lejąca się z jego pyska, i całe zakrwawione łapy. "Musi być dobrym wojownikiem..." - Zamyśliłem się. Nagle usłyszałem wycie. Domyśliłem się, że jest to atak na watahę. Próbowałem dotrzeć telepatycznie do myśli mojej żony i przekazać jej, że atakują, niestety była za daleko abym mógł cokolwiek jej powiedzieć.
- Ingreed, kiedy ci powiem, chwycisz mocno za mój medalion, przygotuj się, czeka nas lot. - Mruknąłem i obnażyłem kły w stronę wilka. Był coraz bliżej brzegu, a po drugiej stronie w lesie błyszczały już czerwone, żółte i niebieskie ślepia.
- Czego chcecie? - Warknąłem najeżając się.
- Spokojnie, przybywam z dalekiej krainy, nie chcę wojny, proszę jedynie o schron...- Odezwał się. Śmierdziało mi to podstępem.
- Niestety nie możemy cię przyjąć, mamy już zbyt wielu członków. - Odpowiedziałem. Widziałem w jego oczach, że w cale nie potrzebuje schronienia.
- Błagam, zaprowadź mnie do alfy, może chociaż na drzewie będę mógł się przespać. Jutro rano wyruszę, obiecuję. - Błagał sztucznie wilk.
- Ja, jestem alfą. I mówię ci, że nie mamy dla ciebie miejsca. - Krzyknąłem.
- Strasznie nie gościnny jesteś...- Mruknął. - TERAZ!
I nagle 5 wilków wyskoczyło zza drzew. Jeden przypominał mi kogoś z przeszłości. Kogoś, kogo przez swoją głupotę straciłem...Ale...Ale to nie może być on. Nie uwierzyłbym że jeszcze żyje. Czułem, że czas się ulotnić. Nie dam rady sam na 6 wilków z córką u boku. To ona sprawiła ciężar, gdyby nie to, pokonałbym ich.
- Teraz Ingreed! - Powiedziałem i wzniosłem się w górę. Nagle, jeden z wojowników się odezwał.
- Stop!
Spojrzałem się na niego pytająco. Chodź nie byłem nastawiony do niego przyjacielsko.
- J..Jak..Jak masz na imię? - Zapytał śnieżnobiały basior podchodząc powoli.
- Nie musisz wiedzieć bachorze! - Warknąłem i wystawiłem pazury.
- Proszę tylko o ujawnienie imienia. - Przewrócił oczami. - Nie jestem uzbrojony, i wiem, że mi nie ufasz, ale to możesz zrobić.
- Zero. Zero Blackfire. - Warknąłem. - Coś jeszcze chcesz powiedzieć zanim zbiorę armię?
- Ja...Ja chyba znam to imię...I..Zero..Zero jest..Jest tylko jeden. - Złapał się za głowę. - Miałem kiedyś ojca...Ojca który tak się nazywał. Porwano mnie za dzieciaka, i już go więcej nie widziałem...Czy..Może wiesz..
Zaniemówiłem. Właśnie tego się obawiałem. Nagle stanąłem na ziemi, przyglądając się wilkowi. Ingreed siedziała na moich plecach schowana za uszami.
- Thomas? - Spojrzałem na basiora z niedowierzaniem. - Ty żyjesz?
Z wrażenia łza pociekła mi po policzku, po tylu latach, znalazłem swojego syna, tego, którego porwały demony, tego, który był praktycznie nie żywy...Nie wiedziałem co powiedzieć, chciałem aby ze mną został, ale Taravia na pewno go nie polubi.
- Udało mi się przeżyć, ale nie było łatwo. - Westchnął. I spojrzał na resztę wilków stojących obok. - To Reus, Mago, Limo i Akibhar. Moi przyjaciele. Oni nie szukają stada, ale..Mi byłoby coś takiego potrzebne...
- Oczywiście, możesz dołączyć. Wy też, ale więcej nie chcę mieć takich akcji. - Warknąłem do reszty. Tamci wzruszyli ramionami, i zniknęli za krzakami. Więcej ich nie widziałem. Wróciłem do centrum z moim synem. Cieszyłem się, że w końcu go znalazłem. Całkiem zapomniałem o Ingreed, która..Ona..Po prostu zasnęła wtulona w moją sierść. Weszliśmy do jaskini.
- Taravia? Jesteś?
- Tak kochanie. E... Kto to jest? - Podniosła brew w górę. Wiedziałem, że tak będzie.
- Bardzo mi miło. - Ukłonił się. - Mam na imię Thomas. Znaczy... Od niedawna Kiba. - Uśmiechnął się.
Taravia? ^-^